DZIŚ JEST TEN DZIEŃ, DZIŚ TA GODZINA...
'Scots, wha hae wi Wallace bled,
Scots, wham Bruce has aften led,
Welcome tae yer gory bed,
Or tae victorie.
'Now's the day, an now's the hour:
See the front o battle lour,
See approach proud Edward’s power -
Chains and Slaverie.
(…)
'Lay the proud usurpers low,
Tyrants fall in every foe,
Liberty's in every blow! -
Let us do or dee.
Robert Burns "Scots, wha hae..."
Sąsiedzi
Nieprzypadkowo tymi podniosłymi słowami rozpoczynam artykuł na temat dzisiejszej walki Ricky’ego Burnsa (34-2, 9 KO) z Kevinem Mitchellem (33-1, 24 KO). Inny Burns, XVIII-wieczny szkocki poeta, Robert, uznawany przez Szkotów za kogoś na kształt naszych „wieszczów narodowych”, napisał te słowa, by oddać cześć pamięci narodowych bohaterów. Rozsławiony epickim filmem „Braveheart” William Wallace przewodził powstaniu przeciw angielskiej okupacji pod koniec XIII wieku. Ostatecznie pokonany przez angielskie wojska, został brutalnie zamordowany na polecenie króla Edwarda I. Robert Bruce przejął dowodzenie po nim, obrał zupełnie inną taktykę – walki partyzanckiej, w której osiągnął tak znakomite sukcesy, że jeszcze przez wiele kolejnych stuleci dowódcy wzorowali się na nim. Wreszcie, gdy stanął na polu bitwy przeciw głównym siłom Anglików, zdołał dotkliwie ich pokonać i tym samym wyswobodzić Szkocję i sięgnąć po królewską koronę. Właśnie owa bitwa, pod Bannockburn (1314 r.) jest tematem powyższego wiersza Burnsa i do dziś pełni w narodowej symbolice funkcję podobną naszemu Grunwaldowi. Jednak historia relacji polsko-niemieckich, jest, przy stopniu skomplikowania angielsko-szkockich, wręcz banalna. Przez całe stulecia Anglicy dążyli do hegemonii w całej Wielkiej Brytanii, jednak, gdy już im się to udało, na ich tronie usiedli przedstawiciele… szkockiej dynastii Stuartów. Do dzisiaj wielu Szkotów twierdzi, że to oni w pewnym sensie podbili Anglię, a nie na odwrót.
Niepodległość
Po wielu latach względnie spokojnego współdziałania w ramach zjednoczonej Wielkiej Brytanii, w ostatnich dziesięcioleciach można spostrzec w Szkocji wyraźne dążenia separatystyczne. Szkotom udało się uzyskać autonomiczny rząd i parlament, jednak dla wielu spośród nich, to wciąż mało. W marszu ku pełnej niepodległości na czoło wybili się przedstawiciele Szkockiej Partii Narodowej, kierowanej przez premiera autonomicznego rządu, Alexa Salmonda. Co ciekawe, hymnem owej partii jest zacytowany przeze mnie wiersz Roberta Burnsa. Poeta ten, abstrahując już od niewątpliwej wartości literackiej jego twórczości, już w XVIII wieku, zgodnie z tendencjami obowiązującymi w epoce Romantyzmu, zapoczątkował swoistą „modę” na akcentowanie odmienności szkockiej kultury. Jego wiersze napisane są w szkockim dialekcie, mocno różniącym się od angielskiego używanego przez południowych sąsiadów. Akcentował on również mocno wszelakie elementy szkockiej tradycji - od muzyki, przez obyczaje, po historię. Nie dziwi zatem jego wybór na „Szkota wszechczasów” w różnorakich ankietach. Dzisiejsza frakcja proniepodległościowa również bardzo chętnie się do niego odwołuje, choćby poprzez picie whisky, jedzenie haggis i śpiewanie „Auld Lang Syne” (również autorstwa Burnsa) przed jego pomnikami. Co ciekawe, według ostatnich sondaży, za całkowitą niepodległością Szkocji jest jednak zaledwie ok. 50% jej mieszkańców. Fakt ten doskonale obrazuje stopień skomplikowania sprawy.
Rickster
Ricky Burns nie pochodzi z najbardziej kojarzonych ze „szkockością” górskich rejonów („Highlands”), a z robotniczego miasteczka Coatbridge w pobliżu największej metropolii na szkockich nizinach - Glasgow, gdzie odbędzie się dzisiejsza walka z Mitchellem. Jednakże, elementy szkockiej tradycji widać na jego walkach jak na dłoni. Fani w kiltach, granatowe flagi z Krzyżem Św. Andrzeja, czy też grana zamiast statecznego brytyjskiego hymnu pieśń „Flower of Scotland” (nieoficjalny hymn Szkocji), budują patriotyczną atmosferę. Sam Ricky, jest ucieleśnieniem słynnej szkockiej niezłomności, twardości charakteru i ciężkiej pracy. Mimo pewnych mankamentów w technice, braku silnego ciosu, dzięki tymże cechom zdołał dojść na same szczyty świata boksu, co dokumentują dwa pasy mistrzowskie w różnych kategoriach wagowych. Zawsze w znakomitej dyspozycji fizycznej i psychicznej, tymi elementami góruje nad zdecydowaną większością rywali. Ksywa „Rickster” to połączenie jego imienia ze słowem „trickster” (żartowniś, spryciarz, ale też w pewnych kontekstach oszust), co sugeruje taktykę Burnsa wewnątrz ringu. Podobnie, jak wzmiankowany przeze mnie król Robert Bruce, preferuje on walkę „partyzancką”, wykorzystując możliwości defensywne, skryty za podwójną gardą, pewnie punktuje rywala w nieoczekiwanych momentach. Jednak, gdy trzeba rzuca się w wir walki, co udowodnił choćby we wspaniałym pojedynku z Romanem Martinezem, któremu odebrał pas mistrzowski w super piórkowej.
Wojna angielsko-szkocka
Konteksty historyczno-polityczne są, co chyba nikogo nie zaskakuje, obecne również w narracji brytyjskich mediów zajmujących się najbliższą walką Burnsa z Anglikiem Kevinem Mitchellem. Ten ostatni pochodzi z samego Londynu, jest kibicem West Hamu i, obok Davida Haye’a, najpopularniejszym pięściarzem stolicy Anglii. Uznawany swego czasu za wielki talent, zyskał sławę pewną wygraną nad Breidisem Prescottem, opromienionym wtedy zwycięstwem nad innym reprezentantem Wielkiej Brytanii, Amirem Khanem. Błyskotliwą karierę Mitchella przerwała na długi czas pierwsza porażka, a w zasadzie dość ciężki nokaut z rąk Michaela Katsidisa, tego samego, którego 2 lata później pewnie wypunktował Burns. Przez ponad rok Mitchell zmagał się z rywalem o wiele bardziej dokuczliwym, prześladowcą wielu Brytyjczyków – alkoholem. Gdy wrócił, wielu nie dawało mu większych szans w potyczce z będącym wówczas na fali Johnem Murrayem, jednak zdołał go złamać i znokautować. Dzięki temu otrzymał szansę walki z Burnsem w Glasgow, na gali organizowanej przez słynnego Franka Warrena, z którym związani są obaj pięściarze. Atuty Mitchella, to szybkość i siła. Anglik bywa niezwykle efektowny, lecz czy to wystarczy na efektywność i pewność siebie Burnsa? Czy Szkoci, fani Burnsa, których obserwacja jest nieraz równie fascynująca, co oglądanie pojedynków ich ulubieńca, będą mieli dziś powody do świętowania? Jaką nutę zagrają po walce kobzy na ulicach Glasgow? Przekonamy się już wkrótce.
Oby sama walka była równie fascynująca, jak jej zapowiedzi.
Szkot to pracus,ktory zyje i oddycha boksem a Kevin chociaz bardziej utalentowany jest nierowny i znany jest jego problem alkoholowy (choc teraz wyglada na przygotowanego bez zarzutu).
Kevin ma fantastyczna lewa reke;sierpy i podbrodki,wydaje sie byc nieco szybszy i bije mocniej.
Burns z kolei duzo pracowal nad obrona,jest szczelniejszy,zawsze perfekcyjny pod wzgledem fizycznym i rzeczywiscie jest chyba twardszy mentalnie.
Trener Ricky'ego jest swietnym taktykiem i z pewnoscia skupiili sie jak zwykle nad wyeleminowaniem atutow przeciwnika.
Osobiscie bardziej lubie boksujacego pieknie dla oka Mitchella ale na dystansie 12 rund mysle,ze przewazy solidny i efektywny Burns.
W dzisiejszym czasach postawa i podejscie Burnsa jest niezwykle;zapytany co jest jego bokserskim marzeniem nie odpowiadal o pasach,unifikacjach czy pieniadzach a ,ze chce stoczyc sto zawodowych walk.
I niewazne ,ze bedzie past prime i bedzie notowal porazki ale mowi,ze kocha to co robi i chce boksowac bardzo dlugo...
Poza tym Ricky to fajny,skromny chlopak,ktory pozostal soba mimo zdobycia tytulu i wciaz pracuje w tym samym sklepie sportowym,w ktorym o pasie mistrzowskim tylko marzyl.
czyli walki burnsa i wakla wlodarczyka beda w tym samym czasie czy moze burns godzine pozniej????
Trzymam kciuki za Burnsa.
Obecnie to chyba tylko DiCaprio jako aktor zasługuje na uwagę,bo dobre role ma w dobrych filmach.
Zanim jednak przejdę do rzeczy chciałbym się ze wszystkimi serdecznie przywitać jako, że to mój pierwszy post na tym forum.
Przepraszam, że nie jest on stricte na temat boksu, ale niestety moja znikoma wiedza na temat tej dyscypliny stawia mnie raczej w roli słuchacza, a nie prelegenta.
Ad rem:
Szanowna redakcjo, świetny artykuł, tematyka bliska memu sercu, ale... Instrument, który w języku angielskim nazywa się bagpipes (highland bagpipes w odmianie szkockiej) w języku polskim nazywa się dudy! Kobza to ukraiński, ludowy, instrument strunowy! Błąd jest na tyle powszechny, że jest powtarzany nawet przez tłumaczy (kilka minut temu niejaki Bert z niejakim Ernim za pomocą MiniMini+ zaserwowali go mojej córce), co nie znaczy, że nie należy go wykorzeniać ze świadomości powszechnej.
Na dowód moich słów, króciutki artykuł: http://www.dudziarz.art.pl/dudy.html , można też popryciać po Wikipedii.
Przepraszam za offtop i pozdrawiam.