IGOR WYSOCKI - KOSZMAR STEVENSONA
Rosjanin Igor Wysocki nigdy nie był mistrzem Europy, mistrzem świata, a tym bardziej mistrzem olimpijskim. Jego największym sukcesem było zdobycie w 1978 roku złotego medalu mistrzostw ZSRR, a mimo to jest w Rosji dziesięć razy bardziej popularny niż wielu innych mistrzów, reprezentujących barwy Sbornej. Zawdzięcza to głównie temu, że dwukrotnie pokonał wielkiego kubańskiego mistrza pięści, trzykrotnego złotego medalistę olimpijskiego i trzykrotnego mistrza świata, Teofilo Stevensona.
- Powinni panu jeszcze za życia postawić pomnik za zwycięstwa nad Stevensonem...
Igor Wysocki: Dlaczego pomnik? Ja i tak nigdy tego nie zapomnę. Dwie walki, które z nim stoczyłem, bez wątpienia były najważniejszymi z tych, jakie przez 15 lat stoczyłem w ringu. Pierwszy raz pokonałem Stevensona, który był już mistrzem olimpijskim, w 1973 roku, mając zaledwie 19 lat. Ponadto stało się to nie gdzie indziej, jak na jego ringu w Santiago de Cuba. Był to nie tylko mój debiut w międzynarodowym turnieju, ale w ogóle pierwsza w karierze walka stoczona poza granicami mojego kraju. Mierzyłem wtedy 183 cm przy wadze około 90 kilogramów. Waga Stevensona dochodziła do 120 kg...
- Gdzie stoczył pan drugą walkę z Teofilo?
IW: W 1976 roku na międzynarodowym turnieju w Mińsku. On był bardzo spragniony rewanżu - przynajmniej tak pisali wtedy w prasie. Wszyscy zawodnicy zostali zakwaterowani w wielkim motelu poza miastem. Kubańscy bokserzy całą drużyną siedzieli w jadalni. Podszedłem, do Stevensona, przywitałem się mówiąc: "Cześć, Teofilo!". Wtedy on potraktował mnie jak powietrze. Nie zdobył się na żadną reakcję. Cóż, pomyślałem, jeszcze ci o sobie przypomnę. Zmierzyliśmy się w finale. Był wyższy ode mnie o głowę. Goniłem go po całym ringu i w końcu w 3. starciu upolowałem, wygrywając ten pojedynek przez nokaut.
- Mówi się, że Wysocki stał się od tamtej chwili koszmarną obsesją Kubańczyka.
IW: Na Igrzyska Olimpijskie w 1976 roku do Montrealu nie pojechałem, ale koledzy opowiedzieli mi o tym, że specjalnie na trening naszej kadry w wiosce olimpijskiej przyszli kubańscy trenerzy: "Wysoka Igor (tak wymawiali moje nazwisko) przyjechał?" - "Nie" - usłyszeli w odpowiedzi. Na to ci wyraźnie odetchnęli z ulgą. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że do Montrealu Kubańczycy specjalnie zabrali dwóch zawodników wagi ciężkiej: Stevensona i jego zmiennika Miliana. Jeśli w składzie radzieckiej ekipy byłby Wysocki, wówczas wielki Teofilo w Kanadzie by nie wystartował.
- Jakie były wasze relacje poza ringiem?
IW: Ostatnio spotkałem go w 1989 roku na Mistrzostwach Świata w Moskwie, ale nie było okazji do rozmowy. Słyszałem, że po zakończeniu bokserskiej kariery był ochroniarzem Fidela Castro, a następnie został honorowym prezesem Kubańskiego Związku Bokserskiego.
- Krążą plotki, że miał później kłopoty i zatonął na dnie życiowych spraw...
IW: Różne rzeczy mówi się o ludziach i nie wszystkie opowieści są prawdziwe. O mnie też cuda opowiadali - że zostałem alkoholikiem, kilka razy mnie uśmiercano. Kiedyś jechałem w taksówce i kierowca zapytał mnie: "Słyszał pan, że bokser wagi ciężkiej Igor Wysocki został zamordowany? Zadano mu dwadzieścia dwie rany kłute... Zmarł na stole operacyjnym". Mówię do niego "Człowieku, o czym ty mówisz? Jak dotąd jeszcze nie umarłem i w najbliższej przyszłości nie zamierzam żegnać się z tym światem". Pamiętam jak mu wtedy szczęka opadła.
- W pamięci kibiców pozostanie także pokazowy pojedynek, jaki stoczył pan w 1979 roku z Muhammadem Alim.
IW: Udzielił się nam - bokserom - nastrój taki sam jak widowni. "Oto przybył do nas Bóg i teraz pokaże nam całą swoją maestrię". Ali stoczył wtedy trzy mini-pojedynki, trwające po dwie rundy z Piotrem Zajewem, Jewgienijem Gorstkowem i ze mną. Nie obeszło się bez typowych dla zawodowców prowokacji. Pamiętam jak rozgrzewaliśmy się w swojej szatni i nagle wpadł do nas Ali, przewracając oczami i dziko krzycząc: "Zaraz wszystkich was zabiję". Natychmiast niski Zajew skulił ramiona i usłużnie odstąpił Amerykaninowi największy fotel... Za moment wyszli na ring, a po kilku minutach do szatni wszedł mój trener Andrej Czerwonenko i krzyczy "oberwał, oberwał".
- Znaczy się, kto oberwał?
IW: Ali. Zajew solidnie go trafił. Cóż, wtedy przyszła kolej na Gorstkowa. Po walce podszedł do mnie i od niechcenia szepnął: "Igor, nie martw się, nie rozgniewałem go zbytnio!"
- Wasza walka - zdaniem ekspertów - była remisowa. Obfitowała w mocne wymiany ciosów.
IW: Prawą ręką operował fenomenalnie i momentami nie mogłem za nim nadążyć. Bił seriami. Co tu komentować. Ali to ...Ali. Czy walczył w ZSRR, czy w Afryce...
- Słyszałem, że głównym powodem zakończenia przez pana kariery były zbyt częste kontuzje.
IW: Tak. Lwia część moich kontuzji powstała w ferworze walki. W pewnym momencie przeciwnicy pokonywali mnie, przebijając łuki brwiowe. Fakt, że miałem bardzo ostre kości. Z tego powodu poddałem się nawet specjalnemu zabiegowi chirurgicznemu. Niestety po 3-4 kolejnych pojedynkach znowu krwawiłem.
- Pana przyjaciel, słynny radziecki pięściarz, Wiktor Rybakow, powiedział, że ponad połowę walk wygrał pan przez nokaut...
IW: Możliwe. Nie liczyłem. Podczas jednego meczu międzypaństwowego bokserskich drużyn ZSRR i USA, który odbył się w Ameryce, pytali mnie o to miejscowi dziennikarze telewizyjni. Powiedziałem im wtedy do mikrofonu: "Fifty-fifty". Byli zaszokowani.
- Według plotek, pana życie po zakończeniu kariery sportowej było dalekie od ideału...
IW: Niezależnie od tego jak powstają takie plotki - to jest tylko i wyłącznie moje życie. Oczywiście, sport dał mi wiele. Z Magadanu, gdzie się urodziłem, przeprowadziłem się do Moskwy. Ukończyłem Instytut Wychowania Fizycznego. Teraz mam cudowną żonę - drugą, z poprzednią rodziną nie mam kontaktu. Życie...
- Mówiło się, że pracował pan jako bramkarz w restauracji i prawie co noc fundował pan kolejnych pacjentów miejscowej klinice chirurgicznej...
IW: Swego czasu mieszkałem na "Kachowce". Niedaleko stamtąd, przy ulicy Kerczeńskiej znajduje się bar "Forum", być może najbardziej niebezpieczne miejsce w Moskwie. Kiedy zakończyłem karierę boksera, zostałem tam ochroniarzem. Zawsze był tam tłum i niektórzy wychodzili bez płacenia. Czasami 5-6 razy w ciągu jednej nocy musiałem kogoś uspokoić. Nieraz rzeczywiście musiałem tam przedstawić twarde argumenty.
- Co aktualnie porabia Igor Wysocki?
IW: Po wielu latach wróciłem do boksu. Pracuję w podmoskiewskim Mytiszu, w klubie, który został nazwany moim imieniem. Mamy dość dużą ogrzewaną salę o powierzchni 350 metrów kwadratowych a w niej ring i dobrze wyposażoną siłownię. Klub zatrudnia trzech doświadczonych trenerów. Głównym jest mistrz sportu klasy międzynarodowej Aleksander Burmistrow. Na każdy trening przychodzą grupy liczące około 20 osób.
- Trenuje pan tam za darmo?
IW: Tylko dzieci i młodzież poniżej 16 roku życia. pozostali płacą. Ale to nie znaczy, że nasz klub to firma handlowa. Po prostu musimy jakoś utrzymać porządek na sali i opłacić trenerów.
Na koniec dodam czy to możliwe żeby Teofilo ważył 120 kilo ??
Czy ktoś wie? Bo mnie osobiście się nie wydaje aby Kubańczyk osiągnął kiedykolwiek taką wagę no może na emeryturze :)
Nigdy nie spotkałem się żeby ktoś podawał u niego tak wysoką wagę chyba Wysockiemu coś się pomyliło albo ja się mylę :) Ale zwyczajnie Kubańczyk nawet nie wygląda na tyle.
Stevenson ważył coś koło 97-98 kg , na pewno nie doszedł do blisko 120 kg (wtedy by wyglądał , jak jakiś Solis :D)
Dokładnie przecież Amerykanie nim zostali gwiazdami boksu zawodowego to odnosili sukcesy jako amatorzy i dawali radę i pięściarzom z krajów socjalistycznych. Przegrywali z nimi czasem też ale i wygrywali także nie można mówić że Amerykanie gdyby nie było komuny to by nie mieli sukcesów. Owszem może trochę mniejsze ale na pewno by dominowali na zawodowej scenie bokserskiej lat 70' czy 80'. Amerykanie zdobywali dużo medali gdyż wtedy ich boks amatorski był mocny. Przecież sam Ali miał na koncie złoto na olimpiadzie tak samo Foreman czy Frazier. Bracia Spinksowie na igrzyskach lali "socjalistów" z Kuby czy ZSRR. Ray Leonard też złoto. Fakt faktem ze wielu Amerykańskich późniejszych świetnych zawodowców przegrywało z Kubańczykami amatorskie boje jak Holy z Romero, Briggs, Brewster z Savonem, Biggs ze Stevensonem, Whitaker z Herrerą, Byrd z Hernandezem czy wielu wiele innych przypadków których daruję już sobie wymienianie bo wymieniłem tylko te które na szybko siedziały mi w głowie :) Także zwycięstwa szły w obie strony żelaznej kurtyny ale brakiem obiektywności było by robienie z Amerykanów słabiaków.
Co do wagi Teofilo to też słyszałem że oscylowała w granicach stówki. Skąd więc Wysocki wziął te 120? :)
Chętnie bym się dowiedział z jakich źródeł mogę korzystać żeby pozyskać tak obszerną wiedzę.
Co do Alego w 1979 Ali był już na emeryturze!!! w tym roku nie stoczył żadnej walki. (wrócił potem dla kasy na Holmesa). W 79 nie trenował, więc nie dziwne że Rosjanie mogli toczyć z nim równe walki.
Dla mnie nic w tym szokującego, że Wysocki obijał Stevensona, gdyby np. Mayweather walczył tyle co amatorzy, na bank znalazł by pogromcę i to niekoniecznie musiał by to być wielki gwiazdor.
Trochę to inaczej wyglądało.Stevenson w tamtych czasach był gościem,który wychodził na ring uderzał kilka razy i było pozamiatane.
Nikt nawet nie próbował z nim walczyć(obejrzyj naszego Skrzecza bo jest na YT). Wszyscy przeciwnicy bali się go uderzyć aby go nie rozjuszyć.
Absolutny dominator wagi ciężkiej w amatorce.
Natomiast Wysocki to był dla nas młodych chłopaków kimś z pogranicza bajki.Nikt go nie widział ale te dwie zwycięskie walki zapewniły mu statut bohatera na pograniczu Hulcka i Supermena.
Co do wagi Teofila.
O Wysockim mówiło się,że ma 2,50 wzrostu.Porównanie przesadzone ale T.S.
u schyłku kariery może gdzieś tam zbliżał się do 100 ale 120 na pewno nie ważył gdy bił się z Wysockim.
Pozdrawiam wszystkich i cieszę się z zainteresowania karierą tego znakomitego radzieckiego pięściarza.
Mnie zawsze zastanawiał wzrost Teofilo. Oficjalnie około 190 cm, mnie się wydawał znacznie wyższy - jakieś 195 co najmniej.