GUERRERO MARZY O MARQUEZIE
Ledwie wczoraj pisaliśmy o zainteresowaniu DeMarcusa Corleya (39-19-1, 23 KO) pojedynkiem z Juanem Manuelem Marquezem (54-6-1, 39 KO), a w kolejce do "El Dinamity" zdążył ustawić się również Robert Guerrero (29-1-1, 18 KO), który najpierw musi uporać się z Selcukiem Aydinem (23-0, 17 KO) 28 lipca w Kalifornii.
- Pojedynek z Marquezem jest moim marzeniem. Każdy chce zobaczyć tę konfrontację – rozpoczyna pochwalny ton "Duch". - Marquez jest jednym z najlepszych meksykańskich bokserów wszechczasów. On jest wspaniałym wojownikiem. Jeśli chcesz być najlepszy, musisz bić najlepszych. Wyjazd do Meksyku nie stanowiłby dla mnie problemu. Moi dziadkowie stamtąd pochodzą. Wcześniej też podróżowałem, jeden z tytułów zdobyłem w Danii, gdzie nikt nie dawał mi szans. Mogę walczyć w Chinach, Teksasie lub na Marsie – zapewnia leworęczny pretendent do tytułu WBC Interim w wadze półśredniej.
Guerrero w sobotę z uwagą śledził pojedynek Manny’ego Pacquiao (54-4-2, 38 KO) z Timothym Bradleyem (29-0, 12 KO), by mieć dokładny wgląd na bezpośrednią konkurencję. 29-latek, jak zdecydowana większość fachowców, widział zwycięstwo Filipińczyka.
- Według mnie zdecydowanie wygrał Pacquiao. W boksie ważny jest czynnik ludzki, dlatego pojawiają się różnice w opiniach, przez to również możliwe są błędy. Tak samo jest z każdym innym aspektem życia. Szanuję tę decyzję sędziów, widocznie mieli swoje powody dla których w ten sposób wypunktowali to starcie. Moje zdanie jest jednak niezmienne, "Pacman" wygrał walkę – ocenił przymierzany niegdyś do Floyda Mayweathera pięściarz.