KARASS PRZEŁAMAŁ BERTO
Nie udał się powrót Andre Berto (28-3, 22 KO) na ring po wcześniejszej porażce z Robertem Guerrero. Przed momentem przegrał przed czasem z twardym Jesusem Soto Karassem (28-8-3, 18 KO), który tym samym sięgnął po wakujący tytuł Ameryki Północnej w wadze półśredniej.
Już pod koniec drugiej minuty Meksykanin trafił mocnym, bardzo obszernym prawym sierpem, wyraźnie raniąc faworyzowanego rywala. Amerykanin jednak odpowiedział w drugim starciu dwoma ładnymi kontrami, gdy odchylając się na cios rywala odpowiadał po balansie ciała prawym podbródkowym. Dodał do tego jeszcze kilka lewych prostych i w narożniku zrobiło się spokojniej.
Berto najwidoczniej spodobało się to co robi i w trzeciej rundzie stojąc na zakrocznej nodze po prostu prowokował Karassa do bomb z prawej ręki, na jakie odpowiadał po odchyleniu. Wyglądało to ładnie, tylko było bardzo ryzykowne. Niespodziewanie Jesus powrócił świetnym czwartym starciem, w którym zepchnął całą nawałnicą ciosów byłego dwukrotnego mistrza świata. Podobny scenariusz miała piąta runda, choć przynajmniej tym razem w ostatnich sekundach Andre zaczął się odgryzać.
Kryzys Amerykanina trwał i przez połowę szóstej odsłony skoncentrował się praktycznie tylko na defensywie. Bronił się nawet nieźle, ale w ogóle nie atakował i dopiero na koniec zaczął polować lewym hakiem w okolice wątroby.
Na półmetku Karassa dopadł kryzys i teraz nieoczekiwanie to on oddał rywalowi siódmą rundę, ale w ósmej powrócił i zaczęła się wojna dwóch wyczerpanych pięściarzy na przełamanie. W dziesiątej rundzie jeden i drugi "pływał" ze zmęczenia i nawet celne ciosy nie robiły już na rywalu wrażenia, bo nie miały mocy. Walka toczyła się bardziej w głowie i sercu, a o sukcesie miał zdecydować hart ducha i większe serce. W jedenastym starciu Berto trafił dokładnie pod prawy łokieć swoim lewym hakiem w okolice żeber i zmusił Jesusa do przyklęknięcia. Ten jednak szybko powstał i zaraz samemu odpowiadał pięknym za nadobne.
Na początku ostatniej, dwunastej rundy Berto ostro ruszył na przeciwnika by zaakcentować swoją przewagę, lecz pod koniec pierwszej minuty nadział się na piekielną kontrę lewym sierpem Karassa i padł na matę ringu. Zdołał podnieść się na cztery, ale wciąż był mocno wstrząśnięty i sędzia poddał go w obawie przed ciężkim nokautem.
Soto-Karas wypadl dobrze. Wysoki z zasiegiem oraz odporny na ciosy. Walczyl dobrze na dystans, bo ma doskonaly jab. Walczyl tez dobrze w poldystansie. Ogolnie bardzo dobry bokser, ktoremu brakuje nokautujacego ciosu.
Krotki lewy sierpowy w punkt spowodowal nokaut, ale Berto byl juz tak obity, ze ledwo trzymal sie na nogach.
Odkladajac jednak statystyki, JSK ze swoim schematycznym, do bolu konsekwentnym boksem okazal sie zwyczajnie lepszy od Berto, ktory niepotrzebnie wiklal sie w szarpanine w poldystansie. W tym elemencie obnazyl go juz Guerrero, nie wiem czego Virgil Hunter kazal mu tam szukac. Najlepsze rundy Berto to te, w ktorych dobrze dzialal lewy prosty, kiedy zmuszal do pracy nogi ustalajac wzglednie bezpieczny dystans oraz probowal kontrowac Meksykanina za sprawa szybszych rak. Bo mlocka to krolestwo Karassa i nawet Maidana przez moment mial z nim duzy problem. Co istotne, dziura w defensywie Berto wydaje sie nie do zalatania. Kazda walka kosztuje go mnostwo zdrowia, w kazdej inkasuje setki ciosow. I w tym wlasnie elemencie - ot,solidnej defensywy - zdecydowanie gorowal jego rywal. Nieustajacy pressing i liczba zadawanych ciosow w poldystansie zawazyla o wyniku. Zasluzone zwyciestwo twardego Meksyka. Byc moze ratunkiem dla Berto bedzie zmiana kategorii.
Ogólnie Soto zaskoczył bardzo pozytywnie a Berto potwierdził, że jest na równi pochyłej....
Pozycja boczna nie dziala u kazdego, a Andre ma tendencje do przyjmowania ciosow z prawej reki na skron. Wynik taki, jak mniej wiecej przewidywalem, ale walka lepsza niz sie spodziewalem.
Racja, nie odjalem Berto jednego punktu. Moj blad. Liczenie o 06:00 nad ranem po nieprzespanej nocy nigdy - w moim przypadku - nie konczy sie dobrze. Przyjmuje uwage, a w rewanzu za uszczypliwosc obiecuje rownie intensywnie sledzic Twoje posty.
ooooo powiem ;) :P
jak dla mnie bardzo fajna walka
Data: 28-07-2013 09:48:28
KRATOZ jezeli mimo nokdaunu byla to lepsza runda Karrasa to powinienes dac 9 : 9. ;) tak wiec punktowanie lepiej zostaw sedziom :) "
Nie. Jeśli wyraźnie lepszy w danej rundzie zawodnik zalicza nokdaun, to przegrywa rundę 9-10, a nie 8-10.
wlasnie ze nie bo mowili o tym juz wiele razy na showtime, hbo i espn.....
np. klocili sie czy 8 runda canelo-trout byla 10:8 czy 10:9 dla canelo
http://www.bokser.org/content/2009/02/14/221840/index.jsp
cytuje:
"Jeżeli jednak do momentu nokdaunu bokser, który ląduje na deskach ma wyraźną przewagę w danej rundzie i równie dobrze radzi sobie po podniesieniu się z podłoża, zwykle sędziowie punktują takie starcie 10:9 na jego niekorzyść (przykład – czwarta runda pojedynku Adamek – Cunningham)."
Dokładnie o to chodziło. Fajnie się czyta takie uszczypliwe uwagi w stylu "punktowanie zostaw sędziom", które tak naprawdę Autor powinien skierować pod własnym adresem ;-)
No to mam nadzieję, że zasady poprawnego punktowania parę osób sobie dzisiaj przyswoiło.
Dobranoc.