POLSKI BOKS OLIMPIJSKI NA DNIE
Po klęsce naszych pięściarzy w turnieju kwalifikacyjnym do tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Londynie, trzeba jasno i bez ogródek stwierdzić, że sytuacja polskiego boksu amatorskiego nigdy nie była tak dramatyczna. Wystarczy spojrzeć na brak polskich pięściarzy na olimpiadzie 2012 roku w perspektywie historycznej, aby uświadomić sobie, że jest to właściwie klęska bez precedensu. Porażki naszych zawodników ze Słowakami i Szwajcarami to jakby nie przymierzając polscy piłkarze przegrali mecz z Luksemburgiem lub Wyspami Owczymi. A jednocześnie na naszych oczach historia polskiego boksu zatoczyła koło. W grudniu 1923 roku powstał Polski Związek Bokserski, który już kilka miesięcy później wysłał pierwszych zawodników na olimpiadę. Niebawem jubileusz 90-lecia tamtych wydarzeń…
Polski boks zadebiutował na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 1924 roku, gdzie mieliśmy pięciu reprezentantów w czterech kategoriach wagowych i choć nie wygrali oni żadnej walki, wszystkie przegrywając przed czasem, to jednak liczył się sam fakt zainicjowania rywalizacji naszych pięściarzy w elitarnym gronie olimpijczyków. To były przecież w ogóle początki polskiego boksu amatorskiego w kraju cieszącym się niepodległością dopiero od niecałych pięciu lat. Potem było już coraz lepiej, a z olimpiady w Londynie (nomen omen…) w 1948 roku Polacy przywieźli pierwszy bokserski medal, brąz Aleksego Antkiewicza w kategorii piórkowej, natomiast już na kolejnych igrzyskach w Helsinkach zdobyliśmy pierwsze złoto, gdzie w półśredniej triumfował Zygmunt Chychła. Jego finałowe zwycięstwo nad Rosjaninem Szczerbakowem nabierało w okresie stalinowskiej nocy szczególnej wymowy. A wspomniany wyżej „Bombardier z Wybrzeża” dołożył drugi medal olimpijski do swojej kolekcji, a trzeci dla Polski, zdobywając srebro w wadze lekkiej. Galerię polskich mistrzów olimpijskich w boksie na kilku kolejnych igrzyskach wzbogacili: Kazimierz Paździor, Józef Grudzień, Jerzy Kulej (dwukrotnie), Marian Kasprzyk, Jan Szczepański i Jerzy Rybicki, obecny prezes PZB, który nomen omen był ostatnim polskim złotym medalistą olimpijskim…
Łącznie polscy pięściarze zdobyli na Igrzyskach Olimpijskich 43 medale, w tym 8 złotych, 9 srebrnych i 26 brązowych. W klasyfikacji medalowej zajmujemy (jeszcze…) wysokie siódme miejsce, a pod względem wszystkich zdobytych medali niezależnie od kruszcu z jakiego zostały wykonane wyprzedza nas tylko pięć państw. Od IO’24 w Paryżu i powstania PZB mieliśmy reprezentantów na wszystkich olimpiadach za wyjątkiem igrzysk w Los Angeles w 1932 i 1984 roku. Za pierwszym razem do „Miasta Aniołów” nie wysłaliśmy naszej kadry podobnie jak większość krajów europejskich, z powodu trapiącego świat globalnego kryzysu i związanych z nim problemów finansowych. W drugim przypadku olimpiadę w USA zbojkotowały wszystkie kraje bloku sowieckiego, a więc także Polska, w odwecie za bojkot igrzysk w Moskwie w 1980 roku. W tym roku zabraknie nas tak naprawdę po raz pierwszy, z powodu kiepskich występów naszych pięściarzy…
Symptomy narastającego kryzysu w polskim boksie amatorskim można obserwować od schyłku epoki PRL-u. Jeszcze w Seulu w 1988 roku stać nas było na cztery brązowe medale Jana Dydaka, Andrzeja Gołoty, Henryka Petricha i Janusza Zarenkiewicza. Wtedy odczuwano pewien niedosyt z takiego wyniku, dziś byłoby to szczytem marzeń. Z następnej olimpiady w Barcelonie Wojciech Bartnik przywiózł jedyny medal zdobyty przez bokserską kadrę i wtedy chyba nikt w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że ów brązowy krążek będzie ostatnim medalem olimpijskim wywalczonym przez polskiego pięściarza na następne ćwierć wieku (na razie…). Dlaczego jest tak źle i czy jest jeszcze nadzieja dla boksu amatorskiego w naszym kraju?
Przyczyny kryzysu, a właściwie upadku polskiego boksu są bardzo złożone. Trzeba pamiętać, że bokserska potęga Polski wykuwała się w twardej rywalizacji z „bratnimi” krajami socjalistycznymi, przede wszystkim ZSRR i Kubą, a na arenie krajowej dużą rolę odgrywały dorównujące niemal popularnością piłce nożnej rozgrywki ligowe. Kluby miały silne zaplecze w strukturach wojskowych i milicyjnych, a kolejne sukcesy naszych pięściarzy sprawiały, że do sal treningowych garnęli się licznie młodzi chłopcy pragnący pójść w ślady podopiecznych Papy Stamma. W nowej rzeczywistości wolnej Polski po 1989 roku wielu dawnych (i obecnych…) działaczy nie potrafiło odnaleźć się, wciąż biernie oczekując jedynie państwowego wsparcia. Podczas gdy wiele innych dyscyplin sportowych z powodzeniem komercjalizowało się, polski boks amatorski stał w miejscu, zahibernowany w epoce PRL-u i nawet dynamiczny rozwój boksu zawodowego nad Wisłą w ostatnich latach, nie wpłynął na zmianę tego stanu rzeczy. W sytuacji gdy PZB nie potrafił odnaleźć się w nowych warunkach i poza nielicznymi sponsorami funkcjonował jedynie w oparciu o coraz skromniejsze z racji braku międzynarodowych sukcesów fundusze ministerialne, upadła liga, coraz rzadziej nasi pięściarze mieli też okazję rywalizacji w turniejach zagranicznych. Teraz zbieramy tego gorzki plon, a PZB zamiast świętować hucznie w przyszłym roku wielki jubileusz, znalazł się w punkcie wyjścia.
Właśnie tak – trzeba wszystko zacząć od początku. Mamy zdolnych juniorów, których później „gubimy” brakiem startów międzynarodowych i zbyt rzadkimi walkami w kraju. Zawodnicy, których nasi pięściarze pokonywali na juniorskich turniejach, dziś są seniorskimi vicemistrzami Europy i świata, podczas gdy Polacy cofają się w rozwoju. Trzeba postawić na komercjalizację boksu amatorskiego w naszym kraju, na ścisłą współpracę trenerów kadry (nowych!!!) z trenerami klubowymi i za wszelką cenę wysyłać zawodników na turnieje zagraniczne. Wszystkich najlepszych, a nie tylko tych, którzy są ulubieńcami prezesa lub trenera kadry. Na początku być może będą zbierali cięgi, jak nasi pierwsi olimpijczycy w Paryżu w 1924 roku, którzy prawie wszystkie walki przegrali przez nokaut w pierwszej rundzie, ale zyskają cenne doświadczenie, a porażki z najlepszymi zaprocentują w przyszłości. Powiedzmy to otwarcie – obecne sukcesy na arenie krajowej, te seniorskie medale mistrzostw Polski, czy triumfy w turniejach Grand Prix są nic niewarte, wobec braku skonfrontowania swoich umiejętności przynamniej kilka razy w roku na turniejach międzynarodowych. Potęga polskiego boksu epoki powojennej powstała właśnie w ten sposób, w twardej rywalizacji z najlepszymi z całego świata. Nie skreślajmy Dawida Michelusa czy Tomasza Jabłońskiego, ci chłopcy odpowiednio prowadzeni mogą zdobyć dla nas medale olimpijskie za cztery lata w Rio de Janeiro. Ale do tego trzeba pokory i odważnego spojrzenia prawdzie w oczy – boks amatorski w Polsce budujemy niemal od podstaw, jak prawie 90 lat temu… A że sukces jest możliwy przekonują nas polskie pięściarki, które prawdopodobnie będą broniły honoru naszego kraju na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, a z kolejnych mistrzostw Europy i świata przywożą medale. Owszem, konkurencja w gronie pań wciąż nie jest zbyt silna i o sukces latwiej niż wśród mężczyzn, ale jednak bez sprawnej organizacji, skutecznych metod treningowych i dobrego zaplecza finansowego, triumfy Polek na ringach całego świata byłyby niemożliwe. Czas zatem na wyciągnięcie wniosków, odrobienie historycznej lekcji i powrót do korzeni.
A obserwując z nieco dalszej persektwy MTBS Stamma nie zauważyłem praktycznie ŻADNEJ RÓŻNICY pomiędzy finałowymi walkami pań, a np. finałem w wadze 60 kg, w którym boksował już aktualny olipijczyk 2012 Josh Taylor niewiele się różniła.
mógłbyś podać e-mail / gg ?
mam pytanie
gg 4269654
Już po latach 96-2000 posuchy powinno sie wyciagnać wnioski i cos zmienić,nawet diamteralnie. Teraz jeżeli zajdą zmiany,na pierwszy wielki sukces mozemy nawet poczekać do 2018.
medale mistrzostw Polski, czy triumfy w turniejach Grand Prix są nic niewarte
Te zdania są świetnie skonstruowane.
A tak powaznie czas na rewolucje.Slowo,pojecie mocne ale innego wyjscia nie ma.Nalezy sie wspolnie zastanowic,kolegialnie co zrobic aby zawodnicy mlodego pokolenia Jagodzinski,Michelus,Tryc,Szymanski byli w stanie podjac rywalizacje miedzynarodowa na najwazniejszych imprezach typu ME MSW czy olimpiada.Oczywiscie pod warunkiem zasadniczym:czy maja taka ambicje i chec czy tez moze wystarczxa im kolejne tytuly,nstepne miszczow Polski.Jezeli wyraza taka deklaracje nalezy zrobic,uczynic wszystko co w naszejmocy abyto im umozliwic.
Zgadzem się z Gackiem. Problem jest systomy, a akurat to forum skupia się na PZB i tworzy sztuczny obraz rzeczywistości ograniczonej do boksu.
Lutonadam pisze jakby winić za wszystko należało jednego prezesa Rybickiego, którego poprzednicy byli - jak rozumiem - wybitnymi działaczami, organizatorami i biznesmenami. Pamięć ludzka niestety jest krótsza niż języki.
Nie mówię, że jest dobrze, ale są też inne czynniki, na które trzeba zwracać uwagę. Przykład? Przed chwilą oglądałem walkę Huseynli (AZE)vs. Smith (ENG). Mimo że Smith okładał Huseynliego przez trzy rundy, ten ostatni wygrał dwoma punktami. Przypomnę, że ten sam facet wygrał jednym punktem z Mateuszem Trycem. Może zbieg okoliczności? Może ja nie jestem obiektywny? Ale jakoś nie sądzę, aby bez znaczenia był tu fakt, że ostatnie MŚ odbyły się w Azerbejdżanie, że na czele WSB stoi Azer, jedną z lepiej opłacanych drużyn WSB jest drużyna z Baku i że inny Azer na rzecz owego WSB w zeszłym roku wpłacił 9-10 mln USD w ramach "prywatnej inwestycji"...
Jak już mówimy szczerze, to odpuśćmy sobie tanią propagandę!
WIĘCEJ NIE ZNACZY LEPIEJ !!!!!!!!