BRADLEY: ZERO SZACUNKU DLA PACQUIAO
Od samego początku Timothy Bradley (28-0, 12 KO) odnosił się do Manny'ego Pacquiao (54-3-2, 38 KO) bardzo przyjaźnie, jednak im bliżej walki, tym bardziej pewny siebie i arogancki staje się Amerykanin, który w niektórych wypowiedziach zapewniał, że zrobi wszystko, by zniszczyć Filipińczyka.
- Nie boję się nikogo. Na pewno nie boję się Manny'ego Pacquiao. W tej chwili nie odczuwam żadnego szacunku do jego osoby. To największe wyzwanie w moim życiu. To moja droga do statusu wielkiej gwiazdy sportu. Muszę wygrać tę walkę - powiedział "Desert Storm".
- Pacquiao będzie chciał zacząć bardzo mocno. Postara się uczynić z tego wojnę, ale ja skupię się na kontrach. Będę próbował przystosować się do jego stylu. Rozgryzienie go powinno mi zająć jakieś dwie rundy. Jestem co najmniej tak samo szybki i silny. On nie miał takiego rywala od bardzo dawna - kończy 28-letni Bradley.
Odnoszę wrażenie że te wszystkie szumne zapowiedzi detronizacji itp wypowiadane przez Bradleya to takie psie szczekanie w akcie desperacji w strachu przed przeciwnikiem...
Troszeczkę mnie niepokoi ta waga Filipińczyka i te donosy z jego obozu o spięciach pomiędzy Roachem a Arizą bo kareta najlepiej pędzi gdy wszystkie konie w zgodzie pędzą w jednym kierunku i tak samo zależy im na zwycięstwie , a tu jak widać zaczynają się jakieś wewnętrzne konflikty , a to bardzo nie dobrze dla drużyny....
Nie przeczę że to może być rzeczywiście koniec Mannego bo na każdego przecież przychodzi czas (tym bardziej że Bradley nie jest jakimś kelnerem z łapanki) ale ja nadal jakoś wierzę w niego i jeśli oczywiście nie dojdzie do jakiegoś skandalu typu przerwana walka z powodu główki Bradleya i w efekcie kontuzji Pacmana to ja obstawiam...
PACMAN WYGRA PRZEZ KO/TKO W 7-10 RUNDA!!!!!!!!!