DOMENIC FILANE FIGLIOMENI WSPOMINA MACIEJA MIZERSKIEGO
Dzień dobry! Byłem ogromnie zaszczycony, kiedy Izabella i Michał zwrócili się do mnie, bym powiedział kilka słów o naszym przyjacielu Macieju Mizerskim, o jego dokonaniach i zasługach dla pięściarstwa jako sportu. Dziękuję też ludziom z Kanadyjskiej Federacji Bokserskiej za to, że dali mi okazję, by reprezentować wszystkich sportowców i trenerów, dla których Matt był wzorem.
Poznałem Macieja w roku 1989, jako młody, ambitny sportowiec, który właśnie zdobył miejsce w trenowanej przez niego kadrze narodowej. Podczas tej wieloletniej znajomości nasze relacje pogłębiały się, od koleżeństwa, przez układ nauczyciel-mistrz, aż po serdeczną przyjaźń. W pięściarstwie, życiorys danej postaci nazywa się „opowieścią z taśm.” Posłuchajcie zatem opowieści z taśm o Macieju Mizerskim.
Matt zaczął pracę trenera Kanadyjskiej Federacji Bokserskiej w roku 1982. Przez dwadzieścia trzy i pół roku pracował tam jako dyrektor techniczny oraz dyrektor programu wyczynowego. Niemal na każdym zgrupowaniu kadry narodowej zarządzał ośrodkami szkoleniowymi, sprawami sprzętu, wsparcia technicznego, wyszukiwaniem talentów, dbał o to, by kanadyjscy bokserzy mieli wszystko, czego potrzebowali, by w szczytowej formie reprezentować kraj przeciwko rywalom z całego świata. Trzykrotnie był na Igrzyskach Olimpijskich: w Los Angeles w roku 1984, w Barcelonie w roku 1992, i w Atlancie w roku 1996. Siedmiokrotnie wyjeżdżał na Mistrzostwa Świata, trzy razy na Igrzyska Wspólnoty Brytyjskiej, dwa razy na Igrzyska Panamerykańskie. W świecie boksu słynął jako „Historyk” lub „Statystyk”, bo to dzięki niemu powstała jedyna komputerowa baza danych światowego boksu amatorskiego, zbiór zawierający ponad sześćdziesiąt tysięcy nazwisk. Matt był członkiem komisji trenerskiej przy AIBA, Międzynarodowym Stowarzyszeniu Boksu Amatorskiego. Matt Mizerski, mieszkaniec Ottawy w stanie Ontario, z pochodzenia Polak...
Wieść o jego odejściu była wstrząsem dla świata boksu, nie tylko w Kanadzie, lecz też poza jej granicami. Mało kto wiedział o chorobie Matta – on taki już był, nie afiszował się z kłopotami. Przyszła istna fala kondolencji od wszystkich, którym było dane poznać Matta i korzystać z jego wiedzy.
Maciej uwielbiał swoją pracę biurową, ale prawdziwą namiętnością była dlań zawsze praca z zawodnikami. Na zgrupowaniach większość trenerów przychodziła na nasze poranne biegi z kubkiem kawy i gazetą, żeby poczytać, kiedy biegaliśmy, ale Matt zjawiał się w dresach czy szortach i biegał wraz z nami. Cały on! Podczas treningów na sali Matt wchodził na ring z tarczą, choć tak naprawdę nie należało to do jego obowiązków. Robił, co tylko w jego mocy, żeby jak najbardziej nam pomóc. Kiedy na zgrupowaniach zdarzały się wolne chwile, Matt wsławił się tym, że grał z członkami naszej kadry w tenisa – i wygrywał. Był z tego bardzo dumny!
Kiedy w tym tygodniu przeglądałem moje albumy fotograficzne, budząc wspomnienia o Macieju, byłem zadziwiony, jak wielu ludzi miało styczność z pracą, jaką Matt włożył w boks amatorski, i z jego wiedzą na ten temat. Jego rady pomogły wielu z nas nie tylko między linami ringu, ale i poza nim.
Matt był wobec wszystkich sportowców stanowczy, ale uczciwy, miał też cięty dowcip i poczucie humoru, które zawsze poprawiały nam nastrój, kiedy rywalizacja powodowała napięcie. Byliśmy na zgrupowaniu przed kwalifikacjami olimpijskimi do Igrzysk w Barcelonie, turnieju, na którym trzeba było wygrać, żeby móc pojechać na Olimpiadę. Mieliśmy wolną chwilę, więc większość zespołu zebrała się w świetlicy, gdzie po prostu się relaksowaliśmy, oglądaliśmy telewizję, graliśmy w karty i tak dalej. Matt czytał sobie gazetę, i nagle zaczął pokazywać Tomowi Glesby'emu, zawodnikowi wagi ciężkiej, reklamy dużych telewizorów. Mówi mu: „Patrz, Tommy, tu masz czterdziestodwucalowy w naprawdę niezłej cenie,” i zaraz: „O, tu jest pięćdziesięciocalowy!” I tak pokazywał mu przez jakiś czas kolejne modele, aż wreszcie Tommy zapytał: „Matt, ale po co mi taki wielki telewizor?” Na co Maciej odparł: „Bo jak się nie weźmiesz porządnie do roboty, leniu, to nie zakwalifikujesz się na olimpiadę, ale przynajmniej będziesz miał porządny telewizor, żeby oglądać resztę kolegów z kadry!” Nie muszę chyba dodawać, że Tommy zdobył kwalifikację i pojechał na igrzyska, myślę jednak, że słowa Matta były i dla niego, i dla wielu z nas dodatkową motywacją do cięższej pracy.
Wśród grupy zawodników z kadry mówiliśmy o Macieju żartem per „Matt Check” - „Matt, sprawdź”. Był to przy okazji fonetyczny żart z jego polskiego imienia, ale wielu zawodników nowo trafiających do kadry myślało, że naprawdę tak się nazywał, bo słyszeli jak my, weterani, wciąż mówiliśmy do niego: „Matt, sprawdź rekord mojego przeciwnika;” „Matt, sprawdź, czy masz coś o tym Kubańczyku;” „Matt, sprawdź, czy masz jakieś nagrania walk tego gościa.” Matt z reguły miał informacje, o które go prosiliśmy, a jeśli nie, to szybko je dla nas znajdował.
Matt miał złote serce, dbał o to, żeby nikt z jego ekipy nie został na lodzie. Czy chodziło o pomoc po kontuzji, czy ratowanie sytuacji, kiedy zakuta pięściarska pała posiała gdzieś bilet na samolot, czy wysłanie ratowników na koniach, by odnaleźć bokserów, którzy zabłąkali się w górach podczas treningu wysokościowego, Matt zawsze dbał o nasze bezpieczeństwo.
Ostatni raz widziałem się z nim w roku 2010, kiedy dwadzieścia godzin jechał samochodem z moim trenerem Adrianem Teodorescu, żeby zjawić się w Schreiber na wspominkowym spotkaniu naszej kadry. Wiedział, jak bardzo zależało mi na jego przybyciu, a ja byłem mu ogromnie wdzięczny za to, że zdobył się na tę długą podróż. W Schreiber znów pokazał, jak wspaniałym był człowiekiem. Zrobiliśmy grilla, zaczęło się już robić późno, więc mój syn Nick zaczął przysypiać na krześle. Wtedy Matt podniósł go i owinął kocem, żeby na pewno było mu ciepło i wygodnie, kiedy my wciąż jeszcze przerzucaliśmy się wspomnieniami z dawnych dobrych dni. Nie była to jego pierwsza wizyta w Schreiber, odwiedził mnie raz nawet razem z Izabellą i psem Kubą.
Adrian także przekazuje wyrazy współczucia – nie mógł przybyć tu dzisiaj, bo wyjechał wraz z drużyną narodową, starają się dorównać osiągnięciom Matta i zakwalifikować naszych zawodników na Igrzyska Olimpijskie, które odbędą się latem tego roku.
Matt nigdy nie owijał spraw w bawełnę, mówił szczerze, jak jest. Zawsze dostawało się od niego uczciwą ocenę czy odpowiedź. Jeśli ktoś szukał u Matta niezasłużonej pochwały, to na próżno. Ale kiedy Maciej obdarzył już kogoś komplementem, były to najcenniejsze słowa pod słońcem. Zasłynął tym oto bon motem: „Lepsza dobra kawa, niż zła.” Spierałem się z nim, mówiłem: „Matt, chcesz przez to powiedzieć, że lepsza zła kawa, niż żadna?” On na to: „Nie.” Więc indagowałem dalej: „Więc tak naprawdę chodzi ci o to, że każda kawa jest lepsza, niż żadna?” NIE! Rozumiecie? „Lepsza dobra kawa, niż zła.”
Ot i cały Matt. Krótko i na temat.
Przyjaciele, koledzy, krewni Macieja... możecie mieć pewność, że szlaki, które przetarł w amatorskim boksie, nigdy nie popadną w zapomnienie, a jego pamięć nie zaginie.
Spoczywaj w pokoju, przyjacielu.
Mowa wygłoszona na pogrzebie Macieja Mizerskiego przez Domenica Filane Figliomeniego (Ottawa, sobota, 5 maja 2012 roku).