PIĘĆ MINUT PAWŁA GŁAŻEWSKIEGO
Nadal nie wiemy kto ostatecznie wyjdzie w sobotę do ringu w łódzkiej Atlas Arenie z legendarnym mistrzem czterech kategorii wagowych Royem Jonesem Jr. (55-8, 40 KO). Ja mam jednak nadzieję, że będzie to Paweł Głażewski (17-0, 4 KO), przez większość kibiców skazywany na zdecydowaną porażkę. Moim zdaniem "Głaz" został przedwcześnie spisany na straty.
Na temat winy i kary skazanego prawomocnym wyrokiem Dawida Kosteckiego (39-1, 25 KO) napisano w ostatnich dniach dziesiątki artykułów. Nie zamierzam więc po raz kolejny roztrząsać tej sprawy. Jednak w tej niewątpliwie przykrej dla "Cygana" sytuacji, dostrzegam pozytywne aspekty. Mianowicie na nieoczekiwanej zamianie miejsc może skorzystać nie tylko wydobyty z cienia Głażewski, ale cały polski boks. Otóż walka Kosteckiego była w pewnym sensie pojedynkiem w ślepej uliczce. To nie jest przypadek Floyda Mayweathera Jr., którego czekają zaledwie trzy miesiące odsiadki i będzie mógł bez większych przeszkód wrócić na ring. Kostecki nawet gdyby spektakularnie znokautował RJJ i tak poszedłby siedzieć. Gdy wyjdzie, nie będzie już na szczycie list rankingowych, na którym i tak nie wiadomo dlaczego się znajduje. A czasu na odbudowanie pozycji też już nie będzie, gdyż nie każdy rodzi się Hopkinsem lub Foremanem. Natomiast Głażewski jeśli da dobrą walkę, ma szansę coś ugrać w najbliższych latach na europejskich, a może nawet światowych ringach. Z tego względu - niezależnie od więziennego kontekstu całej sprawy - dobrze się stało, że to właśnie on stoczy walkę z legendą zawodowego boksu.
Podobnie jak cieszę się z szansy, którą od losu i polskiego wymiaru sprawiedliwości otrzymał Głażewski, tak samo nie zgadzam się, że jest zdecydowanie skazany na porażkę. To jeden z najbardziej niedocenianych i niesłusznie znajdujących się w cieniu polskich pięściarzy. W odróżnieniu od Kosteckiego, którego kariera przypomina sinusoidę jeśli chodzi o dobór rywali, Głażewski jest prowadzony bardzo dobrze. Ten utalentowany chłopak z bardzo dobrą karierą amatorską, zadebiutował na zawodowym ringu zaledwie trzy i pół roku temu. Po okresie typowego budowania rekordu, w ostatnich latach jego promotor stawia mu bardzo poważne wyzwania. Przypomnijmy, że Głażewski w ciągu kilkunastu miesięcy zmierzył się z Tony Averlantem i Doudou Ngumbu, czołowymi pieściarzami znad Sekwany, najlepszym czeskim półciężkim Tomasem Adamkiem oraz twardym i doświadczonym byłym mistrzem Wspólnoty Brytyjskiej Matthew Barneyem. To wszystko w pierwszych latach zawodowej kariery! I na pewno zaprocentuje to na łódzkim ringu. "Głaz" wbrew brzmieniu jego ringowego pseudonimu nie jest co prawda typem punchera, jednak ma serce wojownika. Jestem przekonany, że w sobotę będziemy świadkami bardzo dobrej walki. Oczywiście zdecydowanym faworytem jest wielki Roy, ale nieznaczna przegrana po zaciętej ringowej wojnie może otworzyć przed polskim pięściarzem bokserskie salony. I przede wszystkim wydobędzie go z cienia, w którym nie powinien się znajdować. Moim zdaniem w przypadku dobrej, ale jednak przegranej walki, Głażewski powinien podbudować rekord w sierpniu na gali Babilon Promotion w Międzyzdrojach, a jesienią podjąć próbę zdobycia tytułu mistrza Europy. Pas EBU jest w posiadaniu Eduarda Gutknechta, który podobnie jak Głażewski również ma na rozkładzie Tony Averlanta. Pochodzący z Kazachstanu Niemiec jest w zasięgu polskiego pięściarza. Dlatego można żałować straconej szansy Kosteckiego, ale lepiej się stało, że w sobotę w ringu zobaczymy Głażewskiego. O ile zobaczymy... Jeśli jednak "Głaz" miałby wypaść z karty walk, w przypadku więziennej przepustki "Cygana", nie zasłużył na to, by łódzką galę oglądać z trybun. A rywala, tym razem zastępczego dla Głażewskiego szukać nie trzeba, gdyż sam się zgłosił - jest nim rezydujący w Chicago pięściarz promowany przez... Roya Jonesa Jr., pochodzący z Zakopanego Grzegorz Soszyński (21-1-1, 10 KO).