MALIGNAGGI: WYGRAŁEM WYRAŹNIE
Choć leżał na deskach i zdaniem sporej części obserwatorów przegrał ten pojedynek, Paulie Malignaggi (32-4, 7 KO) nie ma najmniejszych wątpliwości, że sędziowie podjęli słuszną decyzję przyznając mu zwycięstwo w starciu z Pablo Cesarem Cano (25-2-1, 19 KO). „Magic Man” jest jedynie zaskoczony faktem, że było ono tak nieznaczne - dwóch sędziów punktowych widziało jego triumf w stosunku 114-113, podczas gdy trzeci punktował 118-109 na korzyść Meksykanina.
- Sądzę, że wygrałem wyraźnie. Wyboksowałem go. Cano to twardziel, dobrze mnie grzmotnął w jedenastej rundzie, ale ja ciągle trafiałem go prostymi. Nie wiem o co chodzi z tą punktacją 118-109. Cały czas kontrolowałem walkę. On kiedyś zostanie mistrzem, ale jeszcze nie teraz – powiedział Amerykanin.
Zupełnie inne odczucia co do werdyktu ma oczywiście pokonany. - Wiem, że wygrałem, posłuchajcie publiczności. Nawet Paulie powiedział mi, że jestem prawdziwym meksykańskim wojownikiem. Powinienem zwyciężyć, ale nie składam broni, jeszcze wrócę – stwierdził.
W kolejnej walce Malignaggi zmierzy się być może z Rickym Hattonem (45-2, 32 KO), o ile powracający do boksu po ponad trzyletniej przerwie Brytyjczyk upora się 24 listopada z Wiaczesławem Senczenką. „Magic Man” boksował już z „Hitmanem” pod koniec 2008 roku – wówczas przez techniczny nokaut w jedenastej rundzie wygrał Hatton.
Senczenkę jednak pokonał przed czasem, ale fakt Ukrainien z kolei musi być "szklany" widocznie. Adamka rywale (McBride, Aguilera, Chambers) również się nie boją i idą na niego bez respektu ;)