"Czas jest najokrutniejszym przeciwnikiem" - te słowa Tomasz Adamek (48-2, 29 KO) powtarzał wczoraj między rundami w spocie reklamowym. Trudno się z nim nie zgodzić. U "Górala" coraz wyraźniej widać ślady sportowego wypalenia. Zabrakło nóg, szybkości, dynamiki, zdecydowania w działaniu oraz ringowej agresji, która przecież od lat cechowała styl Tomka w trudnych momentach. Taktyka dobrana przez Rogera Bloodwortha raziła w oczy. Wszystko poszło nie tak, a największe atuty w pięściarza z Gilowic w wadze ciężkiej wyparowały. Spodziewaliśmy się deklasacji "USS", zobaczyliśmy Polaka bez pomysłu na walkę, który w ostatnich rundach musiał gonić wynik.
W moim felietonie nie będę rozwodził się na temat werdyktu. Nie widziałem skandalu. Nie widziałem "bandytów z ołówkami". Możliwe, że jestem ślepy. Amerykańscy dziennikarze i kibice głośno pieją na temat wielkiego oszustwa na ringu w Bethlehem, jednak to samo robili Meksykanie po walkach Marqueza z Pacquiao, to samo robiliśmy my po walkach Andrzeja Gołoty z Byrdem i Ruizem. To, że i rodacy wieszają psy na Adamku specjalnie mnie nie dziwi. W każdej z tych walk werdykty mogły iść w obie strony i ktoś musiał zostać pokrzywdzony. Walka była trudna do punktowania i każdy widział ją inaczej. Również w naszej redakcji zdania są mocno podzielone. Zastrzeżenia mam do werdyktu w stosunku 116:112, bo z pewnością Adamek, jeśli wygrał, to nie z taką przewagą. Z jednym jednak musimy zgodzić się wszyscy - to już nie ten sam "Góral", który przed laty dawał nam niesamowite emocje w walkach z Briggsem, Banksem, Cunnem czy Arreolą. Bliżej mu do sportowej emerytury niż do walki o mistrzostwo świata. Wystarczy przeanalizować trzy ostatnie pojedynki, by zobaczyć spory regres formy.
W czym leży problem? Po wczorajszej walce po raz kolejny mam ogromne pretensje do szkoleniowca Polaka, Rogera Bloodwortha. Jak można było pozwolić na wymianę lewych prostych z posiadającym prawie 20 centymentrów większy zasięg ramion Cunninghamem? Cieszę się, że "Góral" akcentował wszystkie rundy, jednak trzeba pamiętać, że każda z odsłon trwa 3 minuty. Liczyłem na pressing ze strony Tomka, doczekałem się go dopiero w mistrzowskich rundach. To nie była właściwa taktyka. Obrona wyglądała fatalnie. Pracy nóg po prostu nie było. Ostatnią walką Adamka, którą się zachwycałem, była ta z Chrisem Arreolą. Kluczową rolę w przygotowaniach odegrał wtedy Ronnie Shields, którego od tamtej pory bardzo mi brakuje. Teraz na zmianę trenera jest już za późno. Tomek ma 36 lat i niczego nowego się nie nauczy przed starciem Kubratem Pulewem, do którego dojść ma w przyszłym roku. Martwi mnie to, że "Góral" nie ma już praktycznie argumentów w ciężkiej. Dla zawodników szybkich, lotnych jest już za wolny. Dla dużych ciężkich za słaby fizycznie. Do tego dochodzi, z całym szacunkiem dla osiągnięć Bloodwortha - przeciętny trener. Ciężko patrzeć mi z optymizmem w przyszłość naszego najlepszego (?) zawodowca.
Swoim tekstem Ameryki nie odkryłem. W ostatnich latach próbował tego dokonać Tomek Adamek. Moim zdaniem nie do końca mu to się udało, bo miał złego kompana w tej ekspedycji. Drobny, siwy trener zniszczył w "Góralu" to co najlepsze. Czas oraz ostre ringowe wojny z przeszłości również mają wpływ na jego dyspozycję w ringu. Zastanawiam się, czy to już czas, by kończyć? Nie chcę oglądać jednego ze swoich sportowych idoli rozmieniającego się na drobne i przegrywającego z Pulewem, z którym Polak z wczorajszą formą szanse ma minimalne. Może to już czas, by myśleć o emeryturze i zakończeniu sportowej kariery? Adamek - jak sam mówił - skończy, gdy nie będzie już w stanie walczyć na najwyższym poziomie. Może więc najlepszym prezentem jaki "Góral" może sobie sprawić w tym świątecznym okresie jest zawieszenie rękawic na kołku lub pożegnalna walka dla własnego zdrowia i zostanie zapamiętanym jako jedna z ikon polskiego pięściarstwa? Odpowiedź otrzymamy w kolejnej walce, jednak we mnie nadal tli się nadzieja, że w ringu jeszcze zobaczymy tą najlepszą wersję naszego mistrza.