Alvarez, Saul
Oscar De La Hoya twierdzi, że tylko Julio Cesar Chavez Jr oraz Saul Alvarez będą w stanie w niedalekiej przyszłości wypełnić ogromny Stadion Azteków w Meksyku. Nawiązuje on w ten sposób do tęsknoty rozkochanych w boksie Meksykanów za następcą ich ukochanego Julio Cesara Chaveza Seniora, którego walkę z Gregiem Haugenem w 1993 roku na tym właśnie stadionie oglądało 132,000 ludzi. Wraz z rosnącym zainteresowaniem mediów tematem rośnie też jednak grupa sceptyków, którzy zastanawiają się, czy aby ci dwaj dżentelmeni nie są przereklamowani i pragnęliby ich zobaczyć razem na ringu. Niezbyt dobre relacje między Top Rank a Golden Boy Promotions (skąd my to znamy) nie zapowiadają jednak, by dane nam było to szybko zobaczyć. Ja dziś zaś skupiłem się na Alvarezie, bo wciąż jest go mniej w mediach niż Juana juniora, po prostu syna sławnego taty.
Santos Saul Alvarez Barragan pochodzi z miejscowości Juanacatlan w stanie Jalisco w środkowo-zachodnim Meksyku. Jest on najmłodszym spośród siedmiu braci i jedynym o tak jasnej karnacji i rudych włosach (ten kolor odziedziczył po matce). Choć w dzieciństwie lubił z ojcem Santosem sprzedawać lody w jego sklepie, a latem pływać i wędkować w Rio Grande de Santiago, to już od dwunastego roku życia pochłonął go boks po tym, jak jeden z braci – Rigoberto, zaprowadził go na pierwszy trening. Wybór tej dyscypliny sportu był jednak oczywisty, bo wszyscy jego bracia już ją uprawiali. Wystarczy dodać, że 28 czerwca 2008 roku bracia Alvarez ustanowili rekord Guinessa walcząc wspólnie na tej samej gali. Najbardziej znany spośród nich to Rigoberto „El Español” (27-4, 20KO), a pozostali to Ramon „Inocente”, Ricardo „Dinamita”, Gonzalo „León”, Daniel „El Conde”oraz Víctor „Matador”.
Zanim jednak do tego doszło, ich rodzice rozstali się, rozdzielając dzieci między siebie. Saul zamieszkał wówczas z matką. Rudemu, przypominającemu Howdy Doody piegowatemu i blademu chłopcu dzieciaki z sąsiedztwa porządnie się naprzykrzały, choć ksywka „Canelo” czyli „cynamon” jaką wtedy dostał, nie należy do najgorszych z tego okresu. Na treningi jeździł z Juanacatlan, (gdzie mieszkała Ana Maria, jego matka) do oddalonej o 15 mil Guadalajary, to jednak ulica wokół matczynego bloku była jego główną szkołą boksu. Wreszcie ukończywszy 15 lat wbrew woli rodziców porzucił szkołę i przeszedł na zawodowstwo.
Pierwszy smak pasa mistrzowskiego to wygranie pasa WBA Fedecentro w wadze półśredniej w pojedynku z wówczas niepokonanym Gabrielem Martinezem. Debiut w USA miał miejsce w październiku 2008 roku w Morongo Casino Resort w Kalifornii w walce z Larrym Mosleyem. Dwa miesiące później znokautował w 1 rundzie Raula Pinzona i następnie przez półtora roku walczył tylko w Meksyku, przez co, choć stoczył tam aż osiem walk, wciąż pozostawał pięściarzem anonimowym poza ojczyzną. W czerwcu 2010 roku podpisał jednak kontrakt z Golden Boy Promotions, dzięki czemu jego kariera nabrała rozpędu bo zaczęto go obsadzać w undercardzie w największych galach organizowanych przez De La Hoyę. W tym samym roku wygrał z Jose Cotto (starszym bratem Miguela), zastopował Luciano Cuello w 6 rundzie zdobywając pas WBC Silver kategorii junior średniej, i wreszcie zwyciężył byłych mistrzów: Carlosa Baldomira (KO w 6 rundzie) i Lovemore N’Dou (na punkty). Po walce z Baldomirem, który wcześniej pokonał takich zawodników jak Arturo Gatti i Zab Judy, czy przegrał dopiero na punkty z Floydem Mayweatherem Juniorem, zaczęto się uważniej przyglądać młodemu Meksykaninowi. Największy rozgłos przyniósł mu jednak fakt, że nie przyjął 12 000 dolarów (20% z 60 tys. całej kary), należących mu się z tytułu grzywny, jaka została nałożona na Baldomira za nieutrzymanie wagi, przez co owa suma pozostała w kieszeni Argentyńczyka. Pomimo, że pieniądze nie były zawrotne, to jednak gest ten w pozytywny sposób zaskoczył tego dnia wielu ludzi i przysporzył Saulowi nowych fanów.
Najważniejszy jak do tej pory pas WBC kategorii junior średniej Canelo zdobył po tym, jak zwakował go Manny Pacquiao. W walce o to trofeum pokonał zdecydowanie na punkty Matthew Hattona z Manchesteru (3x119-108) i w ten sposób stał się najmłodszym w historii mistrzem kategorii junior średniej. Pomimo tych wszystkich sukcesów Alvarez wciąż był jednak niedoceniany i wielu uważało, że ze swoim chętnym wchodzeniem w półdystans, nie ma on szans z najlepszymi bokserami z kategorii 154 funtów. Odpór krytykom Meksykanin dał jak potrafi najlepiej, czyli wygrywając kolejne walki. Najpierw pewnie pokonał Ryana Rhodesa (TKO 12), potem nie bez problemów (zaliczył nawet nokdaun w pierwszym starciu) zwyciężył Alfonso Gomeza (TKO 6) i wreszcie zbił Kermita Cintrona (TKO 5). Przez dłuższy czas patrzono na Alvareza jak na wciąż rozwijającego się prospekta, ale on udowadniał, że jest już niemal w pełni ułożonym weteranem z wieloletnim doświadczeniem.
W jedynej jak dotąd walce w tym roku Alvarez zakończył karierę Shane Mosleya zdecydowanie pokonując go na punkty i symbolicznie przejmując pałeczkę od starszej o 19 lat legendy pięściarstwa. W czasie tej walki nie spanikował też po tym, jak po zderzeniu się głowami doznał rozcięcia łuku brwiowego w 3 rundzie.
Urodzony 18 lipca 1990 roku Alvarez walczy inteligentnie, cierpliwie, ciągle wywierając presję na przeciwniku. Jego ciosy są silne i szybkie, a bite kombinacje coraz dokładniejsze. Wciąż niedoceniana jest praca jego nóg, balans tułowiem i dobra obrona. Za jego broń firmową można zaś chyba mocne ciosy na tułów, zwłaszcza lewą ręką, a wielu ekspertów podkreśla jego ogromną siłę.
Z drugiej strony wypomina się Saulowi, nie mającemu żadnej kariery amatorskiej, napompowany rekord (40-0-1, 28 KO), co spowodowało tak chłodne przyjęcie i wciąż liczną grupę sceptyków wśród fanów szermierki na pięści. Mówią oni, że jest on jednym z najbardziej przereklamowanych pięściarzy, że wygrywał jedynie ze słabo bijącymi (M. Hatton), przeciętnymi (R. Rhodes, A. Gomez, J. Cotto) lub wypalonymi bokserami (K. Cintron, S. Mosley). Alvarezowi wypomina się także, że promotorzy bronią go przed trudnymi przeciwnikami często walcząc w Meksyku, jednak pamiętać trzeba, że właśnie tam ma zdecydowanie największą liczbę fanów, o którą promotorzy i pięściarz muszą dbać.
Następną walkę Canelo ma stoczyć 15 września w MGM Grand w Las Vegas i po raz pierwszy ma być gwiazdą gali PPV. Trudno jest mu jednak znaleźć przeciwnika. Po porażce (poddaniu się) z Josesito Lopezem nie liczy się już Victor Ortiz (29-4-2, 22 KO), a Miguel Cotto (37-3, 30KO) chce walczyć dopiero w grudniu. Wśród potencjalnych rywali wymienia się więc Austina Trout (25-0, 14 KO) oraz Carlosa Quintana (29-3, 23 KO). Dodatkowo 15 września, także w Las Vegas (Thomas & Mack Center) swoją galę będzie miał Julio Cesar Chavez Jr (46-0-1, 32 KO) walcząc z Sergio Martinezem (49-2-2, 28 KO). Obaj panowie więc w Dzień Niepodległości Meksyku walczyć będą także między sobą o wpływy z PPV. Alvareza wspierać będzie telewizja Showtime, a Chaveza. HBO. Ostatecznie prawdopodobnie któryś obóz będzie musiał odpuścić, ale to przedłużenie konfliktu między firmami De La Hoyi i Aruma pokazuje wyraźnie, kto jest namaszczany do przejęcia pałeczki po Pacquiao i Mayweatherze.
Trudno dziś mówić, czy cynamonowy Alvarez będzie wielką gwiazdą światowego boksu, bo wystarczy wymienić tych kilku świetnych pięściarzy, którzy mogą pokrzyżować mu plany: Miguel Cotto (37-3, 30 KO), Cornelius Bundrage (32-4, 19 KO), Austin Trout (25-0, 14 KO), James Kirkland (31-1, 27 KO), Erislandy Lara (17-1-1, 11 KO), Alfredo Angulo (20-2, 17 KO) Carlos Molina (19-5-2, 6 KO). To właśnie te nazwiska wymienił Oscar De La Hoya, gdy rozmarzył się o turnieju organizowanym na wzór Super Six.
Moim zdaniem ten młody Meksykanin ma wszelkie szanse i predyspozycje, by jednak wdrapać się na sam szczyt współczesnego pięściarstwa. Oby tylko potrafił skupić się na sporcie, bo sukces marketingowy już chyba osiągnął. A że jak na zaledwie 22 lata ma stoczonych tak dużo walk? Może to i niezbyt trafne porównanie, ale warto pamiętać, że Mike Tyson w ciągu pierwszych dwóch lat zawodowej kariery stoczył 28 pojedynków.
Oby trafił na dobrego trenera, np. Nacho Beristaina i nie zmarnował ogromnego potencjału, jaki posiada.