MICHALCZUK: BYŁAM SZALONA

- Rozbijałam się, paliłam, piwko sobie popijałam. Miałam jakąś wewnętrzną potrzebę, że jak kogoś uderzyłam, to się lepiej czułam. Wszystko się skończyło - opowiada Sport.pl Karolina Michalczuk, która podczas Igrzysk Olimpijskich jako jedyna będzie reprezentowała Polskę w boksie, przed laty naszej koronnej dyscyplinie.

Karolina Michalczuk ma w swoim dorobku amatorskie tytuły mistrzyni świata i Europy. Ten pierwszy medal zdobyła w Ningbo w 2008 roku, a najlepsza na naszym kontynencie okazała się dwukrotnie - w Tonsbergu w 2005 roku oraz w Mikołajowie cztery lata później. Oprócz tych trzech triumfów posiada w dorobku jeden srebrny i dwa brązowe krążki MŚ oraz po dwa srebrne i brązowe medale ME.

Radosław Leniarski: Czytałem wywiad z panią, gdy jeszcze nie wiedziała pani, że boks kobiet będzie w programie igrzysk. Miała pani wtedy nadzieję, a dziś odebrała pani reprezentacyjną sukienkę na otwarcie igrzysk, biało-czerwony strój...
Karolina Michalczuk: To jest dla mnie spełnienie marzeń. Jak bajka, sen. I ta bajka wzięła się z niczego. Ani ja, ani moja rodzina nie była sportowa, ja jestem dziewczyna ze wsi, i tak się wybić! Myślę, że praca na gospodarce, wychowanie na polu, prawdziwa tyrka dały mi tą wytrwałość. Że wychowałam się z chłopakami [Karolina miała trzech braci, czwarty zginął w wypadku - rl], że jestem ze wsi, że 12 lat ciężko harowałam z trenerem Władysławem Maciejewskim. W pewnym momencie postawiłam sobie cel i nie dałam się złamać. To teraz jest za to nagroda.

Ja po porażce w jakimś turnieju jeszcze ciężej pracowałam, musiałam koniecznie jechać na następne zawody i wygrać, najlepiej z tą, z którą przegrałam. Po to trenowałam.

Ale najpierw traktowałam boks lekko. W pewnym momencie trener Maciejewski powiedział mi, że będę mistrzynią świata. No, i najpierw zdobyłam srebro na mistrzostwach Europy, byłam wściekła na siebie za porażkę, parłam, parłam, aż zostałam mistrzynią Europy, potem wicemistrzynią świata, potem mistrzynią świata, a teraz jadę na igrzyska i kto wie, co się tam zdarzy.

Ciągle marzyłam, że włączą boks kobiet do igrzysk. Już w Pekinie mówiono, że w 2012 roku będziemy na igrzyskach. Tylko to mnie trzymało w amatorstwie. Gdyby nie igrzyska, to bym nie została.

Będzie ciężko. Rywalki z kilku kategorii poprzenosiły się do trzech olimpijskich wag. Pani zeszła do wagi 51 kg - trzy kg mniej niż pani wcześniejsza kategoria. Czyli dopadł panią największy koszmar pięściarza, robienie wagi. Właściwie co pani je na obiad?
- Mięsko wołowe i surówkę. Na śniadanie - płatki, albo kanapkę i herbatę. Skromnie. Dużo musiałam ukrócić jedzenia. Jem połowę tego co wcześniej. Ale przyzwyczaił się organizm - już dwa lata jestem na diecie.

Mój sposób jest taki. Jak robię wagę, oglądam programy kulinarne w telewizji, czytam magazyny kulinarne, jem oczami i marzę o tym, co sobie ugotuję jak już będę mogła jeść. Uwielbiam to, czasem nawet w nocy oglądam takie programy.

Normalnie ważę 56 kg. Przed zawodami dochodzę do takiej granicy, aby na ostatnie dwa tygodnie zostały do zrzucenia trzy kilo. Docieplam się, zakładam grube stroje i skaczę na skakance. A potem - jak już jestem dobrze zapocona - wskakuję w dresach i ortalionach pod materace i się wypacam, trochę jak kiedyś się ryż trzymało pod pierzyną. Leżę pod dwoma, albo trzema gimnastycznymi materacami. Chowam się cała. Gdzieś są prześwity, ale tylko tyle, aby powietrze doszło. I czekam, aż się przestanę pocić. Każdy bokser tak robi wagę. To mnie czeka w Cetniewie. Upał, nie upał.

Oczywiście, chciałabym więcej zjeść, ale mam blokadę psychiczną, bo wiem, że czeka wielki turniej. Wszyscy na zgrupowaniach wiedzą, że robię wagę i starają się mi pomagać. Nie dosiadają się do stolika z półmiskiem żarcia. Zresztą, ja nie jestem nerwowa, robię wszystko aby nie być, dla uspokojenia hoduję gołębie.

Jak Mike Tyson. Coś niesamowitego z wami, pięściarzami. Tu sztuka walki, a hodują gołąbki pokoju...
- Tak, ale on zaczął w dzieciństwie, a ja od niedawna, choć wcześniej mój wujek hodował i czasem kupiłam sobie jakiegoś gołębia. Teraz gołębie to odskocznia od boksu, robię to dla siebie, dla przyjemności, a nie dla pieniędzy czy nagród. Nie mam serca do wyjazdów na wystawy. Gołębie są ozdobne, ale nie wymieniam się, raczej tylko wydaje pieniądze. Lubię po prostu popatrzeć jak fruwają wysoko. Nabieram spokoju wewnętrznego. Odreagowuję emocje. Mamy z trenerem Maciejewskim stado około 60 gołębi. Trener ostatnio zainwestował w gołębnik - mózg staje - ponad 15 tysięcy złotych. Hodowla to obowiązki. Trzeba rano wstać dać jeść posprzątać, napoić. Po południu też. Mamy szariki, które pięknie idą w górę i wysoko nad domem się zawieszają, mamy perskie, które krążą, mamy motyle warszawskie, newki, które są takie sprytne w powietrzu. Garłaczy nie mamy, bo choć mi się bardzo podobają, ale są większe i biją inne.

Ptaki i boks panią bardzo uspokoił, bo kiedyś pani bardzo rozrabiała.
- Że się zmieniłam, to mało powiedziane. Że to był zwrot o 180 stopni, to mało powiedziane. Naprawdę.

Proszę pana, byłam szalonym człowiekiem. Porównam się do młodego konia - źrebak jest szalony. Ale jak go mądrze poprowadzić, to będzie zuch. Tak samo z człowiekiem - z szaleństwa młodości może być korzyść, tylko trzeba się ukierunkować. Rozbijałam się, paliłam, piwko sobie popijałam. Z chłopakami się biłam. Miałam jakąś wewnętrzną potrzebę, że jak kogoś uderzyłam, to się lepiej czułam. Nie to, żebym jechała specjalnie na dyskoteki czy imprezy, aby się bić, ale tylko czekałam, aż się coś zacznie i byłam pierwsza. Potem miałam radochę, jak orientowali się, że jestem dziewczyną. Biłam się, siłowałam na ręce. Mnie nieraz też pobili, bo kto wiedział, że jestem dziewczyną, mam trochę męską urodę.

Jak zaczęłam trenować, to się wszystko skończyło. Rzuciłam papierosy. Piwo? Czasem jedno po treningu, przeciw zakwasom. Praktycznie w ogóle. Ani kropli od grudnia - tak sobie postanowiłam w związku z igrzyskami.

Powiem tak... Trenował pan kiedyś boks? Nie? Po treningu nie chce mi się nigdzie wychodzić, jestem wykończona. Daje sobie tak w tyłek, że nie myślę o zabawie. Jestem spełniona pracą. Ludzie, przyjdźcie na boks, to daje uspokojenie.

Zresztą już przedtem się trochę uspokajałam. Pracowałam w mleczarni w Piaskach, miałam 20 lat, więc już było trochę spokojniej, ale jeszcze coś tak komuś dałam w ucho. Ale rzadziej.

Przy trenerze uczę się spokoju, uczę się poświęcenia boksowi. Pomagałam mu, jak miałam więcej czasu, pomagałam też w Krasniku w klubie parafialnym Za Bramą u księdza Rafała Pastwy.

Słyszałem, że ksiądz ma na drzwiach w mieszkaniu plakat Muhammada Ali. Wielu pięściarzy jest bardzo głęboko wierząca. Pani też?
- Jestem bardzo wierząca. Nie mogę chodzić na msze codziennie, czy nawet w każdą niedzielę, ale chodzę na pacierz, pomodlić się. Ciężko pracuję i muszę czuć, że mam Boga przy sobie, człowiek się bezpieczniej czuję. Bardzo mi to pomaga. Ale ja się z wiarą nie obnoszę. Ksiądz Rafał odprawia msze w mojej intencji przed mistrzostwami świata i teraz odprawiał i jeszcze będzie odprawiał.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: bossman
Data: 21-07-2012 11:00:14 
Fajna osoba, ale mogła nie pisać o swojej niechlubnej przeszłości bo to utwierdza stereotyp że patologia ściąga do boksu ;/
 Autor komentarza: mirento
Data: 21-07-2012 11:46:55 
Pozdrowienia z Lublina.Tak trzymaj Karolina a my wszyscy trzymamy kciuki za Ciebie na IO.
 Autor komentarza: dzikirysio997
Data: 21-07-2012 11:52:13 
@bossman:
Można na to popatrzeć inaczej - boks kształtuje charakter, wychowuje.
Gdyby nie boks, Karolina mogłaby marnować swoje życia tak, jak to robi mnóstwo młodych ludzi.
Teraz osiąga znaczące sukcesy sportowe, ma konkretny cel w życiu.
Nie pozostaje nic innego, tylko kibicować jej na IO. :)
 Autor komentarza: Jackass
Data: 21-07-2012 14:28:41 
A co w tym złego ze do boksu ciągnie ludzi zadziornych to nawet dobrze ;P A swoja droga piwo na zakwasy to mit i bzdura ;)
 Autor komentarza: boxxer
Data: 21-07-2012 14:54:43 
Karolina jesteś Wielka wspaniały wywiad bez owijania w bawełnę taki swojski jesteś równiacha i masz wspaniałego Trenera tego Prawdziwego! klubowego Pana Maciejewskiego! on cię nigdy nie zawiedzie!jest facetem na poziomie i ma wielkie serce a to pewne bo kocha gołębie ;)) Trener powinien być jak drugi ojciec a pan Władysław Maciejewski jest taką osobą! i chwała wam za to co robicie Trzymamy Mocno Kciuki za Złoto Olimpijskie!!! POZDRAWIAM SERDECZNIE CIEBIE KAROLINA! i TRENERA Maciejewskiego!
 Autor komentarza: Ghostbuster
Data: 21-07-2012 22:02:38 
ciekawa osoba, nietuzinkowa. mi się podobają raczej delikatne kobiety raczej księżniczki romantyczki, ale wydaje mi się, że Karolina jest na tyle oryginalna i dająca się lubić, że pewnie w jej towarzystwie czas może szybko uciekać.
 Autor komentarza: Leniuch
Data: 22-07-2012 00:45:03 
Niezle..hyhy..Karolino czekamy na złoto!
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.