SAUL ALVAREZ: CIĄG DALSZY NASTĘPUJE
Moją zeszłoroczną opowieść o Saulu Alvarezie (42-0-1, 30 KO) przerwałem na pojedynku z Shane'em Mosleyem. Zainteresowanych odsyłam tutaj. Teraz jedynie podsumuję wydarzenia ostatniego roku, aby zawodowy biogram Meksykanina był kompletny przed pojedynkiem z Floydem Mayweatherem Jr (44-0, 26 KO).
Po pokonaniu w maju 2012 roku Mosleya (47-8-1, 39KO) Alvarez związał się ze stacją Showtime. Oczywistym jest, że ta decyzja nie należała do niego, a był on jedynie pionkiem w szachowej rozgrywce Golden Boy Promotions nastawionej na wyłuskanie z HBO przede wszystkim Floyda Mayweathera Jr.
W swoim debiucie dla nowej stacji „Canelo” miał spotkać się z solidnym Paulem Williamsem (41-2-0, 27 KO). Niestety niedługo po ogłoszeniu tej decyzji Williams miał wypadek motocyklowy i został sparaliżowany od pasa w dół. Wówczas Golden Boy Promotions wytypowało na jako zastępcę Victora Ortiza (29-4-2, 22KO). Okazało się jednak, że to nie koniec kłopotów, bo 23 czerwca w Los Angeles Ortizowi niespodziewanie szczękę złamał Josesito Lopez (30-6, 18 KO). Konsternacja w obozie Saula i Oscara De La Hoyi była wielka, ale i desperacja w znalezieniu przeciwnika nie mniejsza, więc w efekcie padło na mniejszego Lopeza. Ostatecznie zbyt duży i silny Alvarez zniszczył dzielnego Josesito w pięciu rundach. Przy okazji krytycy zarzucili mu, że walczy z mniejszymi przeciwnikami, choć w całej tej sytuacji nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
Kolejny szykowany przeciwnik miał już zagwarantować wielkie widowisko pomagające wypromować młodego Meksykanina. Naturalnym wyborem w tej sytuacji był Miguel Cotto (37-4, 30 KO), ale ten musiał najpierw uporać się w Nowym Jorku z Austinem Troutem (26-1, 14 KO). Portorykańczyk, który nigdy nie przegrał w Madison Square Garden, został jednak zdominowany i zaskakująco swobodnie pokonany przez Amerykanina. Choć dyrektor wykonawczy GBP Richard Schaefer starał się ocalić dochodowy pojedynek Alvarez-Cotto, to podobno „Canelo” chciał czegoś więcej niż przegrany, choć wielki przeciwnik. Zamiast tego zażyczył sobie mniej medialnego, ale zwycięskiego Trouta. 20 kwietnia Meksykanin pokonał rywala w Alamodome w San Antonio przed niemal 40 000 fanów, czyli największą bokserską widownią w USA w tym roku. Od tego czasu zaczęto śmielej ogłaszać, że narodziła się nowa gwiazda.
Ciąg dalszy na pewno nastąpi, jednak w którą stronę się potoczy zależy od jednej nocy 14 września.