SPORT TO NIE TYLKO ZDROWIE
Sporty walki od zawsze przyciągają tłumy widzów i generują ogromne pieniądze. Codziennie stacje telewizyjne i portale internetowe transmitują sportowe pojedynki - od sztuk względnie bezpiecznych, takich jak karate czy judo po brutalne mordobicia w UFC. Walka zawsze niesie ze sobą ryzyko kontuzji, przez co federacje starają się jak mogą, by zapewnić zawodnikom bezpieczeństwo. Nie zawsze jednak to się udaje – przyjrzyjmy się najsłynniejszym wypadkom w boksie, czyli najpopularniejszej tego typu dyscyplinie na świecie.
Walki bokserskie na poziomie mistrzowskim aż do lat osiemdziesiątych trwały po 15 rund. Końcówka była zazwyczaj najbardziej emocjonująca – fighterzy byli wówczas skrajnie zmęczeni i przyjmowali najwięcej ciosów. To prawdziwa próba charakteru, której czasem nawet najwięksi, jak Muhammad Ali nie potrafili sprostać. Sytuacja zmieniła się w 1982 roku po walce Koreańczyka Kima Duk-Koo (17-2-1, 8 KO) z Amerykaninem Rayem Mancini (29-5, 23 KO) w wadze lekkiej. Azjata sprawił mistrzowi zaskakująco dużo problemów i pojedynek był wbrew wszelkim oczekiwaniom bardzo wyrównany. W drugiej połowie starcia inicjatywę przejął Mancini i rozpoczął systematyczne rozbijanie rywala. Trzynasta runda przypominała egzekucję na Duk-koo, ten pokazywał jednak ogromne serce do walki i nie dawał powalić się na deski. Po przerwie obydwaj ruszyli do ataku, a kilkadziesiąt sekund później Amerykanin potężną kombinacją ciosów doprowadził do knockdownu. Pretendent zdołał wstać, ale sędzia w obawie o jego zdrowie zdecydował się zakończyć walkę. Na ratunek było już jednak za późno – kilka chwil po ogłoszeniu werdyktu Duk-koo stracił przytomność i nie odzyskał jej już nigdy, pomimo szybkiego znalezienia się pod opieką lekarza. Cztery dni później Koreańczyk zmarł, a wiodące federacje bokserskie wprowadziły wiele zmian, jak na przykład obowiązek przejścia gruntownych badań przed wyjściem na ring czy ograniczenie liczby rund do dwunastu.
Ray Mancini vs Kim Duk-Koo >>>
Kiedy w 1991 roku Chris Eubank (45-5-2, 23 KO) po zaciętej walce pokonał Michaela Watsona (25-4-1, 21 KO) i tym samym obronił tytuł mistrza świata w wadze średniej niejednogłośną decyzją sędziów, bokserski świat domagał się szybkiego rewanżu. Obydwie strony błyskawicznie się dogadały i kilka miesięcy później doszło do ich ponownego spotkania. Drugi pojedynek, podobnie jak pierwszy był dość wyrównany, chociaż pod koniec to Watson prowadził na punkty u wszystkich sędziów i sprawiał wrażenie świeższego. Pod koniec jedenastej rundy zmęczony mistrz był nawet liczony. Eubank przetrwał kryzys i trafił pretendenta niezwykle mocnym uderzeniem, dzieło zniszczenia przerwał jednak gong. Po przerwie Watson wciąż był zamroczony, a Eubank poczuł krew i serią ciosów zmusił sędziego ringowego do ogłoszenia technicznego nokautu. Pokonany bokser zemdlał kilkadziesiąt sekund później. Organizatorzy gali nie zadbali o opiekę medyczną, przez co lekarz zajął się nieprzytomnym Watsonem dopiero po ośmiu minutach. Uszkodzenia były na tyle poważne, że Brytyjczyk spędził 40 dni w śpiączce i przeszedł w tym czasie 6 operacji mających na celu usunięcie skrzepów krwi z mózgu. Przez pierwsze miesiące po odzyskaniu przytomności jego stan był fatalny – nie mógł mówić, nie słyszał, nie chodził. Intensywna rehabilitacja przyniosła jednak efekty i po sześciu latach na wózku inwalidzkim Watson wrócił do względnie normalnego życia. Za brak opieki lekarskiej na feralnej gali były już bokser otrzymał odszkodowanie w wysokości miliona funtów.
Chris Eubank vs Michael Watson II >>>
W 1995 roku miało dojść do elektryzującego starcia w wadze super średniej. Mistrz świata Nigel Benn (42-5-1, 35 KO) podejmował Geralda McClellana (31-3, 29 KO). Pretendent uchodził za zdecydowanego faworyta – jako amator zdobył srebrny medal olimpijski, a jako zawodowiec dużą część walk skończył przez nokaut już w pierwszej rundzie. Podobny scenariusz wydawał się być prawdopodobny i tutaj. McClellan zdemolował Benna na samym początku i po huraganowej ofensywie niemal wyrzucił z ringu. Mistrz zdołał jednak się otrząsnąć i od tamtej pory pojedynek stał się niezwykle wyrównany. Bohaterowie narzucili szaleńcze tempo i walczyli z ogromnym poświęceniem. W dziewiątej rundzie po przypadkowym zderzeniu głowami McClellan przyklęknął i widać było, że Amerykanin czuje się źle. W kolejnym starciu pretendent zaskakująco poddał się, a Nigel Benn biegał po ringu z wyrazem triumfu na twarzy. Z McClellanem było coraz gorzej – nie mógł utrzymać równowagi i nieprzytomny padł na matę. Jak się później okazało, obrażenia mózgu były bardzo rozległe. Dziś nie może żyć samodzielnie – jest ślepy i prawie całkowicie głuchy, nie jest w stanie poruszać się bez pomocy. Rodzina co jakiś czas organizuje zbiórki pieniędzy potrzebne na utrzymanie "G-Mana" (to jego ringowy przydomek) przy życiu.
Nigel Benn vs Gerald McClellan >>>
Fatalnie zakończyła się również przygoda z ringiem Grega Page'a (58-17-1, 48 KO). Były mistrz świata w wadze ciężkiej co prawda nigdy nie był stawiany w jednym szeregu z takimi tuzami jak Joe Frazier czy Lennox Lewis, jednak podczas swojej kariery pokonał między innymi bardzo solidnych Tima Witherspoona i Jimmy'ego Younga, a podczas sesji sparingowej znokautował samego Mike'a Tysona. Po zakończeniu kariery zajął się trenowaniem młodzieży, lecz tragiczna sytuacja finansowa zmusiła go do powrotu między liny. Podczas swej ostatniej walki w marcu 2001 roku jego gaża wynosiła 1500 dolarów, co dla zawodnika zarabiającego niegdyś miliony musiało być upokarzające. Przeciwnikiem Page'a był Dale Crowe (27-8-3, 17 KO), legitymujący się wówczas bilansem 21-4. Młodszy i silniejszy zawodnik systematycznie rozbijał eks-mistrza, a na trzy sekundy przed końcowym gongiem trafił potężnym sierpowym. Page padł bez życia na deski i został wyliczony do dziesięciu. Sytuację komplikował brak lekarza, przez co pomoc dotarła zbyt późno. Bokser został lewostronnie sparaliżowany i wymagał długiej rehabilitacji. Niewiele to jednak dało – Page nigdy nie wrócił do zdrowia i często chorował (m.in. na sepsę). Zmarł w kwietniu 2009 roku w wieku 50 lat.
Przykłady można mnożyć. W 2011 roku boksujący w kategorii półciężkiej Roman Simakow (19-2-1, 9 KO) zmarł w szpitalu kilka godzin po walce ze znanym z silnego ciosu Siergiejem Kowaliewem. Dwa dni temu z życiem pożegnał się Michael Norgrove, który nie obudził się po pojedynku z Tomem Bowenem. A to tylko wierzchołek góry lodowej...
Opracowanie: Adam Kubaszewski
W ubiegłym roku rozmawialiśmy z legendarnym Royem Jonesem Juniorem, a nasz reporter pod koniec wywiadu zapytał mistrza świata czterech dywizji o jego kontakt z McClellanem. Odpowiedź Roya wielu mogła wprawić w zdumienie. OTO I ONA.
Pamiętam jak sam walczyłem amatorsko i podczas
jednej z walk przyjąłem mega mocny cios.
Plułem krwią jeszcze przez trzy dni.
Miałciekawy i wyróżniający się styl boksowania.
Pięściarz którego się nie zapomina.