ARTYŚCI RINGU: RAFAŁ PIOTROWSKI
Przed Wami ostatni, dwudziesty piąty odcinek ''Artystów Ringu''. Dziękuję wszystkim, którzy wypili ze mną tę ćwiartkę i zapraszam do lektury kolejnych odsłon ''Boxiany''.
''Który skrzywdziłeś boksera prostego/śmiechem nad klęską jego wybuchając/bandę szyderców wokół siebie mając/na pomieszanie dobrego i złego -/nie bądź bezpieczny.''
Spotykamy się w gliwickim centrum handlowym ''Forum'', gdzie mieści się klub ''Pure Fitness''. Jak często tutaj trenujesz?
W ''Pure Fitness'' jestem prawie codziennie. Dobrze mi się tak ćwiczy. Jak jest potrzeba, dojeżdżam na sparingi do Irka Butowicza, w którego grupie Silesia Boxing walczę od prawie dwóch lat. Z Irkiem poznał mnie mój stary znajomy z podstawówki i zawodówki, kickbokser Maurycy Gojko. Po latach spotkaliśmy się i zaproponował mi nowe rzeczy.
Urodziłeś się w Ziębicach, ale w wieku pięciu lat...
Przeniosłem się do Gliwic, na Ligotę Zabrską koło giełdy samochodowej. Rodzice poszli za pracą, lepszymi zarobkami. Ojciec zatrudnił się w kopalni, a niedługo potem zaprowadził mnie na trening boksu do Carbo Gliwice. On sam wcześniej trochę boksował. Pierwsze zajęcia odbyłem pod okiem Mieczysława Budzyńskiego, znanego m.in. ze znokautowania Janusza Gortata, ale szybko przeniosłem się do Walki Makoszowy (Zabrze). Tam wziął mnie pod skrzydło Jan Hajduga, który powiedział, że zrobi ze mnie boksera.
Pamiętamy Cię z wielu dobrych walk, nie znamy jednak dokładnie Twojej amatorskiej kariery. Jak ona przebiegała?
Na amatorskich ringach stoczyłem 144 walki. Moimi przeciwnikami były takie tuzy, jak Arek Małek, Krzysztof Fiedorek, bracia Siwek, Robert Gortat czy Paweł Kakietek. Trenowali mnie - oprócz Jana Hajdugi - głównie słynni Jerzy Arian, Marek Okroskowicz i Ludwik Buczyński. Przez rok boksowałem dla Sparty Ziębice, kiedyś klubu Mariana Kasprzyka. W dziewięćdziesiątym siódmym poszedłem do wojska i walczyłem w Starcie Renoma Elbląg. Moim największym sukcesem jest zdobycie w 1993 roku w Bytomiu tytułu wicemistrza Polski kadetów. W finale minimalnie przegrałem na punkty z Nowakiem, a po drodze pokonałem Fiedorka. Zdobywałem również medale na Czarnych Diamentach, Złotej Rękawicy Wisły, Ciupadze i Kapeluszu Góralskim (tam poznałem Tomka Adamka), co najmniej cztery razy wygrałem mistrzostwa Śląska. Miło to wszystko wspominam - spotkałem wielu ciekawych ludzi, dałem wiele ostrych walk. Nie zapomnę, jak obiecałem ojcu medal mistrzostw kraju i nie zawiodłem go. Tata miał łzy w oczach.
W jakich okolicznościach przeszedłeś na zawodostwo?
W 2001 roku namówił mnie do tego Jan Giel. Pierwszą walkę stoczyłem w 2003 roku w Belgii. Po ostatnim gongu lokalny faworyt wręczył mi swoje rękawice i gratulował zwycięstwa. Przegrałem wtedy na punkty... Przez cztery lata Giel załatwił mi dwie walki. To nie było w porządku. Dziś nie mam z Gielem kontaktu i się cieszę. Irek Butowicz dba o mnie, dużo boksuję.
Nie udało Ci się jeszcze wygrać jako profi. Kiedy byłeś upragnionego zwycięstwa najbliżej?
Co najmniej kilka razy. Jestem przekonany, że gdyby sędzia nie przerwał walki z Opalachem w Tczewie, wygrałbym. Kontuzja łuku brwiowego mi przeszkodziła. Również walka z Kriegerem była bardzo wyrównana, tak samo pojedynek z Wywalcem w Zabrzu. Zasłużyłem na zwycięstwa.
Najlepszy przeciwnik, z jakim boksowałeś, to...
Arek Małek, walczyliśmy często i gęsto. Super chłopak. Również Fiedorek i Siwkowie mocni byli. Nikomu jednak nie udało się mnie znokautować.
O Twojej odporności na ciosy krążą legendy. Kto trafił Cię najmocniej i kiedy czułeś w ringu największy ból?
To był rok dziewięć pięć, Kraków. Liczenie po ciosie Marcina Kolmańskiego. Jakoś przetrwałem. Zawsze trzymam łapy wysoko, a brodę nisko. Lubię boksować z kontry, zakrok i lewy hak. Jeżeli przeciwnik jest mniejszy, tłamszę go w półdystansie. Najtrudniejszy moment miałem tak naprawdę gdzie indziej. Całkiem zerwałem ścięgna w lewej ręce - podczas przeprowadzki spadła mi szyba, a jestem przecież mańkutem... Kosztowało mnie to dwa lata przerwy. W końcu wróciłem.
Piękny moment, który pozostaje w Twoim sercu...
Oprócz wicemistrzostwa Polski finał Czarnych Diamentów w 1995 roku w Libiążu. Przegrałem z Arkiem Małkiem. Obaj daliśmy z siebie absolutnie wszystko.
Czym był, jest i będzie dla Ciebie boks?
Całym życiem. Poświęcam się i ciężko trenuję. Pracuję obecnie na produkcji we włoskiej firmie Sest Luve (trochę obóz, wiadomo, choć po ludzku płacą i jestem już z nimi siedem lat, a koledzy z fabryki oglądają moje walki), ale boks musi być. Napędzają mnie przede wszystkim żona Anna - dwanaście lat razem, trzy lata po ślubie - i szesnastomiesięczny synek Oliś. Żałuję tylko, że nie przeszedłem na profi wcześniej, w inny sposób. Na szczęście zdrowie dopisuje, przechodzę przez wszystkie badania i mam nadzieję boksować do czterdziestki. Wciąż wierzę w pierwsze zwycięstwo na zawodostwie. Niedawno mogłem walczyć w Montrealu na gali, gdzie wygrał Mariusz Biskupski. Nie zdążyłem wyrobić paszportu biometrycznego, więc Irek załatwi mi Kanadę następnym razem. Pozdrawiam wszystkich czytelników, kibiców boksu w Polsce!
Dziękuję za wywiad Rafał - czytelnicy bokser.org są z Tobą na walkach we wszystkich zakątkach świata.
Wykorzystano cytat z wiersza Andrzeja Gołłoty.
Nadal nie wiem, czy to ponury żart, czy ponury dramat...
Dobrze, że to już koniec.
Mayweather to to nie jest, odporność na ciosy nie robi z niego legendy :)
Esencja Boksu to nie tylko wygrane ....
a ty gdzie jestes w plewach czy w zarnie?