SAM COLONNA: W 2013 WALKA O PAS
Sam Colonna, były trener Andrzeja Gołoty i Tomasz Adamka: - Wśród szczeniaków czy kociaków zawsze jest ten najmniejszy, ten najsłabszy. Właśnie taki był Andrzej Fonfara.
Rafał Kazimierczak: Sześć lat temu zobaczył pan wysokiego nastolatka z Polski. Dlaczego chciał go pan trenować?
Sam Collona: Andrew Fonfara był najsłabszym zawodnikiem z grupy polskich bokserów, którzy przylecieli wtedy do Chicago. Powiedział mi, że bardzo chce się uczyć. Ten błysk w jego oczach... To zadecydowało.
- Chudziutki był, słaby fizycznie?
SC: Chudy był bardzo. Teraz waży174 funty(79 kg– przyp. red.), wtedy ważył niecałe 140 (63 kg). Skóra i kości. Wśród szczeniaków czy kociaków zawsze jest ten najmniejszy, ten najsłabszy. Właśnie taki był Fonfara.
- A oprócz tego błysku w oczach, co pan zobaczył?
SC: Wielką determinację. Boks to bardzo ciężki sport. Możesz mieć talent, a bez tej determinacji i tak nic z tego nie wyjdzie. Bokserem jest się cały czas, całą dobę, dzień po dniu. Nie ma tak, że w poniedziałek zajmujesz się boksem, a we wtorek czymś innym. Jeżeli tak jest, to natychmiast trzeba dać sobie spokój. Szkoda zdrowia. Widziałem, że Andrew chce ciężko pracować, najbardziej z tej grupy.
- Szybko dołączyli do niego najbliżsi z Polski. Wiadomo, że boks to sport zespołowy, ale u Fonfary to wręcz rodzinny biznes. Nie przeszkadza to panu?
SC: To może być trudna sytuacja, ale w tym przypadku współpraca jest idealna. Znakomicie sprawdza się ten układ. Jeżeli bokser nie ma wsparcia najbliższych, o wiele mu trudniej osiągnąć sukces. Andrew ma ogromne wsparcie. Jeszcze nie widziałem, by rodzina aż tak się angażowała, a w tym sporcie siedzę już długo. Oni są ze sobą bardzo zżyci. Wszyscy dbają o to, jak Andrew trenuje, jak odpoczywa, jak się odżywia. I bardzo dobrze.
- Właśnie zdobyliście mistrzostwo świata federacji IBO w kategorii półciężkiej. Walka z Tommym Karpencym nie była łatwa?
SC: Była bardzo ciężka. Co prawda w pierwszej rundzie Andrew miał go dwa razy na deskach, ale w rundzie drugiej chyba złamał rękę i walka robiła się coraz bardziej wyrównana.
- A potem doszło do awantury.
SC: Już wcześniej Karpency wymiotował. Do 7. rundy wyskoczył jak szaleniec, to przypominało bardziej zapasy niż boks. W końcu upadł i powiedział sędziemu, że nie chce walczyć, co Andrew wyraźnie słyszał. A już po walce do wszystkich miał pretensje.
- W lipcu Fonfara pokonał na punkty Glena Johnsona, kiedyś bardzo dobrego boksera. Po tym zwycięstwie wiedział pan, że Andrew jest gotowy, by zdobyć pas?
SC: Rok temu na pewno nie był gotowy do pojedynku o tytuł, bo brakowało mu doświadczenia. Andrew sam o tym doskonale wiedział, ja też mówiłem o tym w wywiadach. Minął rok i sytuacja się zmieniła. Jest lepszym bokserem, bardziej pewnym siebie. Wpływ na to miało nie tylko zwycięstwo nad Johnsonem, ale i nad Mitchellem oraz Williamsem. Każda walka uczy czegoś nowego. Ta z Karpencym też była przydatna, bo sposób, w jaki ten gość boksuje, jest niewygodny. A Andrew dał sobie radę.
- To kiedy walka o prestiżowe pasy, o wiele ważniejsze od tego IBO?
SC: To sprawa na 2013 rok. Andrew będzie na to przygotowany i fizycznie, i mentalnie.
- Tomasz Adamek zdobył z panem mistrzostwo świata WBC w wadze półciężkiej, potem przeszedł do wagi junior ciężkiej, a na koniec wylądował w ciężkiej. Dla Fonfary półciężka jest idealna czy przewiduje pan zmiany?
SC: Na pewno przez jakiś czas w niej zostanie, bo jest dla niego odpowiednia. Nie musi pilnować kilogramów, nie musi zrzucać ich tuż przed walką. W przyszłości może przejdzie do kategorii junior ciężkiej.
- Czy styl Fonfary przypomina panu styl, w jakim boksował inny pana zawodnik, Andrew Gołota?
SC: O tak. Fonfarę nazywam zresztą małym Andrew. Ten jego lewy prosty... Jak Gołota za najlepszych lat, kiedy uderzenia lewym prostym było słychać na ulicy, pod oknami gymu. Fonfara ma też znakomitą prawą rękę, a do tego potrafi się przystosować do walki nawet z bardzo niewygodnym rywalem.
- Liczę, że Fonfara jest mocniejszy psychicznie od Gołoty?
SC: Nie, tak nie można mówić. Styl boksowania mogą mieć podobny, ale ludźmi są innymi. Nie mnie to oceniać.
- Bywa, że nadal wspólnie trenują u pana w gymie?
SC: Bardzo często. Gołota pomaga Fonfarze, mówi, że to ćwiczenie lepiej zrobić tak, a nie tak. Gołota jest w tym bardzo dobry, ma oko. I doświadczenie.
- A trenerem nie chce być, chociaż kiedyś namawiał go pan do tego.
SC: Cały czas go namawiam, a on nie chce. Szkoda, bo naprawdę jest w tym dobry.
- Słyszał pan, że Gołota prawdopodobnie zmierzy się z Przemysławem Saletą?
SC: Słyszałem to kilka razy. I nigdy do tego pojedynku nie doszło.
- Temat znowu jest aktualny, mają walczyć za kilka miesięcy.
SC: Pamiętam, że w 2005 roku ich pojedynek został odwołany w ostatniej chwili. Więc nie wiem, jak będzie teraz.
- Ale Gołota trenuje?
SC: Regularnie. Bardzo to lubi.
Więcej przeczytasz w "Przeglądzie Sportowym"!
Pozdrawiam.
no chyba,że coś przeoczyłem(np.rozstrzygnięcie konkursu) na łamach serwisu. piszę tutaj bo kontakt na podanego maila, niemożliwy.
Zupełnie sie nie zgodzę , dzisiejszy Fonfara miałby z Kosteckim bardzo duże problemy , Dawidowi w wejściu na wyższy poziom przeszkodziło zbyt ostrozne prowadzenie , mimo ze Jego postawa pozaringowa gardzą to nie sposób nie widzeiec ze to jeden z lepszych polskich techników , szybki czujacy dystans
Mam nadzieje ze po odsiadce dostanie 2 walki na przetargów w krótkim czasie a pózniej musi zacząć bić sie z czołówka nawet na wyjazdach bo czasu mu wiele nie zostało a do przejebania kariery ma juz bliżej niż dalej
Jeśli chodzi o Fonfare to cieszy fakt ze mamy kolejnego Polska na którego walki będzie sie w nocy wstawać , o ile tv będzie je pokazywać ...
Jeśli chodzi o doping to zawsze powtarzam ze "dobry doping nie jest zły ". ... he he
Proszę napisz na maciej.dabkowski@bokser.org
Łapin po prostu ma za duzo zawodników na rozkladzie, nie ma czasu dla wszystkich i dlatego wszyscy z 12 round boksuja schematycznie. Tu wlasnie lezy problem tej grupy, niby najwieksza w polsce ale z profesjoinalizmem sa na bakier.