'PRZETRWAŁEM KRYZYS, WYGRAŁEM WALKĘ'
Głosy krytyki całego bokserskiego świata nie zmieniły zdania Tima Bradleya (29-0, 12 KO), który nadal twierdzi, że werdykt dający mu zwycięstwo w walce z Mannym Pacquiao (54-4-2, 38 KO) w żadnym wypadku nie był naciągany.
W nocy z soboty na niedzielę na ringu w Las Vegas "Desert Storm" pokonał Filipińczyka niejednogłośnie na punkty, choć zdaniem większość ekspertów "Pacman" wygrał od ośmiu do jedenastu starć.
- Zranił mnie tylko jeden raz. Wydaje mi się, że to było w czwartej rundzie. Przetrwałem kryzys i wróciłem do gry. Wszystkie inne jego mocne ciosy przyjmowałem i nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Wszyscy myśleli, że Manny Pacquiao mnie zastopuje. Miał mnie znokautować, ale ja przyjąłem jego najlepsze ciosy i odpowiedziałem swoimi. Naprawdę czuję, że wygrałem tę walkę - oświadczył 28-letni Amerykanin.
Naprawdę to dostałeś mocno w 4 rundzie i chyb ci się poprzestawiało w tym zakutym łbie, hahaha
Obejrzałem 7. rundę w zwolnieniu 0.25x - ci ludzie od wciskania guziczków w compubox (nie wiem jaki to ma związek z "compu") to też tylko ludzie - w 28 sekundzie pokazują 27 ciosów Pacquiao celnych - nie ma na to szans. 15 to jest max, przy patrzeniu szczodrym okiem. To samo było przy walce kolejnego pupila Top Rank - Mike'a Jonesa, gdzie dali mu w ciosach 12:3 w pierwszych 2 rundach, a te 2 rundy wygrał Bailey, nie wiem gdzie oni te ciosy znaleźli.
Dodać do tego, że Bradley wyrzucił w 8 rundach więcej ciosów niż Pacman i naprawdę, oglądając bez dźwięku fanbojów HBO, walka robi się dużo bardziej wyrównana. Dalej mamy przekręt, ale nie wał stulecia, jakby to wynikało z punktacji Ledermana.
Oczywiście, uważam że Manny to wygrał - 117:111, czy nawet 116:112, podobnie jak FLoyd wygrał z ODH zdecydowanie, ale jeśli ktoś ma zaślepki na oczach, to pan Lederman z HBO, bo ze swoją punktacją to pojechał jakby był matką Pacmana.