SOSA RADZI MARQUEZOWI JESZCZE ZOSTAĆ
Utytułowany meksykański pięściarz Edgar Sosa (47-7, 28 KO) doradza swojemu wielkiemu rodakowi - Juanowi Manuelowi Marquezowi (55-6-1, 40 KO), by ten wbrew namowom żony nie zawieszał rękawic na kołku.
Popularny "Dinamita" w wieku 39. lat osiągnął życiowy sukces, nokautując ciężko odwiecznego rywala, Manny'ego Pacquiao. Świat obiegły zdjęcia zapłakanej małżonki Filipińczyka i choć Marquez pozostał niemal nienaruszony, to jego żona również bardzo przeżyła to starcie i naciska na męża by przeszedł na emeryturę.
- Nokautując Pacquiao, Juan zapewnił sobie miejsce w historii meksykańskiego boksu jako najlepszy zawodnik. Bo po pokonaniu De La Hoyi, Margarito, Cotto, Moralesa czy Barrery, niektórzy uważali Pacquiao wręcz za Boga. A Marquez, który jeszcze jakieś sześć lat temu był mało komu znany, pobił go teraz. Rywal myślał, że ma go zranionego, tymczasem Juan walczył bardzo mądrze i skontrował Manny'ego swoim prawym. Teraz naprawdę na jego miejscu nie kończyłbym z boksem, bo jak kiedyś mądrze powiedział Erik Morales, "Jak można odejść, skoro można zarobić więcej pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej" - uważa Sosa.
niektórzy powinni na chwilę zostawić nieco emocji na boku, boks dla kibiców to hobby, a dla zawodników to po prostu praca. jeżeli facet ma 40 lat, jest w doskonałej dyspozycji fizycznej, bo przez 30 lat na to ciężko charował, nie zniszczyły go kontuzje i nie ma widocznych powikłań neurologicznych to najzwyczajniej na swiecie jest zdolny do wykonywania swoich obowiązków słuzbowych.
pewnie jest słabszy niż 5-10 lat temu, ale dopóki jest zdolny do pracy to pracuje, a ktoś chce stanąć przeciw niemu w ringu, a kto inny chce za to zapłacić, a jeszcze kto inny to obejrzeć... to nie ma to większego znaczenia, że to "już nie ten sam co kiedyś"
gdy nie będzie już zdolny do wykonywania swojej pracy to odejdzie na emeryture jak listonosz, przedstawiciel handlowy czy lekarz, a dywagacje o "najlepszych momentach do odejścia na szczycie" to głównie rozkminki kibiców, bo zawodnicy zwyczajnie chodzą do pracy... tak długo jak długo ona na nich czeka.
To nie byl swietny JMM. To nie byl zaden prime JMM, a wygral walke z PacMane dzięki madrej i konsekwentne taktyce, dobry oboz i dobra sila fizyczna + taktyka. JMM juz jest past prime, PacMan nieco tez, choc zawsze byl nieco przereklamowany. Swietna akcja, swietny cios i glupota PacMana, wpadanie glowa na rywala dalo piekne KO. To nie byl lucky punche, ale takie cos juz drugi raz moze sie nie zdarzyc, a JMM jest juz past prime.
Powinien konczyc kariere, bo w nastepnej walce moze pokonac go nawet Bradley, nie dla tego ze jest lepszy od JMM tylko dlatego ze Bradley jest prime i jest duzo mlodszy, a tego chyba kibice by nie chcieli.
Masz racje, zdrowie to najważniejsze i jedyne kryterium, mi chodzilo o to najbardziej, ze perspektywa zawodnikow jest zupelnie inna niż kibiców, dużo bardziej przyziemna, życiowa, po prostu taką mają robote i tyle. Zawodnika na takim poziomie kariery jak JMM stać na diagnostykę układu nerwowego o której nam się nie śniło, ale to właśnie na jej podstawie powinien decydować.
Niektorzy chcieliby ograniczyć ringi wyłącznie do Prime Timeowców i pewnie z pozycji widza można takie podejscie zrozumiec, ale to jest tylko jedna strona medalu. Boksem zawodowym rządzi prawo popytu i podaży, gdzie każdy ma jakieś tam zadanie do wykonania. Zawodnicy najtrudniejsze i nie można im tego prawa odbierać bo im stuknęło 30 coś tam lat bo to nie jest kryterium absolutne. Arslan i Toney to prawie rówieśnicy. Jeden zdrowy, choć past prime a drugi inwalida. Czy mamy prawo zabronić Arslanowi chodzić do roboty?
O Arslanie to było ogólnie, nie do Ciebie akurat :) O Alim słyszałem i zrzucałem to na "tamte czasy" ale obawiam się, że wiele się nie zmienio. W sumie cenna obserwacja o otoczeniu JMM. To dokładnie sie wpisuje w prawo popytu i podaży... ale prawdy nigdy nie poznamy. Możemy podejrzewać że kryterium zdrowia zawodnika może tu nie być na pierwszym planie bo właśnie sporo hajsu na stole...