WALCZAK: 'PO PROSTU KOCHAM BOKS'
Dwa tygodnie temu pięściarz grupy Silesia Boxing, pochodzący z podpoznańskiego Swarzędza Sylwester Walczak (4-4-1, 0 KO) sprawił sporą niespodziankę, pokonując wyraźnie na punkty na ringu w Londynie miejscowego faworyta Georga Michaela Carmana (10-1-1, 0 KO). Po powrocie do Polski udzielił nam szczerego wywiadu, w którym opowiada o karierze pięściarza zmuszonego do podejmowania wyzwań w ostatniej chwili, o swojej wielkiej pasji do boksu oraz... muzyki hip-hopowej.
Tomasz Ratajczak: Jesteś krótko po nawiększym sukcesie w swojej dotychczasowej karierze. Opowiedz jak doszło do Twojej walki na gali McDermott - Skelton?
Sylwester Walczak: W czwartek dostałem telefoniczną propozycję stoczenia walki... następnego dnia w Londynie. Ich zawodnikowi w ostatniej chwili wypadł przeciwnik i musieli błyskawicznie znaleźć zastępstwo. Zgodziłem się i bynajmniej nie tylko dlatego, że pieniądze się zgadzały, choć wiadomo, że w boksie zawodowym walczy się także dla zarobku. Ale ja uznałem, że warto skorzystać z okazji, gdyż akurat byłem w treningu, w dobrej formie, a poza tym była okazja zobaczyć ciekawą galę w Londynie. Więc zaryzykowałem.
TR: Jechałeś tam ściągnięty na ostatnią chwilę, więc musiałeś sobie zdawać sprawę, że masz być tym, który po prostu ładnie przegra z miejscowym faworytem. Co stanowiło dla Ciebie motywację do walki o zwycięstwo?
SW: Wiedziałem, że jadę tam jako mięso armatnie. Ale ja zawsze wychodzę do ringu nastawiony na walkę i daję z siebie naprawdę wszystko. Już na początku starcia zauważyłem, że jestem niewygodny dla mojego przeciwnka, że nie pasuje mu mój styl. Może myślał, że przewrócę się na jego widok (śmiech). Zorientowałem się, że jest szansa na zwycięstwo i postanowiłem to wykorzystać.
TR: Sędziowie dali Tobie cztery z sześciu rund. Biorąc pod uwagę fakt, że boksowałeś na terenie rywala można zaryzykować twierdzenie, że wygrałeś jeszcze bardziej zdecydowanie. Jak przebiegał ten pojedynek?
SW: Postawiłem na pressing, co wyraźnie zaskoczyło mojego rywala. Próbował kontrować, ale ja nieustannie balansowałem i byłem dla niego nie do trafienia. Co ciekawe, już w połowie walki zauważyłem, że on wysiada kondycyjnie, a przecież ten chłopak w przeciwieństwie ode mnie boksował już po 10 i 12 rund, więc trochę mnie to zdziwiło. Ale przycisnąłem go jeszcze bardziej i gdyby walka trwała dłużej niż sześć rund, kto wie, może byłby nokaut.
TR: Werdykt był jednak punktowy, a biorąc pod uwagę okoliczności, mogłeś obawiać się o obiektywizm sędziów. Jak Twoje zwycięstwo przyjęli angielscy kibice?
SW: Byłem pewien, że sędziowie mnie "przewiozą", wiadomo jak jest. Tym większa moja radość. Rywal uczciwie przyjął porażkę, spuścił głowę i nie protestował. Od kibiców dostałem brawa.
TR: Zapytam wprost i odpowiedz proszę szczerze: Twoja kariera zaczynała przybierać formę kariery journeymana, zawodnika na telefon. Liczysz, że teraz coś się zmieni?
SW: Nie liczę na zmianę. Ci, którzy znają kulisy zawodowego boksu, wiedzą jak jest. To biznes, którym rządzi kasa, a nie realia sportowe. Nie mając sponsorów i silnego promotora nie mam szans na tzw. budowanie rekordu. Jestem w małej grupie, więc nikt nie będzie ściągał mi łatwych rywali, aby mnie podbijać w rankingach. Bez takich "pleców" nie zrobisz za wiele. Dlatego pewnie dalej będę walczył na wyjazdach, ściągany na ostatnią chwilę, tak jak teraz. Choć po tym zwycięstwie Anglicy podeszli do mnie z większym szacunkiem i respektem i już uprzedzili, żebym przygotowywał się, bo być może zaboksuję na dużej gali na Wembley Arena 20 kwietnia. Bardzo mnie to cieszy, będzie tam boksował m.in. Dereck Chisora. Ja naprawdę kocham boks, przy okazji zawsze zobaczę ciekawe imprezy, coś zwiedzę, trochę zarobię. Ci, którzy nigdy nie mieli rękawic na rękach, nie poczuli jak to jest w ringu mogą mnie krytykować, mam to gdzieś. Robię to dla siebie, z pasji. Nawet sam trenuję, gdyż mój dotychczasowy szkoleniowiec Jerzy Baraniecki, któremu zresztą wiele zawdzięczam, zajęty jest obecnie pracą w drużynie Hussars.
TR: Dzięki za szczerość. Na koniec opowiedz trochę o sobie, aby kibice mogli lepiej Ciebie poznać. Po tej ostatniej walce zebrałeś wiele pozytwnych opinii od naszych Czytelników w komentarzach.
SW: Jestem fanatykiem boksu! Przez 11 lat uprawiałem ten sport jako amator. Stoczyłem wtedy ok. 70 walk w kategoriach 57, 60 i 64 kg. Zdobywałem medale na juniorskich i młodzieżowych mistrzostwach Polski w latach 2001-2002 oraz srebro wśród seniorów w latach 2006-2007. Moją drugą wielką pasją obok boksu jest rap. Nagrywam od 2000 roku, wydałem własnym sumptem cztery płyty, nagrane w profesjonalnych studiach na popularnych bitach, każda w nakładzie 100 egzemplarzy, dla znajomych. Boks i muzyka to całe moje życie.
TR: Bardzo dziękuję Tobie za rozmowę i trzymam kciuki za kolejną ringową niespodziankę.
SW: Dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców, którzy tak jak ja kochają boks!
Mam dużo szacunku do tzw.journeymanów, mają chłopaki jaja.
Taki Maxwell, nauczyciel w-f. Dzwoni telefon że za 3 dni ( dokładnie nie pamiętam) jest do stoczenia walka z facetem ze ścisłej czołówki światowych rankingów. Czwarta walka w tym roku ale czemu nie. Jedzie i daje 8 rund z prospektem :) to jest wyczyn.
Bardzo fajny wywiad.
Przy okazji - o tym, że rekord nie boksuje, boleśnie przekonał się rywal Walczaka ;) Mam dużo szacunku do takich jak Sylwek. Znacznie więcej niż do "miszczów" o nadmuchanych rekordach.
Pozdrawiam!