HOPKINS: CANELO ZLAŁBY MARTINEZA
Mający status żywej legendy zawodowego boksu Bernard Hopkins (52-6-2, 32 KO) z uwagą śledził sobotnią walkę na szczycie kategorii średniej pomiędzy Sergio Martinezem (50-2-2, 28 KO) i Julio Cesarem Chavezem Juniorem (46-1-1, 32 KO). "Kat" zwrócił uwagę również na występ Saula Alvareza (41-0-1, 30 KO), który rozbił bezradnego Josesito Lopeza (30-5, 18 KO). Wciąż aktywny zawodowo były mistrz świata dość zaskakująco stwierdził, że "Canelo" zmiótłby z ringu "Maravillę".
- Canelo pokonałby z łatwością Martineza – wypalił Hopkins.
Można domyślać się, że ta opinia nie jest do końca obiektywna, ponieważ Amerykanin związany jest z grupą promującą Alvareza, czyli Golden Boy Promotions. Jak widać, Hopkins to nie tylko nieprzeciętny bokser, ale również racjonalnie myślący biznesmen.
Hopkins od zawsze gadał głupty.
Alvarez jest dobry, ale na Martineza to za mało. Martinez by go zjadł i wypluł buty. Miałby ogromną przewagę warunków fizycznych (4cm wzrostu i 11cm zasięgu). Do tego nie ustępował by mu w szybkości i sile, a pewnie nawet by był ciut lepszy w tych elementach. Do tego jak dołożymy pracę nóg Martineza i jego wytrzymałość to się zastanawiam czy Alvarez dotrwałby do ostatniego gongu. Moim zdaniem nie. No chyba, że by się przestawił na dotrwanie do końca walki bez próby zwycięstwa.
Sam dobrze wie jak dobry jest Martinez, ale Canelo za parę lat może być potworem w swojej wadze.
Nie jednak wiadomo jaką odporność posiada rudy. Ręce ma cholernie szybkie, bije świetne kombinacje ale jest znacznie mniej mobilny od Martineza i myślę, że to mogłoby zadecydować. W takiej formie jak z walki z Chavezem stawiałbym na Martineza.
Generalnie Canelo powinien przenieść się do średniej bo tam czekałyby go prawdziwe wyzwania - Gołowkin, Martinez, Pirog, Sturm, Geale czy Macklin. Każda z tych walk byłaby świetnym widowiskiem.
Facet jest kompletnym bokserem mimo swojego mlodego wieku. Im dluzej go ogladam tym bardziej go cenie. Twardy, zdeterminowany, granitowa szczeka, dobra obrona, bardzo silny cios z obu rak, a do tego metodyczny w ringu jak weteran.
Jezeli ktos by mogl wygrac z Martinez, Mayweather, Pacman albo Cotto, to tylko Cynamon! On ma papiery na najwiekszego meksykanskiego mistrza, a przeciez jest dopiero mlodym bokserem.
Piekne kombinacje. Obecnie jeden z najlepiej bijacych na korpus zawodnikow. Do tego chlodna glowa i swietna obrona. Duzo widzi, wie kiedy przyspieszyc. Szczeka nie wiem, czy granitowa, na pewno solidna.
Nie wiem tylko , czy Alvarez nie straci czesci swoich atutow przechodzac wyzej. Warunki to ma slabe, a skracanie dystansu i szeroko pojeta prace nog ma conajwyzej przecietna.
W starciu z Cotto postawilbym zdecydowanie na Canelo. Uwazam takze, ze obecnie ma wieksze szanse z Floydem w 154, niz z Martinezem w 160.
A Canelo? Jest swietny w poldystansie. Krzepki, szybki i zdecydowany. Martinez musialby podniesc rece zagoniony pod liny albo tanczyc przez cala walke. Canelo to doskonalsza wersja Chaveza. Nie bije zbyt wielu jabow, ale wiekszosc jest precyzyjna i sluzy jakiemus celowi(oprocz oczywistego obicia mordy). Chavez w ogole nie podziela 'szermierczej' odslony boksu.
Nie podoba mi sie styl w jakim sprzedaje sie Chaveza(inna sprawa, czy on potrafi walczyc w bardziej wyszukany sposob?)... to pojscie na latwizne. Robia z niego drugiego Margarito. Piesciarz bez mocnej szczeki nie ma lekko z Freddiem. Z drugiej strony Manny mocno sie rozwinal i na to samo z pewnoscia liczyc Chavez. Czas jest jego sprzymierzencem, choc na razie przypomina bardziej Uruk-hai z Morduru niz syna wielkiej meksykanskiego boksu.