MARTINEZ POCIESZA BRADLEYA
9 czerwca na gali w MGM Grand w Las Vegas Manny Pacquiao (54-4-2, 38 KO) przez dobre siedem rund deklasował Tima Bradleya (29-0, 12 KO), lecz odpuścił nieco drugą połowę walki, co kosztowało go minimalną porażkę - zdaniem zdecydowanej większości fachowców niesłuszną, a nawet skandaliczną.
"Desert Storm" do dziś uważa, że był tamtej nocy lepszy, choć zasady punktowania walk kategorycznie wykluczają taką możliwość (skoro Filipińczyk nacierał, a w dodatku znacznie częściej i zdecydowanie mocniej trafiał oraz kilka razy zranił przeciwnika, to co poza sercem i wolą zwycięstwa miał po swojej stronie dzielny Amerykanin?). Król wagi średniej, Sergio Martinez (49-2-2, 28 KO) również jest zdania, że "Pacman" wygrał z Bradleyem, ale radzi Timowi nie przejmować się krytyką.
- Moim zdaniem Manny wygrał z Bradleyem, ale uważam też, że sam wcześniej przegrał z Marquezem - powiedział 37-letni Argentyńczyk. - Musisz mieć mocne serce. Krytycy go nie mają, a ty musisz być od nich lepszy. Krytykują, bo nie mają własnego życia. Łatwo jest kogoś krytykować. Ludzie mówią wiele dobrych i złych rzeczy, ale ja nauczyłem się nie słuchać niczego. Jeśli chodzi o Manny'ego, wydaje mi się, że wciąż odczuwa on głód boksu, bo w przeciwnim wypadku nie wychodziłby już do ringu.