MOLINA O WALCE Z CANELO
Ubiegłej nocy Carlos Molina (20-5-2, 6 KO) udanie powrócił na ring i potwierdził, że jest zawodnikiem zaliczającym się do ścisłej czołówki wagi junior średniej. 29-letni Meksykanin liczy po cichu na walkę ze swoim rodakiem - mistrzem świata federacji WBC, Saulem Alvarezem (40-0-1, 29 KO), który wpierw jednak musiałby się uporać z Josesito Lopezem (30-4, 18 KO).
- To byłaby wojna o Meksyk. Czuję, że należy mi się taka walka - powiedział "King". - Obijałem Kirklanda przez całą walkę, ale nie dano mi rewanżu. Myślę, że zasługuję na pojedynek z Canelo, skoro Kirkland był wymieniany w gronie jego potencjalnych rywali. Chciałbym dostać w końcu wielką walkę, ale nie frustruje mnie impas. Powoli do tego dojdę. Gdybym teraz przegrał, ludzie powiedzieliby "miał po prostu niezłą passę". Ale to nie jest zwykła niezła passa, to coś więcej.
- Czuję, że sprawiłbym Alvarezowi problemy moją ruchliwością. On czasami zbyt długo zwleka i walczy zrywami. Ja zawsze idę do przodu i nie robię sobie przerw - tłumaczy Molina. - Skoro Alvarez bije się z kolesiami, których wcześniej już pokonałem, jak Cintron albo Kirkland, z którym wygrywałem, to chyba jasne, że myślę sobie "hej, chwileczkę... skoro oni zasługują na szansę, to ja również!". Mam więc nadzieję, że w końcu do tego dojdzie. Najpierw jednak Canelo musi wygrać z Josesito Lopezem, a jego nigdy nie można skreślać. Jest twardy i da z siebie wszystko.