MIKE TYSON: CHCIAŁEM BYĆ JAK ROBERTO DURAN
Legendarny amerykański mistrz wagi ciężkiej Mike Tyson (50-6, 44 KO) w rozmowie z Joe Saraceno z portalu USA Today zdradził m.in. jaki pięściarz był w czasach młodości jego wzorem do naśladowania.
- Już kiedy zaczynałem trenować boks, wiedziałem, że mogę być taki jak Muhammad Ali i Ray Leonard - powiedział "Żelazny" Mike - Nie potrafiłem jednak wypowiadać się tak jasno i elokwentnie jak oni. Moja mowa była bardzo szorstka. Spojrzałem wówczas na Roberto Durana, na sposób w jakim mówił, jak pokazywał ludziom środkowy palec i wszędzie wygadywał szalone rzeczy. Pomyślałem wówczas: "to jest szalony facet, chcę być kimś takim jak on" - wspomina były król wszechwag.
- Walka Durana z Leonardem zainspirowała mnie do tego, by właśnie zostać pięściarzem. Pamiętam jak Ray zrzucał na niego "bomby wodorowe", a Duran wspaniale - jak baletnica - się przed nimi uchylał. To było niewiarygodne. Nigdy wcześniej, ani później nie doświadczyłem takiego uczucia - zakończył Tyson.
Myślę, że za 10-20 lat jego legenda sięgnie zenitu i będzie stawiany na równi z Alim.
Mike, najbardziej potworny pięściarz wagi ciężkiej.
Jak dobrze było pasjonować się boksem w latach jego kariery.
pozdrawiam
Gwozdziami do trumny bylo malzenstwo z Robin Givens i przejecie interesu przez Dona Kinga.
Wczesniejszy management nie pracowal charytatywnie ale nie pozostawilby Mike'a golego ale Donowi udalo sie usunac bialych z interesu wciskajac Tysonowi rasowe brednie.
Team dyletantow oplacany przez Kinga pomogl szybko opasc na dno formie Zelaznego a zjazd mimo zwyciestw zaczal sie juz w 1988 roku.
Tokio ,w ktorym Tyson walczyl prawdopodobnie na antydepresantach to juz byl koniec.
Ale Tyson miał ciężką młodość, więc trochę w Nim tego zostało. Jednak za czasów Cusa prowadził się bardzo grzecznie, tyrał niesamowicie ciężko na treningach i autentycznie pasjonował się boksem.
Cus był jak ojciec, i Jego strata dla dzieciaka z takim bagażemj...
A boks stał się juz tylko pracą.
Gdyby D'Amato pożył jeszcze z parę lat, najlepiej z 10, to Tyson byłby już wtedy dojrzałym mężczyzna.
Myślę że byłby dużo lepszym, dużo bardziej profesjonalnym i wszechstronnym bokserem,panowałby tez dużo dłużej, ale za to byłby też dużo mniej barwną postacią....
Mike nigdy nie byl grzeczny.Za czasow D'Amato starannie ukrywano jego wybuchy i jakos udawalo dusic sie problemy Tysona w srodku.
Jak pojawily sie wielkie pieniadze i zabraklo mentora Mike ekspodowal ale nienawisc byla w nim od zawsze i bylo kwestia czasu kiedy Tyson da jej upust.
Zeby w koncu dojrzec Mike musial przejsc ta droge i upasc zeby sie podniesc.D'Amato nie powstrzymalby tego procesu jak dobrym nie bylby opiekunem.
Owszem, Tyson szalał bardziej niż inni podopieczni Cusa, a ten był dla Niego bardziej pobłażliwy, ale tu trochę o co innego chodzi. Za czasów D'Amato boks był dla Tysona na pierwszym miejscu, tyrał niewiarygodnie ciężko, oglądał walki starych mistrzów, analizował ich style, miał wielką zajawkę. Czasem zrzucał trochę pary, ale generalnie był w tym pozytywnym ciągu. Miał dobre życie, i dobrze się w nim czuł.
Tu mniej chodzi o to jakim opiekunem był D'Amato, ale to że był bliską, szczerą osoba, której Tyson ufał - był jak prawdziwa rodzina Tysona.
Głupio to może zabrzmi - ale po śmierci Cusa Mike był w życiu sam - był młodym szczeniakiem, bogatym i utalentowanym, nie mającym wielkiego pojęcia o niczym z wyjątkiem boksu, bardzo popularnym, z ciężkim dzieciństwem...
To był nadal tylko dzieciak...
Mike mial dobre zycie i dobrze sie w nim czul?Niezupelnie.Boks byl wszystkim co mial i w ringu Tyson swa nienawisc do calego swiata zamienial na ciosy.Tyson byl tykajaca bomba od zawsze a D'Amato i boks nie moglby byc jego calym zyciem mimo calej milosci do podopiecznego.Smierc trenera przyspieszyla proces,ktorego nie dalo sie zatrzymac.Te wszystkie zle emocje jakie byly w Mike'u kiedys i tak by musialy znalezc ujscie i nawet D'Amato nic nie poradzilby na to.Bestia wyszlaby z Mike'a wczesniej czy pozniej i wlasnie to oprocz fenomenalnego talentu czynilo Tysona tak niebezpiecznym bokserem.
On chcial rywali rozrywac na strzepy.