TISZE JEDIESZ, DALSZE BUDIESZ
Giennadij Gołowkin bije mocniej niż Mariusz Wach czy Aleksander Powietkin - "zdradzali" sparingpartnerzy Kazacha, którzy pomagali mu w przygotowaniach do dzisiejszej walki z Grzegorzem Proksą. Podobno nikt z jego kategorii (średniej) sparować nie chce, więc "rozwala ciężkich". Szkoda, że nie sparował z Kliczkami, ale pewnie i tak nie wypadałoby o tym wspominać, bo w końcu Gołowkina promuje firma braci. Można więc byłoby dodać historyjkę o zbitym na kwaśne jabłko nosorożcu i rozbitym w pył stadzie dzików.
A tak poważnie – nie ma powodów do kwestionowania siły ciosów Kazacha, jego sportowej klasy tym bardziej. Jest faworytem, zdaniem wielu wciąż bardzo niedocenianym bokserem, który nie ma szans pokazać wszystkiego na co go stać, bo... nikt nie chce z nim walczyć. Dzisiaj być może wygra przed czasem, ale takiego stylu promocji nie kupuję. Wiem jednak, o co chodzi. Gołowkin chce za wszelką cenę błysnąć na amerykańskim rynku, gdzie nikt go nie zna i w sumie to rozumiem. Tak jak Proksa stoi przed ogromną szansą. Kazach jest już mistrzem zawodowców, ma za sobą piękną karierę amatorską, a jednak mało kto wymienia go jednym tchem wśród największych mistrzów. Wygrana z Polakiem ma być kolejnym etapem, który go do tego przybliży. Nie dziwi mnie więc, że chce powiedzieć „dzień dobry" Ameryce w wielkim stylu.
Ja trzymam kciuki za Grześka. Dla mnie i tak jest kozakiem. Skromny chłopak, który spełnia marzenia. Oby po walce miał powody przypomnieć Gołowkinowi powiedzenie pewnie świetnie znane Kazachowi: tisze jediesz dalsze budiesz, Giennadij!