Nishioka, Toshiaki
Był 24 października 2010 roku, kiedy niezwykle solidny brytyjski pięściarz, Rendall Munroe, stanął przed największą szansą w swojej profesjonalnej karierze. Stawką walki, jaka odbyła się w tym dniu, a którą transmitowała popularna stacja telewizyjna SkySports, był pas mistrzowski uznanej na całym świecie organizacji WBC. Anglicy mieli wielką nadzieję na to, że bohater niższych klas, pracujący na codzień jako śmieciarz Munroe, spełni marzenie swojego życia i zdobędzie tak pożądany przez wszystkich pięściarzy laur. Jednakże, marzenia te zostały brutalnie zdruzgotane przez rzeczywistość. Broniący pasa, gospodarz tej walki okazał się pięściarzem najwyższej światowej klasy, o czym przed pojedynkiem niewielu miało pojęcie. Leworęczny obrońca trofeum wygrywał kolejne rundy umiejętnie poruszając się po ringu, znakomicie operując prawym prostym i w odpowiednim momencie punktując Anglika swym firmowym lewym na korpus. Skupiony na swym celu, jakim było zwycięstwo nad rozpoznawalnym przeciwnikiem, był nieuchwytny dla rywala, wyprowadzał kombinacje, którymi obijał jego ciało, a przy tym unikał ciosów kontrujących. Znajdował każdą lukę w obronie i, niczym chirurg skalpelem, niezwykle precyzyjnie operował swoją lewą ręką. Pod koniec walki mistrz nawet przyspieszył, a jego rywal dotrwał do końcowego gongu tylko dzięki potężnej determinacji i sile woli. Nikogo, kto oglądał tę walkę, nie zaskoczyła jednogłośna decyzja na rzecz broniącego mistrza, a nawet wynik 119-109 na dwóch kartach sędziowskich.
Dlaczego zatem ów mistrz, Toshiaki Nishioka, pomimo tak wszechstronnego opanowania technik bokserskich, posiadania ewidentnej inteligencji ringowej oraz przy braku istotnych słabych punktów w rzemiośle pięściarskim, był tak słabo znany poza własnym krajem? Odpowiedź jest zapewne skomplikowana, ale jej istotna część z pewnością leży w niedocenieniu przez szeroką, światową publiczność boksu japońskiego, oraz generalnie, kategorii wagowych niższych, niż piórkowa. Nishioka, którego poza gronem bokserskich eksertów, oraz fanami z własnego kraju, nadal mało kto kojarzy, jest znakomitym przykładem tej tendencji. Zapewne, gdyby był Amerykaninem, lub Latynosem, boksował ze dwie, może trzy kategorie wyżej i prezentował podobne umiejętności, byłby uznawany za czołowego pięściarza wszystkich rankingów bez podziału na kategorie wagowe oraz pewnego przyszłego członka bokserskiej Galerii Sław. Niestety, jest Japończykiem, walczy głównie na swojej ojczystej wyspie Honsiu i ma dobrą reputację poza ringiem, więc media, z wyjątkiem nielicznych branżowych portali, zgodnie pomijają go milczeniem. Szkoda, ponieważ jego kariera to materiał na ciekawą opowieść, a nagrania jego walk można łatwo odnaleźć w Internecie, co czyni go potencjalnie nietrudnym do wypromowania.
Początki kariery
Urodzony w 1976 roku, w miejscowości Kakogawa w pobliżu Kobe, na wyspie Honsiu, Nishioka zaczął boksować w wieku 10 lat. Po krótkiej karierze amatorskiej, zdecydował się potraktować boks, jako pracę i w wieku 19 lat został pięściarzem profesjonalnym. Od początku był sparingpartnerem japońskich czempionów WBC -Yasuei Yakushiji i Joichiro Tatsuyoshi. Obaj dostrzegli jego talent, przejawiający się wtedy głównie w szybkości i technice zadawania ciosów. Jednak braki w obronie sprawiły, że już w drugiej profesjonalnej walce zaliczył nieprzyjemny nokaut, po którym zniesiono go z ringu na noszach. To doświadczenie sprawiło, że zaczął pracować intensywniej także nad defensywą i sposobem poruszania się po ringu, który doskonalił jeszcze przez wiele lat.
W 1998 roku zdobył swój pierwszy istotny tytuł, pokonując przed czasem w drugiej rundzie Junichi Watanabe i unosząc w górę pas mistrza Japonii w kategorii koguciej. Co ciekawe, w pierwszym starciu sam leżał na deskach, ale szybko z nich wstał. Podobny schemat miał się pojawić w bardzo istotnej walce w przyszłości, ale o tym później. Krajowy tytuł obronił Toshiaki jeszcze dwukrotnie, po czym zwakował go, gdyż pojawiła się szansa walki o zdecydowanie ważniejszy pas.
Rywalizacja z Veerapholem Sahapromem
W międzyczasie mentor młodego Toshiakiego, wspomniany już Joichiro Tatsuyoshi został dwukrotnie znokautowany przez groźnego Taja Veeraphola Sahaproma, co w zasadzie zakończyło jego karierę. Rok później, japońscy promotorzy dali Nishioce możliwość pomszczenia rodaka. 25 czerwca 2000 roku tajski mistrz dał jednak kolejny popis swoich nieprzeciętnych umiejętności i zdołał wygrać jednogłośnie na punkty. Pomimo porażki, Toshiaki spisał się jednak tak dobrze, że rok później zorganizowano rewanż, w którym po wspaniałej walce, sędziowie orzekli remis. Upłynęły kolejne 2 lata, w których obaj zgodnie wygrywali swoje pojedynki i w 2003 roku Veeraphol już po raz trzeci zawitał do Japonii, a po raz drugi padł w starciu starych znajomych remis. Jakby tego było mało, rok później doszło do czwartej walki obu panów, znających się już niczym przysłowiowe łyse konie. Tym razem jednak Veeraphol wzniósł się na absolutne wyżyny, dając chyba najlepszą walkę w swojej wspaniałej karierze i wygrał bardzo wysoko, co zakończyło jednoznacznie rywalizację pomiędzy nim, a Nishioką. Wszystkie cztery pojedynki to już klasyki w bogatej historii starć japońsko-tajskich, można znaleźć je na Youtube i samemu zobaczyć, na jakim poziomie i w jakim tempie były toczone.
Dalsza kariera w super koguciej
Jak wielu bokserów zwykło czynić w podobnych sytuacjach, po porażce w czwartej walce z tajskim rywalem, Nishioka zdecydował się przenieść do wyższej kategorii wagowej. W super koguciej na początku odprawił z kwitkiem całą plejadę miernych rywali, w międzyczasie mierząc się z nimi nie tylko w Japonii, ale także Stanach Zjednoczonych i Francji. Takie możliwości dała mu współpraca z najbardziej znanym na świecie japońskim promotorem - Akihiko Hondą. Właściciel firmy Teiken i gymu o tej samej nazwie przygarnął Toshiakiego do swojego teamu i, pomimo nieudanych pierwszych prób, doprowadził go w końcu do upragnionego tytułu mistrza świata.
Zdobycie tytułu i pierwsze obrony
Poza zmianą kategorii wagowej, wiele podobno dało Nishioce też ustabilizowanie życia - w tym właśnie okresie ożenił się i doczekał potomstwa. Sam twierdzi, że to właśnie rodzina najbardziej go dopingowała w najtrudniejszym okresie kariery. Etap ten zakończył się wreszcie 15 września 2005 roku, kiedy po raz piąty spróbował zdobyć tytuł mistrza świata federacji WBC. Co ciekawe i tym razem rywalem był pięściarz pochodzący z Tajlandii - Napapol Kiatisakchokchai. W jego narożniku znalazł się dawny rywal Nishioki - Veeraphol Sahaprom, który po zakończeniu pojedynku w bardzo sportowym geście pogratulował Japończykowi osiągnięcia. Od tego czasu, nigdy więcej Nishioka nie walczył już z reprezentanetm Tajlandii. Tytuł wywalczony po tej dość jednostronnej walce był co prawda tymczasowy, ale już wkrótce federacja WBC odebrała pełnoprawny pas Israelowi Vazquezowi, który zmagał się z poważnymi kontuzjami. To uczyniło z Nishioki pełnoprawnego mistrza. Tak wywalczony tytuł wypadało przynajmniej uwiarygodnić obronami na wysokim poziomie, lecz pierwsza z nich nie powaliła na kolana. Rywalem był Genaro Garcia, który dwie z trzech wcześniejszych walk przegrał. Oczywiście, Toshiaki poradził sobie z nim bez większych problemów, walka zakończyła się przed czasem w 12 rundzie.
Wyjazd do Meksyku i olbrzymi triumf
Druga obrona jednak była już sporym wyzwaniem. Ulubieniec WBC, meksykański król nokautu, Jhonny Gonzalez miał po swojej stronie licznie zgromadzoną w Monterrey publiczność. Początkowo, wyższy i silniejszy Meksykanin uzyskał przewagę, którą udokumentował nokdaunem na Japończyku w pierwszej rundzie. Jednak, podobnie, jak przed laty, gdy zdobywał tytuł japoński, Nishioka zdołał przetrwać kryzys i przełamać przeciwnika. Tym razem koniec nadszedł w 3 rundzie, po pojedynczym ciosie na szczękę, Gonzalez został wyliczony przez sędziego. Meksykańscy komentatorzy i kibice nie wierzyli własnym oczom - oto niewielki Japończyk, znany głównie z szybkości i techniki "ściął" ich ulubieńca, jakby użył do tego celu samurajskiego miecza. Takie wygrane zawsze podnoszą pewność siebie u boksera i tak też zapewne było u Nishioki.
Seria obron tytułu w Japonii
Kolejne dwie obrony były bez historii - Meksykanin Hernandez i Filipińczyk Bangoyan zostali zdemolowani w przeciągu kilku rund. Po nich nadeszła pora na obowiązkowego pretendenta - Rendalla Munroe z Wielkiej Brytanii. O tym starciu napisałem już we wstępie, dodam tylko, że dopiero ta wygrana sprawiła, że Nishioka znalazł się na pierwszym miejscu rankingu The Ring dla kategorii super koguciej. Wreszcie, następnym rywalem był Argentyńczyk Munoz, który momentami radził sobie nieźle, ale w 9 rundzie padł na dechy i było po sprawie. Po tym zwycięstwie Nishioka otwarcie przyznał, że przestały już go motywować tego typu obrony i szuka większych wyzwań. Zwłaszcza, że przekroczył 35 rok życia, a kontuzje ciągnęły się za nim już od wielu lat.
Wyjazd do Las Vegas
Celami Toshiakiego stali się Fernando Montiel (zunifikowany mistrz w koguciej, który znokautował rodaka i przyjaciela Nishioki - Hozumiego Hasegawę), Nonito Donaire (jeden z czołowych zawodników P4P według wielu ekspertów; pogromca Montiela), oraz legendarny w Meksyku i USA Rafa Marquez. To właśnie z młodszym bratem słynnego Dinamity zmierzył się w swym ostatnim, jak do tej pory, pojedynku Nishioka. Po kilku słabszych rundach, japoński czempion rozkręcił się w drugiej części walki, ostatecznie wygrywając ten pojedynek na kartach wszystkich trzech sędziów punktowych. Po raz kolejny zaprezentował swoją finezyjną technikę, inteligencję ringową, kondycję pozwalającą mu zachować świeżość do ostatnich rund, oraz defensywę, którą w miarę upływu lat wyszlifował do perfekcji.
"Emerytura"
Wygrana nad Marquezem ugruntowała pozycję Nishioki wśród czołowych pięściarzy świata. Sprawiła także, że zaczął on poszukiwać możliwości jeszcze większej walki. Pojawienie się w jego kategorii Nonito Donaire, którego promotor, Top Rank, jest w świetnych układach z kompanią Teiken, promującą Japończyka, pozwalało snuć domysły, że dojdzie do starcia pomiędzy nimi. Niestety, Donaire wybrał inne możliwości (Vazquez Jr i Mathebula), a Nishioka tymczasowo odsunął się w cień, wakując swój pas WBC, a w zamian otrzymując status "emeritusa", który pozwala na pojedynek z aktualnie panującym czempionem w razie powrotu do ringu. Pas, który do niego należał zdobył popularny w Meksyku i USA Abner Mares, co daje drugą, obok Donaire, możliwość zorganizowania dla Nishioki wielkiej walki na terenie Stanów Zjednoczonych. Czy będzie to zaledwie walka pożegnalna, czy też wiekowy już mistrz jeszcze raz wzniesie się na szczyty swoich nieprzeciętnych możliwości, możemy przekonać się w nadchodzących miesiącach. Szczerze życzę mu otrzymania takiej właśnie szansy, na jaką zasłużył swoją ciężką pracą, bez której, jego niezaprzeczalny talent nie zawiódłby go tak wysoko. W międzyczasie warto prześledzić nagrania jego wcześniejszych walk, których jest w Internecie całkiem sporo.
np. - Lara - moim zdaniem na poziomie Martineza do tego dekadę młodszy.
Pavlik,Williams,Abraham - bokserzy znacznie gorsi a byli jescze niedawno na topie P4P
- Gamboa - bokser nie gorszy niż Manny Pacquiao i chyba nie gorszy niż obecny Floyd!! znacznie młodszy. Ominął dwie medialne sławy - Riosa i Lopeza których jak pokazała historia na 95 % stłukłby bez trudu.
- Salido - jeszcze niedawno uważany za tylko dobrego jurneymana...bo miał w rekordzie przegrane z dzieciństwa!!! bodaj 15-19lat w ostatniej dekadzie przegrał w dobrym stylu tylko z prime Marquezem i Gamboą i to w dobrym stylu.
- Molina - wydymany brutalnie przez sędziów w 4 najważniejszych walkach
Bardzo dobre opracowanie.
Aż obejrzę sobie walkę "kogutów" ;-) Oczywiście z Nishioką w roli głównej.
Bardzo chciałbym zobaczyc konfrontacjt takie jak Nishioka - Mares oraz Uchinyama - Broner w których japończycy chyba by wygrali
No miałem ,juz dzisiaj nic nie gadać i się nie odzywać,bo mnie Armand wysłał na ONET,ale Armand sorry,przepraszam Cie,wybacz mi ten off topic,jak mozesz,ale jeśli pozwolisz to musze,naprawde musze odnieść się do tego artukułu.
Maynard jasny ,ciasny,zajebissty artukuł ,człowieku,to jest ,Ty jesteś jakimś pasjonatem,czy ty pracujesz w swoim fachu?
Pytam,bo widać,że się tym jarasz jak sto pieronów!!!!
@Stonka
Wiem, tak bywa, ja tylko podałem jeden przykład. Carlos Molina warty jest równie długiego artykułu, ale tutaj mniej byłoby o sukcesach, niestety... Obawiam się, że podobna kariera, jak Nishiokę czeka na Uchiyamę i Yamanakę (już też niemłodzi), jednak oni nawet nie dostaną szansy, żeby pokazać się w USA z solidnym rywalem, a poza tym chyba jednak nieco odstają od Toshiakiego poziomem.
@jowisz
Nie kończ czasem na jednej:)
@RedMan
Trudno powiedzieć, jak by się Nishioka zaprezentował po tej przerwie, młodszy już nie będzie, ale i tak bym na niego postawił. Uchiyama jest jednak prostszy do rozpracowania, ale ma też chyba mocniejsze uderzenie kończące. Mam nadzieję, że też dostanie szansę.
@Pongsaklek
Jestem amatorem i pasjonatem. Pracuję w zupełnie innej branży, gdzie piszę co najwyżej maile do przełożonych;)
Jestem amatorem i pasjonatem. Pracuję w zupełnie innej branży, gdzie piszę co najwyżej maile do przełożonych;)
Tym bardziej - POGRATULOWAĆ!!!
A interesisz sie też tak HW?Historią?
Historia boksu to w moim przypadku ostatnie 20 lat, im dalej w las tym gorzej, ale się cały czas kształcę. Ostatnio mam akurat "fazę" na Japończyków, więc te nazwiska wymienione w artykule powyżej, to nie jest tylko "name dropping".
@darcka
Myślę, że Donaire i Rigo punktowaliby Nishiokę w pierwszej części walki, ale potem mogłoby być coraz trudniej. Nie wiem, jak mocną szczękę ma Kubańczyk, Donaire raczej solidną, więc obecnie zapewne by Toshiakiego pokonał na punkty, ale 2-3 lata temu jeszcze stawiałbym na Japończyka. Niestety, młodszy już nie będzie...
Co do rankingu historycznego, to obecnie się tego na pewno nie podejmę, ale może za jakieś 2 lata... Fajne rankingi tworzy Lee Groves z The Ring, kiedyś zrobił taki, jak napisałeś dla średniej. Liderem był Monzon, ale w czołówce pojawił się też np. Hopkins, McCallum i... Sumbu Kalambay.
ale gdzie mi do takich speców, jak Groves, czy Bert Sugar.
No HW to HeavyWeight,nie HWDP.:(
ok
Hopek to wiadomo,bez 2 zdań super cwaniak.
McCallum mistrz w 3 kat. wag.
Ale gdzie jest Haglerer?!!!?? co??? Hagler!!!!
Kalambay....????Co to za ZONK???
Toż to zwykły kelner przy w/w i innych takich jak Griffith,Greb, Duran,Hearns,Barkley, Basilio,Benvenuti,Fitzsimmons,Fullmeritd....
Nishioka vs Mares to mnie interesuje, wg mnie młody Meksykanin to wielki talent rozwija się z walki na walkę, Morela zdominował z Japończykiem też byłby moim faworytem.
Ok ,ja sie pisze na takie rankingi,co Ty na to?
Tak, Mares mi również imponuje, bardzo mi się spodobało, jak pokonał w rewanżu Agbeko. Zresztą, on walczy z samą elitą w ostatnich 2 latach, więc wyzwaniami mogą być teraz właśnie Nishioka, czy Moreno, a nie, z całym szacunkiem, Victor Terrazas, a tym bardziej Oscar Gonzalez (Donaire nie liczę, jako zawodnika największej konkurencji, chociaż sam Nonito chętnie by na taki układ poszedł).
Tak druga walka z Agbeko rozwiała wszelkie wątpliwości i przyznam, że tam Abner pozytywnie mnie zaskoczył, on jest bardzo silny, twardy i z walki na walkę lepszy od pojedynku z Darchinyanem zrobił duży postęp, zapowiada się jego długie królowanie.
Donaire w dyspozycji takiej jak walce z Vasquezem Juniorem wg. mnie zostałby pokonany przez Abnera, widać bylo, wtedy,że jeszcze do super koguciej nie przywykł i sam to wspomniał po walce mówiąc,że nie wiedział,że kat. wyżej zawodnicy biją tak mocno.
Ta walka to marzenie :) Wstał bym dla nich w nocy i póki co Mares byłby moim faworytem z Moreno w nowej wadze wypadł błyskotliwie, choć z Nonito i jego lewym sierpem nigdy nic nie wiadomo.
W super koguciej można zrobić parę fajnych walk.
Rigondeaux, Maresem, Donaire,Nishioka, chętnie pooglądał bym to w dowolnych zestawieniach.
Zobacz walkę z Benvenutim...
A Roy pokonał Kata ,tak zgadza sie,ale kat wtedy nie był w PRIME,a w ogóle to Kat do Monzona to ma daleko,no może nie za bardzo daleko,bo te przegrane z Taylorem to śmiech na sali!!!:D:D:D
Hahaha,a dobrze gadasz!
Marciano tak naprawde pokonał wszystkich co sie dało,ale....no właśnie
Marciano:
6 obron pasa,panował przez 3 lata,pokonał członków Hall Of Fame: Moore,Charles,La Starza,Walcott,Louis,Carnera,Nova,ale
Moore miał 38 lat i był z LHW,Charles miał 33,ale był past Prime,Jersey Joe Walcott miał 38 lat,a Louis to był dziadek 37lat,ale już był mocno Past Prime,jedynie La Starza 2 razy wdupcył w sile wieku mając 23 i 26 lat -pierwszy raz przez niejednogłośną decyzję ,a drugi przez KO!!!!
Hopkins do walki z Royem nie miał dobrych rywali, bo jakich? Co z tego,że miał 28 lat jak zaczął zawodowstwo w 23 roku życia i nie miał doświadczenia w walkach z trudnymi przeciwnikami.
Na pewno nie był w prime.
No właśnie Ci gadam,że walki Kata z Tylorem to śmiech na sali!!!
Taylor do połowy walki jakoś tak ścieme walił,ale potem mu brakło paliwa,jak zawsze i to wdupcył!!!!
Tak jak ogrywał Frocha,a potem co?Brakło Paliwka i było KO!
Pełna zgoda co do PRIME Kata!!!
O jakiej 40 piszesz? Co to za bzdury.
Nie był w prime w 1 walce z Royem w wieku 28 lat, bo nie miał doświadczenia z dobrymi rywalami.
Walka z Royem i pierwsza z Mercado wiele go nauczyły,nabrał doświadczenia z lepszymi rywalami, później widzieliśmy prime Hopkinsa. O 40 sam piszesz i sam to powtarzasz.
HehE - LaStarza i DonCockel to najlepsze nazwiska prime w rekordzie Marciano :)/.
Ja sądzę że Marciano to by Ruiz ( w formie z Holego) opierdzielił, ale nie wiem czy powinienem to głośno mówić ;\...
W walce z Eastmanem był już spadek formy.
Ja nie wiem o co Wam chodzi????
Hopek z Royem w 1 walce nie był PRIME!!!!!To wiadomo!!!!
Wiem, że nie był :)
Lecę
Pongsaklek - Marciano nie walczył z Carnerą (zresztą to byłby niezły cyrk)
Boże ,co ja pisze...chyba trzeba kończyć te browary i iść spać!!!
pOZDRO!!!!Chopaki!!!!
STONKA- dobrze ,że to kontrolujesz,bo mimjuż CPU siada, Carnera to z Louisem w nwieku 29 lat wdupcył...ale potwierdź lepiej,czy dobrze gadam....:D:)"D
No nie!no nie no Aleś po bandzie pojechał.....bez jaj...Ruiz i Marciano??????? To jak słoń bez trąby!!!!
Stonka
Prime boksera nie dotyczy tylko jego prime od strony fizycznej , dlatego hopek chwile po 30 tce był lepszym bokserm niż ten hopek z RJJ 1 , co nie zmienia faktu ze w mojej subiektywnej opinii , prime hopek nigdy nie wygrałby z prime Royem ;)
JamesBlad
Data: 07-06-2012 23:01:22
Prime Hopkinsa jest wg. mnie od Mercado2 do Oskara
zauważ że od Jonesa do Mercado2 to dość krótko, więc może benek był już blisko idealnej formy
Pozdrawiam
Cóż, w dyskusje o kategorii ciężkiej nigdy się tu nie wdawałem i to się nie zmieni. Biografii tych dużych panów też ode mnie nie oczekujcie. Myślę, że jeśli będą kolejne artykuły z tej serii (a pewnie będą), to zatrzymam się w okolicach Japonii i w okolicach koguciej. Chodzą mi po głowie Daisuke Naito i Hozumi Hasegawa - to samo pokolenie japońskiego boksu, co Nishioka. Może także jakiś większy artykuł o rywalizacji japońsko-tajskiej.
Z całym szacunkiem, wiem, że ty duzo wiesz i wiesz też pewnie jaka jest różnica między Royem do tego pojedynku, jego karierą amatorską i nawet rywalami na zawodowej a sytuacją odizolowanego Hopkinsa. Bernard zaczął zawodowstwo od porażki nie miał mocnego zaplecza i walczył z o wiele słabszymi rywalami, doświadczeniem Roy go przerastał.
Tak to blisko i już w walce z Royem Hopkins dostał taką lekką lekcję, miał za mało doświadczenia by wygrać ale nawiązał walkę, nie dał się zdominować, w czasie pojedynku wiele się nauczył.
Z Mercado w 1 walce miał problemy z miejscem odbywania pojedynku, aklimatyzacją ale też nie był jeszcze tym wielkim Hopkinsem. Jako,że trudy motywuja tego człowieka po remisie i dwoch nokdaunach w rewanżu złał rywala do jednej gęby. Wtedy powstał wielki Hopkins, dominujący, tłamszący rywali w ringu. Od walki z Eastmanem tego już nie widziałem, wciąż świetny taktyk, nawet większy cwaniak ale fizycznie już siadał, właśnie przed 40 o której wspomniałeś :)
Poza tym nie musimy się we wszystkim zgadzać:)
Co do Ruiza to zawodnik niedoceniany ale wg. mnie bardzo dobry ciężki i jego porażki jak z Tuą też mobilizują, innemu złamałoby to karierę. John był mało widowiskowy ale bardzo efektywny, nazwiska w jego rekordzie nie są przypadkiem, ten pozornie ospały miś miał dobre przyspieszenia, szarpany styl, dużo w nim zapasów i dobrą wydolność, luz potrzebny do zabierania energii rywalowi w zwarciach, szalenie niewygodny, bokser z mocną psychiką co pokazał z Gołotą.Andrzej niestety tę walkę oddał postawą w ostatnich rundach a przecież przewyższał umiejętnościami czysto bokserskimi Ruiza zdecydowanie.
Pozdrawiam.
Do dzisiaj widzę jak po dwóch dechach od Goloty na początku walki z każda kolejna rd tak naszego Andrew uspil ze ten nawet nie zauważył kiedy mu tytuł uciekł ...
W gierkach ringiwych był niezły , za dobry mc okaże się jeszcze ze stary ruiz sprawił wiecej problemów Hayowi niż będący dla wielu nadzieja hw chisora
Maynard
Pisz wiecej , może zaczepisz u mnie miłość do niższych wag które na razie niewuadomo czemu omijalem :)
Mógłbyś napisać coś o Pogsakleku , bardzo lubiana przeze mnie postać (i ciekawa do oglądania :))