RINGOWE EPOPEJE V: ZALE vs GRAZIANO
Bert Sugar, zmarły ponad rok temu jeden z najwybitniejszych historyków boksu, autor ponad 80 książek oraz przez pewien czas redaktor naczelny magazynu „The Ring”, opublikował kiedyś swój ranking największych trylogii w dziejach pięściarstwa. Trzecie miejsce przypadło zmaganiom Evandera Holyfielda z Riddickiem Bowe, przedstawionym w poprzednim odcinku cyklu Ringowe Epopeje, pierwsze natomiast wielkiej trylogii Ali vs Frazier, którą przypomnę niebawem. Natomiast te dwie wielkie epopeje mistrzów wagi ciężkiej w rankingu Sugara rozdzieliła trylogia, której bohaterowie, choć znacznie mniejszych rozmiarów, stworzyli widowisko godne tytanów wszechwag. W latach 1946-48 stoczyli oni trzy wspaniałe walki o mistrzostwo świata wagi średniej, a dwa z tych pojedynków uznane zostały za Walki Roku magazynu „The Ring”. Pięściarzami, którzy swoją trylogią przeszli do historii i złotej legendy zawodowego boksu byli Tony Zale i Rocky Graziano.
Video: fragmenty trylogii Zale vs Graziano>>>
Tony Zale, uznawany za jednego z największych mistrzów wagi średniej, urodził się w rodzinie polskich emigrantów w USA, jako Antoni Florian Załęski. Jego rodzice wyemigrowali do Stanów z okolic Starego Sącza na fali wielkiej emigracji zarobkowej z Galicji na początku XX w. Załęski jako amatorski pięściarz reprezentował barwy klubu polonijnego, ale przechodząc na zawodowstwo zmienił pisownię nazwiska na łatwiejszą do wymówienia przez amerykańskich kibiców i był klasyfikowany jako zawodnik z tego kraju. Nie dysponował zbyt wyszukaną techniką, ale słynął z atomowego uderzenia z obu rąk, wielkiej woli walki i nieustępliwości w ringu oraz dużej odporności na ciosy, które to cechy zaskarbiły mu przydomek „Człowieka ze stali”. W lipcu 1940 roku zdobył tytuł mistrza świata wagi średniej National Boxing Association, rozbijając w trzynastu rundach Ala Hostaka, wywodzącego się jak on z rodziny imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej (rodzice Hostaka przybyli do USA z Czech). Ponad rok później zunifikował tytuły mistrzowskie jako pierwszy od ponad 10 lat czempion, dokładając pas New York State Athletic Commission, zdobyty po zaciętym piętnastorundowym boju z Georgi Abramsem. Niestety atak Japończyków na Pearl Harbor przerwał jego znakomicie rozwijającą się karierę na pięć lat, w trakcie których Załęski służył jako ochotnik w Marynarce Wojennej, zajmując się pracą instruktora wychowania fizycznego. Cały czas uznawany był jednak za niekwestionowanego mistrza świata. Walka w pierwszej powojennej obronie tytułu otworzyła wielką ringową trylogię pojedynków Załęskiego vel Zale’a ze wspaniałym Rocky Graziano.
Graziano (prawdziwe nazwisko Thomas Rocco Barbella), podobnie jak Zale potomek imigrantów, w tym przypadku z Italii, również miał wojskowy epizod, jednak na początku jego profesjonalnej kariery. Młody Rocco był drobnym rzezimieszkiem, który parokrotnie lądował w poprawczaku za kradzieże i właśnie tam zaczął trenować boks. W poprawczaku poznał zresztą innego znakomitego w przyszłości pięściarza i wielkiego mistrza wagi średniej, Jake’a LaMottę. Obaj synowie włoskich imigrantów bardzo się polubili i zostali przyjaciółmi na całe życie. Graziano szybko zaczął odnosić sukcesy, które zawdzięczał ofensywnemu stylowi walki i piekielnie silnym ciosom, zwłaszcza z prawej ręki. Młodszy od Zale’a o osiem lat dopiero zaczynał przygodę z zawodowym boksem, gdy dostał powołanie do wojska, po wybuchu wojny USA z Japonią. Niepokorny „Italiano” szybko popadł jednak w konflikt z przełożonymi, co skończyło się pobiciem przez niego oficera i dezercją, za którą odpowiedział szczęśliwie dla niego krótką odsiadką w więzieniu i dyscyplinarnym wydaleniem z armii. Mógł w pełni poświęcić się pięściarstwu i pochłonęło go to bez reszty, pozwalając zarobić na utrzymanie i wyjść w życiu na prostą. W tamtych czasach zupełnie normalną praktyką były bardzo częste walki i młody Graziano wychodził do ringu czasem co kilka dni. Od czerwca 1943 roku, gdy wznowił karierę po ponad rocznej przerwie po wyrzuceniu z wojska, stoczył w ciągu niecałych trzech lat aż 46 walk, przegrywając tylko pięć, a większość wygrywając przed czasem. To zapewniło mu status pretendenta i zaprowadziło przed oblicze ówczesnego czempiona, Tony’ego Zale’a.
Do ich pierwszej walki doszło 27 września 1946 roku na wielkiej arenie nowojorskich Jankesów – Yankee Stadium, gdzie biło sportowe serce Bronksu i odbywały się największe bokserskie pojedynki. Powracający do boksu po wojennej przerwie Zale był w świetnej formie. Przed walką z Graziano stoczył w ciągu kilku miesięcy sześć pojedynków non-title ze słabymi rywalami, aby rozruszać się po tak długim okresie i wszystkie wygrał szybko przed czasem. Nie był jednak faworytem, gdyż krótko przed walką przeszedł zapalenie płuc, a wielu kibiców obawiało się, że swoje zrobi także wiek, 32 lata będące w tamtym czasie w wadze średniej już dość zaawansowaną metryką oraz wspomniany wyżej długi rozbrat z boksem. Losy niekwestionowanego mistrzostwa świata w kategorii średniej, sankcjonowanego przez obie działające wówczas wpływowe federacje NBA i NYSAC, miały rozstrzygnąć się na oczach aż 40-tysięcznego tłumu kibiców, zgromadzonych na trybunach Yankee Stadium. Wszyscy stali się świadkami niesamowitego widowiska, uznanego przez magazyn „The Ring” za Walkę Roku 1946.
Zale zaczął od mocnego akcentu, powalając już w pierwszej rundzie Graziano kapitalnym lewym sierpowym, ale „The Rock” nie pozostał mu dłużny. Szybko pozbierał się na „cztery” i przypuścił gwałtowny kontratak, po którym co prawda „Man of Steel” nie upadł, ale po gongu kończącym to starcie nie był w stanie trafić do swojego narożnika. W dwóch kolejnych rundach zbierał straszliwe cięgi od młodszego pretendenta, lądując na deskach w drugiej, a po trzeciej schodząc do narożnika z rozbitą twarzą i złamanym kciukiem. Graziano walił w człowieka ze stali jak kowal. Wydawało się, że sprawdzą się przewidywania kibiców, gdyż w piątej rundzie Zale był na krawędzi nokautu. Sędzia ringowy, legendarny Ruby Goldstein jeden z najbardziej znanych i cenionych arbitrów tamtych czasów, wcześniej znakomity pięściarz, był bliski przerwania tej walki. Graziano czując, że koniec jest bliski i już chyba widząc siebie w glorii nowego mistrza, rzucił się od początku szóstej rundy do wściekłego ataku, chcąc znokautować słaniającego się na nogach rywala. Jednak sędziowie nieprzypadkowo uprzedzają zawodników, aby cały czas pamiętali o obronie. Podekscytowany Graziano niestety o tym zapomniał. Dało o sobie znać ogromne ringowe doświadczenie mistrza świata. Zale nie na darmo nosił przydomek „Człowieka ze stali”. Przetrzymał gwałtowne natarcie pretendenta i nagle łupnął potężnym prawym hakiem w okolice serca Graziano, a następnie poprawił lewym sierpowym dokładnie na szczękę i było po walce! Graziano padł na deski i choć z wielkim trudem pozbierał się, nie zdążył dojść do siebie i został wyliczony, przegrywając po raz pierwszy w karierze przed czasem. „Poczułem ten cios w całym ciele, a potem miałem wrażenie, że straciłem nogi” – stwierdził po walce Graziano. Redaktor naczelny magazynu „The Ring” Nat Fleischer oglądający walkę przy ringu uznał, że to był jeden z najbardziej zaciekłych i emocjonujących pojedynków w historii boksu. Rzeczywiście pod względem dramatyzmu niewiele walk jest w stanie dorównać pierwszej odsłonie trylogii Zale vs Graziano. Możemy tylko ubolewać, że nie zachowało się nagranie tego pasjonującego starcia i znamy je obecnie jedynie z opisów oraz nielicznych fotografii. Obaj bohaterowie zostali docenieni finansowo i każdy z nich otrzymał prawie 80 tys. dolarów honorarium, co było wtedy rekordową stawką w wadze średniej. Zale powrócił do rodzinnego Gary w stanie Indiana, gdzie z wielką pompą został powitany przez wszystkich mieszkańców, którzy wylegli na ulice, w tym liczne grono Polonusów, a burmistrz wręczył mu klucze do miasta.
Po takim nieoczekiwanym rozstrzygnięciu pierwszej walki Zale’a z Graziano musiało jednak dojść do rewanżu, bardzo oczekiwanego przez kibiców. Niestety nie mógł się on odbyć w jednej z nowojorskich świątyń boksu – Yankee Stadium jak poprzednio lub w legendarnej już wtedy Madison Square Garden, ponieważ New York State Athletic Commission cofnęła Graziano licencję. W związku z tym rewanżowy pojedynek o mistrzostwo świata wagi średniej sankcjonowała tylko National Boxing Association, organizując go w hali, która także często była miejscem wielkich walk – koszykarskiej arenie Blackhawk’s w Chicago. Zale i Graziano spotkali się po raz drugi 16 lipca 1947 roku, a na widowni znacznie mniejszej niż w Nowym Jorku zasiadło ponad 18 tysięcy kibiców. Walka toczyła się w iście piekielnych warunkach, gdyż w zamkniętej hali, w upalny dzień zanotowano temperaturę prawie 40 stopni Celsjusza, natomiast w ringu powietrze podgrzewane dodatkowo przez wielkie lampy miało podobno osiągać temperaturę aż 48 stopni! Biorąc pod uwagę takie warunki oraz styl walki obu pięściarzy, można było spodziewać się, że ten pojedynek nie potrwa długo. Nie spodziewano się chyba jednak tego, że dramatyzmem przebije poprzednią walkę, a tak właśnie się stało!
Zale pamiętając dobrze lekcję z pierwszego pojedynku, oraz wiedząc, że w takim upale ciężko będzie wytrzymać cały dystans 15 rund, postanowił rozstrzygnąć rywalizację jak najszybciej. Od początku osiągnął przewagę, narzucając Graziano swój styl walki i już w drugiej rundzie rozciął mu lewy łuk brwiowy. W trzeciej rundzie wstrząsnął pretendentem tak mocno, że Graziano był liczony, choć nie padł na deski. To musiał być naprawdę potężny prawy, gdyż w tamtych czasach sędziowie liczyli zawodników na stojąco bardzo rzadko. Do końca rundy Zale demolował Graziano, opierającego się o liny. „The Rock” widział coraz mniej, gdyż lewe oko zalewała mu krew z rozbitego łuku, natomiast prawe pod koniec czwartej rundy było już niemal zamknięte opuchlizną. W przewie przed piątą rundą jego cutman Whitey Bimstein przeciął mu skórę monetą, aby upuszczając krew zmniejszyć nieco opuchliznę, choć niektórzy twierdzą, że zrobił to trener Franc Percoco. Wiele lat później Sylwester Stallone przyznał, że zainspirowany tą sytuacją, umieścił podobną scenę w swoim filmie „Rocky”. Graziano dzięki temu zyskał większe pole widzenia i szansę na uniknięcie ciosów rywala w kolejnej rundzie. Zale był już jednak zmęczony. Gwałtowne ataki w prawie 50-stopniowym upale odebrały mu siły i do szóstej rundy wyszedł już wyraźnie osłabiony. Młodszy Graziano zachował znacznie więcej sił i to on przeszedł do kontrataku! Trafił swoim firmowym prawym, po którym zamroczony Zale zatoczył się w liny, gdzie Graziano dopadł go i zasypał lawiną ciosów. Sędzia ringowy Johnny Behr nie miał wyjścia i musiał przerwać walkę, ogłaszając zwycięstwo pretendenta przed czasem. Graziano został nowym mistrzem świata wagi średniej i stojąc na środku ringu wykrzyknął do mikrofonu: „Hej mamo, Twój zły chłopiec zrobił to! Mówiłem Tobie, że tam w górze ktoś mnie lubi!” Ten okrzyk stał się zresztą tytułem filmu nakręconego 9 lat później („Somebody up there likes me”, pol. „Między linami ringu”), w którym w rolę Graziano wcielił się sam Paul Newman, wtedy dopiero u progu sławy. Pierwotnie pięściarza zagrać miał wielki gwiazdor James Dean, jednak tragiczna śmierć aktora spowodowała zmianę w obsadzie.
Obóz Zale’a kwestionował decyzję sędziego, uznając ją za przedwczesną, gdyż w tamtych czasach bardzo rzadko przerywano walki przed czasem, bez liczenia do dziesięciu, czyli przez TKO. Jednak ringowy odpowiedział zdecydowanie: „Chcieliście, żebym dopuścił do morderstwa?”. Na otarcie łez zdetronizowanemu mistrzowi pozostała najwyższa wypłata w jego karierze, ponad 140 tysięcy dolarów, oraz tytuł kolejnej Walki Roku magazynu „The Ring”. Biblia Boksu po latach uznała ten pojedynek także za drugą walkę na liście 100 największych walk w historii boksu. Niestety i to dramatyczne starcie znamy głównie z opisów i fotografii, gdyż zachowało się tylko jedno, bardzo kiepskiej jakości nagranie jej krótkich fragmentów, pozbawione w dodatku dźwięku.
Zale odpoczął kilka miesięcy i podjął starania o odzyskanie tytułu. Na początku 1948 roku stoczył trzy walki, wszystkie kończąc szybko przed czasem, w tym jednego z rywali wyrzucając ciosem poza ring. Dzięki tym wiktoriom NBA nadała mu status oficjalnego pretendenta dla Graziano, który w międzyczasie stoczył tylko jedną walkę non-title, przeznaczając swoje honorarium na cele charytatywne. Ostatnia odsłona ringowej trylogii, rozegrała się w dobrze znanym polskim kibicom Newark, w czerwcu 1948 roku na nieistniejącym już Ruppert Stadium, baseballowej arenie przy Wilson Avenue. Pochodzący z polskiej rodziny były mistrz świata wziął srogi rewanż na swoim pogromcy. Już w pierwszej rundzie rzucił go na deski firmowym lewym sierpowym (na zdjęciu). Choć Graziano próbował odzyskać kontrolę nad pojedynkiem w drugim starciu, na niewiele to się zdało. W trzeciej rundzie ponownie zaliczył nokdaun i Zale nie wypuścił już zwycięstwa z rąk. Po kapitalnej akcji prawy na korpus, lewy sierpowy na szczękę ciężko znokautował mistrza, który na skutek ciosu doznał wstrząsu mózgu i trafił do szpitala. A triumfujący Zale odzyskał prymat w wadze średniej jako pierwszy w historii mistrz od czasów… innego Polaka, Stanisława Kiecala vel Stanleya Ketchela. Niestety nie na długo, gdyż już trzy miesiące później w pojedynku uznanym przez „The Ring” za kolejna Walkę Roku, został rozbity przez fenomenalnego Marcela Cerdana i nie wyszedł do dwunastej rundy, kończąc wspaniałą karierę. Tymczasem młodszy Graziano kontynuował bokserskie zmagania jeszcze przez ponad cztery lata, jednak choć błyskawicznie nokautował kolejnych rywali, dopiero w 1952 roku uzyskał status pretendenta i spotkał się z fenomenalnym Sugarem Rayem Robinsonem, przegrywając przed czasem. Ringowa epopeja Zale’a i Graziano zaowocowała przyjaźnią obu pięściarzy, która trwała do śmierci Graziano w 1990 roku. Zale przeżył swojego wielkiego rywala oraz przyjaciela o siedem lat.
To tak jak Stanisław Kiecal który zmienił imię i nazwisko na Stanley Ketchel.Zabójca z Michigan tez jeden z najlepszych mistrzów wagi średniej dysponujący bomba z obydwu rąk.
Nie chce wyjść na hejtera ale szpila krzyczał ''ała'' po minimalnym przecięciu naskórka a dawni wielcy mistrzowie to byli wojownicy ale ból rozcinanie tępa monetą.
Szkoda ze tak mało zostało nagrań trochę dziwne bo są walki nawet z początku wieku ale z HW która zawsze była najpopularniejsza.
Ciężko trenując w czystej, pachnącej, siłowni na wygodnych i mięciutkich przyrządach, wspomagając się rozmaitymi suplementami - będzie się szybszy i silniejszy niż ludzie z przed 60-70-80 lat.
Ale tego jak im charaktery hartowały się przez ówczesną harówę w pracy fizycznej - nic obecnie nie zastąpi.
Dzisiaj jeszcze lekarz wyciera nosek, psycholog trzyma za rękę...
Nie wyszedles na hejtera tylko na upierdliwego balwana co przy kazdej okazji nawiazuje do Kiecala
Nie wiem czy znajdziesz jeszcze kogos na Orgu.co nie wie ze przeczytales o nim ksiazke
i będę nawiązywał żeby każdy nawet taki pajac jak ty poznał historie tego legendarnego pięściarza
W takim razie swoja "misje" mozesz uznac za zakonczona...
o tym ja zadecyduje rozkazywać to sobie możesz dzieciom swoim jak je masz
Data: 09-06-2013 19:50:59
Ludzie kiedyś byli twardsi bo dużo ciężej i więcej pracowali.
Ciężko trenując w czystej, pachnącej, siłowni na wygodnych i mięciutkich przyrządach, wspomagając się rozmaitymi suplementami - będzie się szybszy i silniejszy niż ludzie z przed 60-70-80 lat.
Ale tego jak im charaktery hartowały się przez ówczesną harówę w pracy fizycznej - nic obecnie nie zastąpi.
BINGO!!!!!! pisze to juz od dawna ;)
fajna artykul, propsy!
Wariat Stonuj trochę z tymi swoimi naukami. Bo wygląda to tak jakbyś pierwszy raz w życiu przeczytał całą książkę , i się tym chwalisz na necie.
Jesli ktoś będzie chciał się czegoś dowiedzieć o Kiecalu , jestem pewien że od razu do Ciebie napisze.
a gdzie ja napisałem o książce?dałem porównanie słowa o książce wiec on się doczepił mnie!!!