BYDGOSKI CIEŃ KULEJA. NIEZNANA GWIAZDA Z EKIPY PAPY STAMMA
W PRL jedynym miejscem, gdzie można było bezkarnie się cieszyć, kiedy "nasi leją Ruskich", był bokserski pojedynek. Nic dziwnego, że sportowymi bogami byli wtedy pięściarze. A w Bydgoszczy, kiedy ojcowie patrzyli na bokserski ring, zapominali o bożym świecie. Dzieciaki bez obawy o klapsa biegały po parowozach.
- Boks wtedy był tak popularny w Bydgoszczy, że jak wyszedłem na ulicę, wszyscy chcieli piwo stawiać. Trzeba było uważać, żeby w wojsku i klubie nie podpaść - opowiada 73-letni Ryszard Rybski. W latach 60. najgroźniejszy rywal sławnego Jerzego Kuleja.
- Do Bydgoszczy i Zawiszy trafiłem w 1959 roku. Wtedy mecze ligowe rozgrywaliśmy jeszcze w Kinoteatrze na Dwernickiego. Na scenie stawiano ring. W zajezdni tramwajowej też się zdarzyło walczyć, ale najwięcej ludzi mieściło się na kolei - opowiada Rybski.
Parowozy i ring
Parowozownia w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego (dziś Pesa) raz na dwa tygodnie, czasem częściej, zamieniała się w halę bokserską. - Wchodziło się od Zygmunta Augusta i zaraz za torami trafiało się do środka potężnej hali - mówi Rybski. - W tygodniu naprawiano w niej lokomotywy. Prawie zawsze zdarzało się, że w niedzielę, kiedy zawładnęli nią pięściarze i kibice boksu, stały tam parowozy. To była wielka pokusa dla chłopców, których na mecze zabierali ojcowie. Urządzali sobie wokół nich gonitwy.
- Kibiców zawsze schodziło się mnóstwo. Do parowozowni weszło ze dwa tysiące ludzi. Tam boksowałem z Kulejem, z Grudniem. Kiedy przyjeżdżał Kulej, nie szło się dostać - wspomina Rybski. Jerzy Kulej to dwukrotny mistrz olimpijski, jeden z najlepszych pięściarzy w dziejach sportu. Złote medale przywiózł z igrzysk w Tokio (1964) i Meksyku (1968). Walczył w wadze lekkopółśredniej - w tej samej co bydgoszczanin Rybski, jego najgroźniejszy i najbardziej zacięty krajowy rywal.
- W latach 60. polski boks odnosił wielkie sukcesy. Ludzie przychodzili, żeby obejrzeć, jak mistrz olimpijski się bije z Rybskim - mówi.
Kibicowanie w ligowych meczach pięściarzom Zawiszy było wówczas jedną z ulubionych rozrywek bydgoszczan. - A co się działo po nich, jak wszyscy wychodzili i szli Dworcową - wspomina Rybski. Wielu wybierało najpierw szlak do Delikatesów na Gdańską (wtedy al. 1 Maja, dziś w miejscu Delikatesów znajduje się McDonald's), bo to był w niedzielę jedyny czynny sklep w centrum miasta.
- Trenerzy mówili, że mam najlepszą lewą prostą w Polsce. To jest bardzo trudny cios. Trzeba błyskawicznie chapnąć do przodu - 73-letni Rybski ustawia się i pokazuje lewą - cios, który był specjalnością polskich bokserów. W latach 60., najlepszych na świecie. - Praktycznie tylko lewą boksowałem. Prawej nie używałem, ale każdy po walce ze mną to miał taki nos. Musieli się nauczyć oddychać od nowa.
A Kulej też? - pytam.
- On też miał po nich duży kinol, ale Kulej miał czym walnąć. Trener Feliks Stamm go złapał do reprezentacji i już go nie puścił. Nie ryzykował, żeby mnie wystawiać na olimpiadzie czy mistrzostwach Europy - odpowiada Rybski.
Jego bilans z Kulejem to jeden remis i pięć porażek - Ale to były wyrównane walki. Może gdybym to ja się nazywał Kulej, bym wygrał, ale nie mam żadnych pretensji. Swoje zresztą dostał ode mnie. Zobacz pan - Rybski wyciąga do przodu rękę. - Ze mną miał ciężko. Próbował podejść i bach!!! W nos!!!
Góral znad Dunajca
- Jestem góralem z urodzenia. Pochodzę z Rożnowa. Miałem liczną rodzinę. Dzieci było jedenaścioro.
Dziadek dorobił się w Ameryce. Wybudował się w Gierowej, na zakolu Dunajca. W 1937 roku powódź zabrała dom - opowiada Rybski.
Po wojnie jego rodzina wyjechała do Elbląga. - Miałem 12 lat, kiedy zacząłem trenować boks. To najlepszy wiek, bo jak się jest starszym, to się już za dziewczynami ogląda - mówi 73-latek z Osiedla Leśnego. Jako żołnierz trafił do Zawiszy i pozostał w Bydgoszczy. Na ringu stoczył 436 walk. Przegrał tylko 51 - w tym pięć z Kulejem. - Ale z Grudniem dwa razy wygrałem - przypomina Rybski.
Józef Grudzień jest, jak Kulej, dwukrotnym medalistą olimpijskim. Złoto zdobył w Tokio, a srebro w Meksyku.
Rybski trenował wtedy razem z nimi. Biegał po górach. Przez dwa tygodnie pływał dzień w dzień po 30 kilometrów na kajakach. Ciężko pracował jako rywal i sparingpartner w Cetniewie.
- Nie byłem przed Tokio gorszy ani od Grudnia, ani od Kuleja. Też bym miał tam medal, ale nie mam żalu. Konkurencja w ekipie Stamma była bardzo mocna. Miał tylu asów, że nie musiał sięgać po innych. Zawsze byłem zadowolony, że moi koledzy nie pojechali na olimpiady na darmo - mówi Rybski.
Skończył boksować w 1971 roku. Został trenerem w Zawiszy. Wychował wielu świetnych bokserów - Heniek Sakowski i Mirosław Kuźma, który potrzebował minuty, żeby zdobyć mistrzostwo Polski oraz Adaś Koźlik - wszyscy wyszli spod mojej ręki - przypomina.
A zawodowy boks dziś pan ogląda?
- Nigdy. W naszych czasach to była sztuka, a teraz walą się tylko bez obrony. Nie mogę na to patrzeć - odpowiada 73-letnia legenda bydgoskiego pięściarstwa - Tylko dla Adamka robię wyjątek, bo on pokazuje polską szkołę boksu.
Tylko dla Adamka robię wyjątek, bo on pokazuje polską szkołę boksu.
Jedno zdanie zaprzecza drugiemu ale wiek robi swoje
wiek na pewno robi swoje, ale nie dopierdalaj sie do takich szczegółów wuja... :) Mgr Ryszard Rybski był wspaniałym trenerem, techniki boksu jak uczył to wszystko wchodziło :)
POZDRO OD LATOSA!
http://www.bydgoszcz.sport.pl/sport-bydgoszcz/1,130843,13785965,Bydgoski_cien_Kuleja__Nieznana_gwiazda_z_ekipy_Papy.html
tylko tam jeszcze zdjęcia dali z walk z Kulejem chociażby.
1. Artykuł prawdziwy! Potwierdzam wszystko. W PESIE pracował mój brat.
2. W czasach istnienia ligi boksu amatorskiego Zawisza Bydgoszcz świetnie się trzymał - może nie zawsze w kategorii sukcesów medalowych, ale jako atrakcja dla mieszkańców - tak. Chodziłem z tatą na Zawiszkę, na boks!
3. Jakiekolwiek zarzuty o "zerżnięcie" materiału - bezsensowne.
4. Serdeczne pozdrowienia dla Redaktora Bokser.org, Pana Leszka Dudy. Ja też z Bydgoszczy!