McCALL: ZIMNOCH POCZUJE JAK BIJE MŁOT
Do wyczekiwanej walki pomiędzy Krzysztofem Zimnochem (14-0-1, 11 KO) a Oliverem McCallem (56-12, 37 KO) zostało już tylko kilka dni. "Atomowy Byk" zapewnia, że jest doskonale przygotowany.
W sobotę w Legionowie zmierzy się pan z Krzysztofem Zimnochem. Dlaczego pomimo 48 lat na karku nadal wychodzi pan na ring?
Oliver McCall: Bo ciągle wierzę, że mogę rywalizować na najwyższym poziomie. Już zapowiedziałem dzieciom, że jeśli przegram, to odejdę na emeryturę. Niepowodzenie będzie oznaczało dwie porażki z rzędu, co nigdy mi się nie zdarzyło. Nie będzie żadnych wymówek.
Zimnoch może zakończyć pana karierę!?
Oliver McCall: Tak. Jeśli przegram, to odejdę. Mam szczęście, że byłem mistrzem świata, a potem zdobyłem jeszcze sześć mniej istotnych tytułów. Teraz na tej samej gali będę walczył obok mojego syna Elijaha. Nie dane mi było zostać mistrzem świata po raz drugi, ale i tak miałem kupę szczęścia.
Co pan sądzi o Zimnochu?
Oliver McCall: Widziałem jego walki i wiem, że jeśli przegram z bokserem takiego pokroju, to na pewno skończę. Taka porażka będzie oznaczała, że nie powinienem już walczyć. Osiągnąłem wiele, walczyłem z wielkimi mistrzami i nikt mnie nie znokautował, nawet Lennox Lewis. Jeśli przegram, poświęcę się prowadzeniu kariery syna. Pamiętam gdy opuszczaliśmy razem USA kiedy miał siedem lat. W 1995 roku polecieliśmy do Londynu, widział, jak tracę tytuł mistrza w walce z Frankiem Bruno. Minęło prawie dwadzieścia lat i dziś sam jest bokserem. Walka z Zimnochem to dla mnie być albo nie być. Jeśli wygram, Elijah będzie mnie dopingował, abym wykonał kolejny krok. Jeśli nie, na pewno poprosi "tato, pomóż mi zostać mistrzem". Obaj wiemy, że stać go na to.
We własne mistrzostwo świata jeszcze pan wierzy?
Oliver McCall: Wierzę, naprawdę. Motywacją jest dla mnie Lennox Lewis. Każdy pamięta co stało się w naszej rewanżowej walce (w 5. rundzie rozegranego w 1997 roku pojedynku McCall się popłakał, trzy lata wcześniej znokautował Lewisa i został mistrzem WBC - przyp. red.). Nigdy nie dał mi szansy na trzecią walkę. Sam zakończył karierę porażką. To znaczy nie przegrał, ale przegrałby z Witalijem Kliczką, gdyby nie przerwano walki. Kliczko chciał kolejnego pojedynku, ale Lennox się nie zgodził. Teraz moim marzeniem jest walka z facetem, który zakończył karierę Lewisa. Chcę mu przyłożyć i mam nadzieję, że dostanę taką szansę. Wierzę, że mogę pokonać także jego brata Władymira. Zobaczymy co stanie się w walce z Zimnochem. Jeśli mi się nie powiedzie, naprawdę nie będę miał problemu z odejściem.
Wraca pan czasem do rewanżu z Lewisem?
Oliver McCall: Nie, człowieku, to było tak dawno! W którym roku? W 1991 czy w 1997 (śmiech)? A jeśli już to zawsze myślę o Bogu. Jego łasce zawdzięczam, że ochronił mnie w momencie największej bezbronności w karierze. To nie żarty, bokserzy umierają w ringu. Ojciec Leavandera Johnsona widział jak on umiera na ringu! Byłem rozbity, a Bóg mnie ochronił. Zapomnijcie co mówią kibice. Ludzie śmieją się z tego jak się zachowałem, a ja widzę w tym Boże błogosławieństwo. Bóg okazał mi litość. Jestem wdzięczny, że pozwolił mi przeżyć kolejnych piętnaście lat. Po tej walce mówiono, że Oliver jest skończony. A w tym momencie zaczęła się moja druga kariera. I to lepsza niż wielu pięściarzy kiedykolwiek miało! Zdobyłem jeszcze sześć mniej ważnych tytułów, jeździłem po świecie. Walczyłem w Turcji, Niemczech, teraz jestem w Polsce. Podróżuję, spotykam ludzi. Dziewięćdziesiąt procent wszystkich bokserów świata nie ma szans na taką karierę. Nigdy nie byłem znokautowany - jak wielu pięściarzy może się tym pochwalić? W drugiej fazie kariery osiągnąłem więcej niż mógłbym przypuszczać będąc amatorem.
Rok temu we Frankfurcie nad Odrą przegrał pan na punkty z Francesco Pianetą, któremu dziesięć dni temu najmniejszych szans nie dał Władymir. Skąd wiara, że pan może rywalizować z braćmi?
Oliver McCall: Człowieku, ważyłem wtedy 125 kilogramów (wg oficjalnych danych o 10 kg mniej - przyp. red.). Popatrzcie na mnie w tamtej walce i porównajcie z tym gościem, który siedzi przed wami. Tamten Oliver był wielki i grupy, a dzisiaj ważę 111 kilo. Zadzwoniono do mnie z Niemiec na osiem dni przed walką. Nie miałem czasu się przygotować. Próbowałem chociaż pobiegać, ale dyszałem już po jednej mili.
To dlaczego przyjął pan tę ofertę?
Oliver McCall: Potrzebowałem pieniędzy, trzeba było spłacić rachunki (śmiech). Opiekowałem się i do dzisiaj opiekuję się matką. Przedtem nie walczyłem przez prawie cały rok, więc brakowało kasy. Zapłacono mi dwadzieścia tysięcy dolarów. I tak niewiele brakowało żebym znokautował Pianetę. W dziesiątej rundzie trafiłem go czystym ciosem. Chciałem dokończyć robotę, ale doskoczył do mnie sędzia, jakby chciał powiedzieć: "Co ty robisz człowieku? Chcesz go znokautować?". Nie szukam wymówek. Cieszę się, że znowu jestem w dobrej formie i mogę stoczyć kolejną walkę. Jestem realistą i wiem, że jeśli przegram, to nie będzie wymówek. Ale tym razem miałem czas na treningi. Jestem w świetnej formie i jeśli to może być moja ostatnia walka, muszę się zaprezentować jak czempion. Chcę wygrać, potem stoczyć następną walkę, a następnie bić się z jednym z Kliczków. Nigdy nie przegrałem dwóch walk z rzędu. Nawet przed trzydziestką wiedziałem, że jeśli tak się stanie, trzeba będzie skończyć z boksem. Tego planu trzymam się do dzisiaj.
Evander Holyfield skończył pięćdziesiąt lat i bracia Kliczkowie już od dawna zapewniają, że nie chcą walczyć z rywalem w takim wieku. Pan jest od niego tylko o dwa lata młodszy...
Oliver McCall: Z Holyfieldem to zupełnie inna sprawa. Był wielkim mistrzem i wojownikiem. Ma jednak za sobą wiele wyniszczających ringowych wojen, a także porażki przez nokaut. Znokautował go nawet wywodzący się z niższych kategorii wagowych James Toney. Ja nigdy nie przegrałem przez nokaut. Jest różnica, prawda? Pokażcie mi na świecie zawodnika, który potrafi znokautować Olivera McCalla! Kliczkowie powiedzą, że jestem zbyt stary? To niech któryś z nich spróbuje mnie znokautować!
Pod koniec 2011 roku miał pan walczyć z Mariuszem Wachem, ale nie dopuszczono pana do pojedynku. Dlaczego?
Oliver McCall: Byłem w doskonałej formie, ale po badaniach w stanie Connecticut dostałem pismo, że coś wykryto w moim organizmie i nie przeszedłem testów. Stwierdzono, że nie kwalifikuję się do walki. Było jak było. Teraz przeszedłem badania i jest ok.
W drugiej połowie lat 80. sparował pan z Mikiem Tysonem.
Oliver McCall: To jeden z najlepszych pięściarzy w historii tego sportu. Będąc z nim w jednym obozie treningowym, na sparingach, a nawet z samych obserwacji jego zajęć, wyniosłem więcej doświadczenia niż w jakimkolwiek okresie mojej kariery. Zyskałem też dużo pewności siebie. Gdybym nie miał możliwości sparowania z Mikiem, pewnie nigdy nie zostałbym mistrzem świata. Na treningach zawsze był bardzo skoncentrowany. Pobił wielu mistrzów i pretendentów. Forma, w jakiej był w drugiej połowie lat 80., predestynuje go do uznania jednym z najlepszych w historii.
W swoim najlepszym okresie pokonałby Lennoksa Lewisa, któremu uległ w 2002 roku?
Oliver McCall: Pewnie, że był lepszy! Młody Mike Tyson, z którym sparowałem, znokautowałby Lennoksa. Lewis nie wytrzymałby naporu 22 czy 24-letniego Mike'a. Lubię go, zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Cieszę się, że dobrze mu się wiedzie.
Teraz podobno zdarza się panu sparować z synem Elijahem, który w Legionowie powalczy z Marcinem Rekowskim?
Oliver McCall: Walczyliśmy już nie raz, choć przed naszymi pojedynkami w Polsce akurat nie. To dla nas niezwykle istotne walki. Obaj wyjdziemy na ring po raz pierwszy po porażkach. Obaj chcemy się przełamać i ponownie zaznaczyć swoją obecność w światowym boksie. Do sparingów często podchodzimy zbyt emocjonalnie, a co dopiero teraz? To mogłaby być zbyt ciężka próba dla nas obu. Teraz możemy sobie pomagać w każdy sposób, ale na pewno nie sparując (śmiech).
Ojciec nadal jest lepszy od syna?
Oliver McCall: On na pewno powiedziałby, że jest lepszy. Ale ja jestem ojcem i zawsze to ja jestem lepszy (śmiech)! Mówiąc poważnie, oczywiście bardzo życzę mu, żeby był lepszy niż ja kiedykolwiek, żeby lepiej myślał w ringu i poza nim. Naprawdę chciałbym, żeby zdobył więcej pasów, wygrał więcej walk przed czasem i tak dalej. Chyba nigdy nie było w boksie takiego przypadku, że ojciec i syn zostali mistrzami świata. Nie był nim nawet ojciec Floyda Mayweathera Jr. Mam nadzieję, że będziemy pierwsi.
Jednego Polaka już pan pokonał. W 2005 roku znokautował pan Przemysława Saletę w czwartej rundzie, a w piątek spotkaliście się na gali w Olsztynie.
Oliver McCall: Tak. Spotkaliśmy się też na Florydzie, gdzie trenowałem kilka lat temu. To miły facet. Powiedziałem mu nawet, że to była jedna z moich najlepszych walk. Pochodzę z Chicago, a walczyliśmy w hali United Center, gdzie grają koszykarze Chicago Bulls. W swoim mieście mam najwięcej kibiców. Poza tym rozdałem jakieś pięćdziesiąt biletów członkom mojej rodziny, którzy nigdy nie widzieli mojej walki na własne oczy. Miałem znakomity doping i jak na razie to moja najmilsza walka. Salecie dobrze szło, ale gdy "wszedł" mój podbródkowy, wiedziałem, że jest już mój. Chyba nie spodziewał się, że ten stary człowiek będzie bił jak byk.
Saleta zmierzył się z panem, bo odwołano jego walkę z Andrzejem Gołotą. Pan miał kiedyś stanąć do ringu z "Andrew"?
Oliver McCall: Nie przypominam sobie, żeby kiedyś były prowadzone rozmowy w sprawie tej walki, ale nie narzekam. Pokonałem Bruce'a Seldona, gdy był jeszcze niepokonany, Lennoksa Lewisa, Larry'ego Holmesa. Z kim walczyło się najtrudniej? Najsilniejszy i największy był Frank Bruno. We znaki dał mi się też James "Buster" Douglas (McCall przegrał z nim na punkty w 1989 roku - przyp. red.). Kiedy tylko był formie, potrafił przyłożyć. Gdyby w 1990 roku w walce z Evanderem Holyfieldem był w takiej formie jak kilka miesięcy wcześniej, znokautowałby Holyfielda podobnie jak Mike'a Tysona.
Zapytamy jeszcze o Tomasza Adamka.
Oliver McCall: O, jak ja chciałbym z nim walczyć, naprawdę! Jeśli znokautuję Zimnocha, to kto wie. Dlaczego? Steve Cunningham to mój dobry przyjaciel, wiele razy sparowaliśmy. Steve pokonał Adamka, ale nie dano mu zwycięstwa. Oczywiście była to wyrównana walka, ale mimo wszystko uważam, że wygrana należała się Steve'owi. Adamek ma serce i potrafi walczyć, ale kiedy stanąłby naprzeciw mnie, przekonałby się, że biję jak młot.
Zimnoch będzie musiał bardzo uważać bo McCall podszedł na poważnie do tej walki, i jak na 48 lat w HW prezentuje sie przyzwoicie.
Więc jeśli Krzysiek chce wygrać to musi atakować z doskoku i po prostu punktować w bezpieczny dla siebie sposób, żeby wytrwać cały dystans, bo o KO można jedynie pomarzyć, chyba sam Wład by go nie był w stanie nawet obecnie znokautować.
Za to McCall mimo że już cień samego siebie, to napewno nie ma wacianego ciosu.
I nawet jeśli by go nie znokautowali to co z tego? Przegra 120-108, zada kilka celnych ciosów w ciągu całej walki i straci sporo zdrowia. Jaki to ma sens?
McCall przylecial do Polski,gdzie media poswiecaja mu sporo uwagi.Pomimo ze jest sportowym emerytem.Pewnie nie mial tylu wywiadow,nawet po zwyciestwie nad Lewisem.Ktore dzisiaj czynia z niego bohatera,chociaz kiedy nokautowal Lennoxa to nie byl jakis historyczny wyczyn.Stal sie nim dopiero po latach
mCall nigdy nie byl wybitnym piescarzem.Ot jeszcze jeden silny,wytrzymal,czarny bokser jakich w latach 90 bylo na peczki.Napewno wyroznia sie nieludzka odpornoscia na ciosy i niczym wiecej.Wprawdzie mocno bije,ale Tua,Mercer,Rahman i wielu innych piesciarzy z jego czasow bilo rownie mocno
Caly czas przywoluje swoja ostatnia walke z Pianeta.Trzeba mu oddac szacunek,ze pomimo wieku i krotkiego czasu na przygotowania,przeboksowal caly dystans.Moim zdaniem walke przegral do zera.Na sile mozna mu zapisac 2 rundy.6 i ostatnia.Z tym "prawie" skonczeniem Pianety,to tez jest mit.Nawet go solidnie nie podlaczyl.Sedzia wprawdzie bezpodstawnie interweniowal,w wyniku czego McCall zaczal pajacowac i cien szansy na nokaut przebadl
Data: 14-05-2013 11:06:37
Chcę zobaczyć jak McCall przetestuje szczęke Krzyśka bo ona nie była testowana mam nadzieje że McCall chociaż trafi czysto ze dwa lub trzy razy albo pójdą na wymiany co kochamy najbardziej.
oj nie masz racji , była testowana Krzuchu juz lezał bodajze dwukrotnie choc wstawał raz dwa
Wydaje mi się, że Lewis nie atakował go na 100% gdy McCallowi odbiło i przestał się bronić i nie wkładał 100% sił by go w tym czasie znokautować.
Chodzi mi też o porównanie jego podejścia do podejścia Mayweathera z walki z Ortizem. Czy można tu mówić że Lewis pokazał tu klasę, czy to jedynie zasługa szczęki McCalla?
Przeciwnik bardzo groźny i o niebo lepszy od dotychczasowych szpilki.
A co do nokautu na Lewisie to zgadza się w 94 roku nie był to historyczny wyczyn. Racja, była sensacja bo McCall w 2 rundzie ciężko znokautował lokalnego faworyta, w dodatku mistrza świata. Ale Lewis nie był jeszcze wtedy uznawany za najlepszego mistrza lat 90-tych. Nie miał jeszcze na rozkładzie Holyfielda, Tuy, Rahmana czy Tysona. Jedyne znane nazwiska jakie wtedy miał na rozkładzie to Donnovan Ruddock, Tony Tucker i Frank Bruno. Największą sensacją był nokaut Rahmana, a nokaut McCalla został tak bardzo doceniony dopiero gdy Lewis zaczął stawać się legendą.
Babiloński ma teraz galę w Polsacie i musi dbać o zapełnienie hali by nie stracić Tv.
McCALL nie jest zawodnikiem który przyjedzie po wypłatę, bo widać po jego zachowaniu że chłop jest mega pozytywny i ma totalne ADHD.
To jest idealny rywal dla Krzyśka, aby przećwiczyć wszystko to czego się dotychczas nauczył.
Nie zrozumiałeś mnie. Gdyby to była walka ze Szpilką tj. Szpilka-McCall to nie miałbym najmniejszych wątpliwości, że McCall nie miałby prawa zrobić krzywdy Szpilce (za dużo Wasyl już zainwestował i za duża kasa jest do zarobienia na Szpilce - najlepszy obecnie produkt na rynku bokserskim w Polsce), ale co do Zimnocha mam pewne wątpliwości, relacje z promotorem są tu zupełnie inne, a i Zimnoch jest w zupełnie innym miejscu niż Szpilka. Jest szansa, że to będzie "prawdziwa" walka, a nie ustawka jak McCline ze Szpilką.
Najgorsze jest to że Krzysiek nie ma sztabu szkoleniowego na takim poziomie, ale może to się zmienić dzięki temu że Babiloński ma teraz dostęp do TV.
Zobaczymy co z tego będzie.
Skąd przekonanie, że McCall podchodzi do walki poważnie?;) Bo sam tak mówi? ;)
Założę się, że gość ma kondycję na 3 rundy, a potem szybko zostanie znokautowany lub poddany.
Leon i Cory Spinks, Chavez Sr i Jr?
McCall rok temu przewalczył pełen dystans z Pianetą mimo, że dowiedział się o walce 8 dni wcześniej. Do tego ważył wtedy 125 kg. Obecnie mówi, że jest to 111 kg ale przyjdzie taki noclipek i będzie twierdził, że McCall będzie miał kondycję na 3 rundy... Rozumiem, że jest to podyktowane po części doświadczeniami szpilki z Mollo, któremu powietrza starczyło na 2 rundy ale tym razem nie ma się co martwić. McCall to inna półka i miał dużo czasu na przygotowanie się do walki. Jak widać nie zmarnował go.
Popełniasz ten sam błąd, co noclipek. Po co stawiać hipotezy, co do formy McCalla, skoro o tym, jaka ona jest, przekonamy się już za cztery dni?