25 RUND DOBREGO BOKSU
Prezentujemy Wam kolejny tekst z cyklu "Waszym zdaniem", w którym czytelnicy BOKSER.ORG mogą dzielić się z pozostałymi użytkownikami swoimi spostrzeżeniami na różne tematy. Dziś popularny wśród Was "Rogal" i jego opracowanie na temat piątkowego meczu WSB naszej "Husarii". Zapraszamy do lektury.
Ciężko być kibicem boksu mieszkając w Trójmieście. Od czasów, gdy swoje mistrzowskie pasy zdobywała i broniła tu Iwona Guzowska, a promotor Zbarski pokazywał poza jej zmaganiami także Jacka Bielskiego, Darka Snarskiego (ależ dał walkę z Vincenzo Belcastro), Alberta Sosnowskiego, czy w końcu mojego ulubieńca – Mihalego Kotaia, boks nad morzem zastał zapomniany.
Największy obecnie polski promotor boksu zawodowego – Andrzej Wasilewski, zajrzał tu ze swoim pięściarskim show raptem trzykrotnie: raz gdy Kostecki bił się (dosłownie) z Ilie, raz jak z ringiem żegnał się Tomasz Bonin i w końcu jak dano nam okazję oglądać naszego lokalnego bohatera, bardzo perspektywicznego Izu Ugonoha.
To szalenie mało i głód przeżywania w rodzinnych stronach dobrego boksu na żywo narastał we mnie ogromnie. Na szczęście, w końcu porządnie najadłem się bokserskim emocjami w zeszły piątkowy wieczór, kiedy niespodziewanie do Gdyni zawitało World Series of Boxing i mecz Polska – Rosja.
Na początku byłem sceptyczny. Co to w ogóle jest? Boks zawodowy, czy amatorski? Jakiś dziwne połączenie, a do tego walki tylko po 5 rund... hmm... nuda – myślałem. Poza tym, żyłem mocnym przeświadczeniem, że ekipa Rosjan, która w tym meczu miała zmierzyć się z Polakami, na pewno rozniesie naszą miejscową „Husarię” i pojedynki będą toczone do jednej bramki, a trybuny będą ciche ze wstydu.
Jestem przeszczęśliwy, bo potwornie się pomyliłem. Nie pomyślałem, że przecież ta gala nie będzie polegała na nabijaniu rekordów, i że poziom zawodów będzie dzięki temu wyrównany. Nie przyszło mi do głowy, że skoro żaden nasz „mistrz Bałtyku” nie będzie dmuchał rekordu na przestraszonym rywalu z Czech, Węgier, czy Argentyny, to walki mogą być zacięte i ciekawe dla oka.
I tak właśnie było. Byliśmy świadkami pojedynków na równym poziomie, mieliśmy wysokie umiejętności pięściarskie w obu narożnikach, a pięciorundowe potyczki wpłynęły tylko na to, że w Gdyni nie było kunktatorstwa, ale za to ostre, pełne poświęcenia potyczki przez pełne 5 odsłon każda.
Nie było obciachowej oprawy, pasków od spodni słabo udających poważne bokserskie trofea, nie doświadczyliśmy obecności „groźnych” rywali z ujemnymi rekordami walk. Zamiast tego zaserwowano kibicom emocjonujące starcia i po prostu – dużo boksu w boksie. W końcu doczekałem się przerostu treści nad formą, a nie odwrotnie.
Jestem dumny z polskiej ekipy. Przyznam szczerze, że nie znam trenera Huberta Migaczewa, nigdy nawet nie zamieniłem z nim słowa i ciężko mi się o nim wypowiadać, ale taktyki jakie przygotował pod konkretnych zawodnik były wyśmienite. Poza tym jego trenerski spokój i klasa bardzo przypadły mi do gustu. Jeżeli polski boks ma coś osiągnąć, to właśnie z tym panem. Zapamiętajcie to proszę i przypomnijcie sobie jak Migaczew będzie ojcem naszych przyszłych znaczących sukcesów.
O samych pojedynkach napisane zostało już wszystko. Ja mogę tylko dodać, że jestem pod wrażeniem ekipy rosyjskiej. To twarde chłopy i pokazali sporo kunsztu, sztuczek i umiejętności. Zresztą można się było tego spodziewać. Gdyby na meczach WSB przyznawano puchar Barkera, to wręczyłbym go ex aequo reprezentantowi gości Adlanowi Abdurashidowowi, za piękny repertuar ciosów i niemal cały podręcznik boksu, jaki zaprezentował na trójmiejskim ringu, oraz naszemu świetnemu Tomaszowi Jabłońskiemu, za wręcz żelazną dyscyplinę w ringu, jedną z najlepszych gard jakie ostatnio widziałem i niezwykle efektywny, konsekwentny boks.
Takich imprez potrzeba polskiemu pięściarstwu. Życzę sobie i wszystkim sympatykom boksu, aby każda gala na naszym rodzimym podwórku miała w sobie tyle emocji, dramatu i ringowych wojenek. Żeby tak jak w tym przypadku, zawsze można było oglądać wszystkie litery z pięściarskiego abecadła.
Wielkie podziękowania należy skierować do Krystiana Cieśnika, który włożył wielki kawał serca w to, aby impreza mogła się odbyć. Za to poświęcenie, bokserską pasję i zaangażowanie należy mu się aplauz. Prywatnie jestem mu również wdzięczny za czas na rozmowę z takim zwykłym kibicem boksu jak ja.
Miło tego wieczoru było również przy ringu dostrzec Darka Michalczewskiego z rodziną, który swoją obecnością uświetnił całe wydarzenie oraz jednego z największych w kraju specjalistów od boksu – Jarosława Drozda.
Jedyna rzecz, do której mogę mieć zastrzeżenia to frekwencja, bowiem gdyńska hala „Irokez” zapełniona została zaledwie w połowie, zabrakło chyba promocji i nagłośnienia sprawy. A szkoda, bo warto było po całym tygodniu pokibicować emocjonującym zmaganiom pięściarzy. Kolejne mecze WSB na pewno odbędą się jeszcze nad Wisłą i jeżeli taka gala pojawi się w Waszym mieście – idźcie bez zastanowienia, nie będziecie żałować. Ja na pierwszym w Polsce, historycznym (nie tylko ze względu na wynik) meczu World Series of Boxing byłem świadkiem 25-ciu rund dobrego boksu. Polecam.
Pozdrawiam,
Rafał „Rogal” Rogacki
w boksie zawodowym przeciwnicy są wyselekcjonowani aby przynieść kasę, a tutaj włąscicele grup toczących mecz selekcjonują zawodników aby przynieśli zwycięstwo(choc widowiskowosć i dochodowść tez uwzględniaja napewno). Ogólnie więcej tu sportu niż w zawodowstwie, a zasady bliskie zawodowym.