RAMIREZ: NIE LEKCEWAŻYMY STIVERNE'A
- Już dwukrotnie byliśmy zmuszeni przerywać obóz przygotowawczy, ale tak to jest w tym biznesie. Takie rzeczy się zdarzają. Teraz pozostały już niespełna cztery tygodnie i mam nadzieję, że nic się już nie wydarzy - mówi z uśmiechem na twarzy Henry Ramirez, wieloletni szkoleniowiec Chrisa Arreoli (35-2, 30 KO), który 27 kwietnia w Ontario skrzyżuje rękawice z Bermane Stiverne'em (22-1-1, 20 KO) w ramach ostatecznego eliminatora do tronu federacji WBC wagi ciężkiej. Zwycięzca będzie miał w pierwszej kolejności zapewniony pojedynek z zasiadającym na tronie Witalijem Kliczko (45-2, 41 KO). Większość specjalistów stawia w roli faworyta właśnie Amerykanina, ale jego trener studzi optymistyczne nastroje. Tym bardziej, że gdy jego podopieczny się rozchorował, zrobił sobie trzy tygodnie przerwy i znów stracił wypracowaną wcześniej formę.
- Wszyscy znają Chrisa i wiedzą jak to z nim jest. Na szczęście nowy obóz rozpoczęliśmy już 11 marca, co było dobrym ruchem z naszej strony - nie ukrywa Ramirez.
- Trochę zabawne jest to, że dla części ludzi Stiverne to ktoś zupełnie nowy. Ale nie dla mnie. Ja go oglądałem już kilka razy na własne oczy i przyglądam się jego karierze niemal od jej początku. Bodaj sześć razy oglądałem go z bliska podczas gal Dona Kinga wiedząc o tym, iż w przyszłości może stanąć naprzeciw Chrisa. Widziałem go również w walce z Rayem Austinem. Muszę przyznać, że ma naprawdę szybkie ręce i potrafi mocno przyłożyć, tak więc z pewnością będzie groźny, a my go nie zlekceważymy - zapewnia szkoleniowiec.