ROACH: ZABRAKŁO JEDNEGO CIOSU
Stojący w narożniku Julio Cesara Chaveza Juniora (46-1-1, 32 KO) Freddie Roach nie może odżałować szansy, jaka stanęła przed jego podopiecznym tydzień temu. Meksykanin przegrał wyraźnie na punkty z Sergio Gabrielem Martinezem (50-2-2, 28 KO), ale w dwunastej rundzie był o krok od sprawienia niespodzianki i zgaszenia światła Argentyńczykowi.
Słaba postawa w poprzednich rundach wynikała być może z lenistwa syna legendy, który nie przykładał się sumiennie do treningów, w dodatku pozwalając sobie na palenie marihuany. Za ten występek czekają go zapewne poważne konsekwencje, a część winy na swoje barki bierze "Master Roach".
- Julio nie walczył dobrze. Jedynie jedną rundę można zapisać na plus. Jeśli boksowałby w ten sposób wcześniej, wygrałby przez nokaut. Zmarnował niepowtarzalną okazję… Treningi Chaveza były sporadyczne, prawdopodobnie to nasza wina, bo mu na to pozwoliliśmy. Jeśli następnym razem będzie podobnie, to wrócę do domu – grozi główny szkoleniowiec m.in. Manny’ego Pacquiao.
Według słów uznanego trenera, Chavezowi do spektakularnego finiszu zabrakło jednego uderzenia. Wówczas mówilibyśmy zapewne o niewiarygodnym wręcz odwróceniu losów walki.
- W dwunastej rundzie Chavez wyglądał na mocnego, ale we wcześniejszych rundach nie zrobił wiele, żeby się zmęczyć. Myślę, że przegrał jedenaście rund, a wygrał jedną i z tego faktu nie mogę być zadowolony. Jeśli nie popchnąłby Martineza, przy drugich deskach, prawdopodobnie zdołałby go wykończyć. Do nokautu brakowało jednego ciosu. Wielka szkoda, to mógł być największy "come back" w historii – słusznie zauważa Amerykanin.
Więc "Zabrakło jednego ciosu" i 10 tys. lat świetlnych przygotowań po których Chavez i tak nie wygrałby z Martinezem.