NAJWIĘKSZE MEKSYKAŃSKO-PORTORYKAŃSKIE BATALIE
Długotrwałe rywalizacje są esencją sportu. Nic nie wzbudza u kibiców tak silnych emocji, jak bitwy "wrogich" państw lub miast. W piłce nożnej kilka razy w sezonie mamy więc mecze FC Barcelony z Realem Madryt, a w boksie starcia portorykańskich i meksykańskich wojowników.
Te dwie nacje wydały łącznie 166 mistrzów świata - 123 pochodziło z Meksyku, a 43 z Portoryko. Nie ma znaczenia, czy ich przedstawiciele spotykają się w walce wieczoru na gali PPV w Madison Square Garden, czy też w sześciorundowym pojedynku w sali treningowej w Culiacan lub w Caguas.
W następną sobotę kolejne wielkie starcie - w Coliseo Roberto Clemente w San Juan, dawny mistrz świata dwóch kategorii wagowych, Juan Manuel Lopez (31-1, 28 KO), postara się zrewanżować Orlando Salido (37-11-2, 25 KO) za jedyną w karierze porażkę. Przypomnijmy sobie jednak 10 największych meksykańsko-portorykańskich batalii.
10. Wilfredo Gomez KO 5 Carlos Zarate -- 28 października 1978, Roberto Clemente Coliseum, Hato Ray, Portoryko.
W tej walce nie było mowy o roztrzygnięciu punktowym. Zarate przystępował do tego pojedynku z rekordem 52-0, 51 KO, a Wilfredo Gomez miał bilans 21-0-1, 21 KO. Łącznie mieli na koncie 72 nokauty w 73 pojedynkach. Dla Gomeza, który dzień po walce ukończył 22 lata, była to szósta obrona tytułu mistrza świata WBC w wadze super koguciej. 27-letni Zarate był wcześniej championem w niższej kategorii. Wrzawa na widowni była tak wielka, że nikt nie usłyszał gongu kończącego czwarte starcie. Po serii nokdaunów narożnik Meksykanina rzucił ręcznik w piątej odsłonie.
9. Ivan Calderon SD 12 Hugo Cazares I -- 25 sierpnia 2007, Coliseo Ruben Rodriguez, Bayamon, Portoryko.
Klasyczny przykład walki bokser vs slugger. 32-letni "Iron Boy" debiutował w wadze junior muszej po długim panowaniu w najniższej dywizji. Trzy lata młodszy Meksykanin miał już na koncie kilka obron tytułu WBO, wszystkie ostatnie walki wygrywał przed czasem. Calderon nie miał najmniejszych problemów ze zrobieniem limitu, natomiast dla znacznie większego Cazaresa była to prawdziwa męka. W ostatnich dniach musiał stracić 13 funtów, czyli ponad 10% wagi swego ciała. W dniu walki wniósł do ringu 130 funtów, czyli 23 funty więcej, niż zanotował podczas ceremonii ważenia (kogoś jeszcze dziwi nawadnianie występującego w kategorii średniej Julio Cesara Chaveza?). W pierwszej połowie walki Calderon był dla większego przeciwnika nieuchwytny, a widownia skandowała "Ole", gdy szarżujący Meksykanin chybiał swoimi obszernymi ciosami. Zderzenie głowami rozkojarzyło Portorykańczyka, który nie mógł odnaleźć rytmu, co skrzętnie wykorzystał Cazares. Atakował bezustannie, aż w końcu zranił "Iron Boya" i rzucił go nawet na deski. Widmo porażki przytłoczyło Calderona, ale przezwyciężył kryzys i sam zamroczył rywala znakomitą kontrą w jedenastej rundzie, po czym dowiózł nieznaczne zwycięstwo
8. Giovani Segura KO 8 Ivan Calderon I -- 28 sierpnia 2010, Coliseo Mario "Quijote' Morales, Guaynabo, Portoryko.
Starzejący się "Iron Boy" nieco za późno zdecydował się na walkę unifikacyjną z ogromnym dla niego Giovanim Segurą. W pierwszych rundach Portorykańczyk radził sobie bardzo dobrze, ale z czasem jego prawy prosty i celne kontry przestały zatrzymywać "El Guerrero Aztecę". Pierwsza wymiana przy linach miała miejsce w czwartej odsłonie i od tej pory Calderon nie miał już kontroli nad tym, co dzieje się w ringu. Segura był bezlitosny i atakował bez wytchnienia, by w ósmym starciu zakończyć panowanie portorykańskiego technika.
7. Jorge Arce KO 12 Wilfredo Vazquez Jr. -- 7 maja 2011, MGM Grand, Las Vegas, Nevada.
Syn portorykańskiej legendy boksu nie miał za sobą amatorskiej kariery, ale jako profi radził sobie wyśmienicie. Rekord 20-0-1, 17 KO i tytuł mistrza świata WBO w wadze super koguciej świadczą o tym dobitnie. Jorge Arce miał być pierwszym wielkim nazwiskiem na jego rozkładzie, a walka została zakontraktowana na undercard gali Pacquiao-Mosley. "Travieso" doskonale wiedział, na jakim etapie kariery znajduje się Vazquez. 12 lat wcześniej to on znajdował się w takiej pozycji, gdy przez dziesięć rund rozbijał legendarnego Michaela Carbajala, by w 11. starciu zostać wykończony przez weterana, dla którego była to ostatnia walka. Arce zaatakował w swoim stylu - bezlitośnie i bez zamiaru przerwania presji. W czwartej odsłonie wylądował na deskach po celnej kontrze Portorykańczyka, ale nie przejął się i ponowił atak. W okolicach dziesiątej rundy przyniosło to skutek - Vazquez przestał odpowiadać tak zaciekle, jak na początku i skupiał się bardziej na obronie. "Travieso" przełamał młodego rywala i zwyciężył przez techniczny nokaut w 12. starciu.
6. Felix Trinidad KO 4 Yori Boy Campas -- 17 września, 1994, MGM Grand, Las Vegas Nevada.
Z rekordem 56-0, 50 KO, Campas był jednym z najbardziej unikanych i przerażających pięściarzy na świecie. Obóz Meksykanina do dziś twierdzi, że dopiero proces sądowy zmusił Trinidada do walki, a jego szacunek do rywala był tak wielki, że sam zaproponował równy podział zysków. Nikt nie miał wątpliwości, że czwarta obrona tytułu będzie najtrudniejszą w dotychczasowej karierze 21-letniego "Tito". Trinidad ma za sobą długą historię wczesnych nokdaunów i również w tej walce wylądował na deskach w drugim starciu. Młody Portorykańczyk powstał i zamiast unikać otwartych wymian, poszedł z Campasem na wojnę. Gdy w trzeciej rundzie Trinidad znów był zraniony, podobnie jak lata później w walce z Fernando Vargasem, uderzył poniżej pasa. Po kolejnym potężnym ciosie Meksykanina, zamroczony "Tito" znów zadał cios zbyt nisko, za co został ukarany odjęciem punktu. Kilka sekund przerwy wystarczyło Trinidadowi, który z furią rzucił się na rywala i obijał go aż do gongu kończącego trzecie starcie. Wszystko zakończyło się w czwartej rundzie, kiedy Felix brutalnie znokautował Campasa.
5. Antonio Margarito KO 11 Miguel Cotto I -- 27 lipca 2008, MGM Grand, Las Vegas, Nevada.
Ten pojedynek pamiętają wszyscy kibice, więc nie trzeba długo go opisywać. Cotto boksował fantastycznie w pierwszej połowie walki, ale z czasem nieco osłabł, a ciosy "Tornada z Tijuany" robiły na nim coraz większe wrażenie. W drugiej części batalii Margarito zaczął spychać Portorykańczyka do głębokiej defensywy, gdzie zarzucał go potężnymi bombami. Zakończyło się w jedenastej rundzie, kiedy zmasakrowany Cotto dwa razy przyklęknął, by uchronić się od ciosów Meksykanina. Później "Tony" został złapany na utwardzaniu rękawic i niewielu wierzy dziś w to, że walkę z Cotto wygrał uczciwie.
4. Salvador Sanchez KO 8 Wilfredo Gomez -- 21 sierpnia 1981, Caesars Palace, Las Vegas, Nevada.
"Bitwa Małych Gigantów" jest dziś określana jako jedna z najważniejszych w historii wagi piórkowej i zawodowego boksu. Gomez przystępował do niej po trzynastu obronach tytułu WBC w kategorii super koguciej, a wszystkie swoje 32 zwycięstwa odnosił przed czasem. Był faworytem tej potyczki, ale nie skreślano młodego Sala Sancheza, który miał już na koncie kilka wspaniałych tryumfów. Już w pierwszej rundzie faworyt wylądował na deskach, z których zdołał jednak powstać i wrócić do gry. Pojedynek był dość wyrównany, jednak jego ślady z każdą minutą były coraz bardziej widoczne na twarzy Gomeza. W ósmej rundzie rozbity Portorykańczyk postawił wszystko na jedną szalę i amibtnie ruszył do ataku, ale został przełamany przez innego wybitnego pięściarza. Gomez powstał po kolejnym nokdaunie, ale walka została przerwana, a Salvador Sanchez odniósł najcenniejsze zwycięstwo.
3. Jose Luis Ramirez KO 4 Edwin Rosario II -- 3 listopada 1984, Hiram Bithorn Stadium, San Juan, Portoryko.
18 miesięcy wcześniej Rosario pokonał Ramireza na punkty, choć wielu uważało, że zwycięstwo należało się bardziej temu drugiemu. Tym razem "Chapo" rzucił się na rywala tuż po pierwszym gongu i szybko zanotował nokdaun, po czym nie przestał atakować i starał się szybko zakończyć walkę. Ramirez dotrwał do gongu, ale w drugim starciu miał jeszcze większe problemy i znów wylądował na macie ringu. Meksykanin ledwo dotarł do swego narożnika po kanonadzie przeciwnika, jednak w trzeciej odsłonie to on miał rywala na skraju nokautu. W czwartej rundzie Ramirez kontynuował atak i tym razem udało mu się dokonczyć dzieła zniszczenia.
2. Antonio Avelar KO 8 Wilfredo Vazquez Sr. -- 30 maja, 1986, Miami Beach, Florida.
To jedyna walka na tej liście, w której stawce nie było żadnego tytułu mistrza świata. Była to klasyczna potyczka na rozdrożu, gdzie każdy z zawodników mógł wiele zyskać lub wszystko stracić. Pierwsze cztery odsłony to niebezpieczne wymiany z niewielką przewagą Vazqueza. W piątej rundzie wszystko się zmieniło. Autor tekstu uważa tamte trzy minuty za najlepsze w całej jego przygodzie z boksem. Avelar rzucił Portorykańczyka na deski w pierwszych sekundach, by pod koniec pierwszej minuty sam się na nich znaleźć. Później przez kolejne 50 sekund Vazquez nacierał, a Meksykanin starał się odpowiadać. Avelar zdołał wpuścić rywala w liny i tam sam zaczął okładać go wszystkim, co miał w zanadrzu. Szóste i siódme starcie to dalsze wymiany, ale w nieco wolniejszym tempie. W ósmym starciu meksykański weteran wykończył młodszego przeciwnika.
1. Wilfredo Gomez KO 14 Lupe Pintor -- 3 grudnia, 1982, Superdome, New Orleans, Louisiana.
Dlaczego ta walka znalazła się na szczycie listy? Po pierwsze, obydwaj zawodnicy byli w tamtym czasie uznawanymi i szanowanymi mistrzami. Z rekordem 37-1-1, 37 KO, Gomez był rekordzistą pod względem kolejnych obron zakończonych nokautami - miał ich 16. Z kolei Lupe Pintor miał za sobą trzy lata (i osiem obron) panowania na tronie WBC w wadze koguciej. Po drugie, stworzyli oni niezapomnianą wojnę. W pierwszych dwóch starciach lepszy był Portorykańczyk, jednak wspaniała trzecia runda (uznana potem przez The Ring za najlepszą w tamtym roku), odmieniła losy walki, która zapowiadała się na jednostronny pokaz boksu w wykonaniu Gomeza. Wilfredo nadal doprowadzał do celu więcej ciosów, ale to na jego twarzy pozostawało więcej śladów. Wydawało się, że zwycięstwo wymyka mu się z rąk, ale Portorykańczyk przetrwał trudne chwile i dał z siebie wszystko, zasługując na miano legendy, które przylgnęło do niego w późniejszym okresie. Wspaniały pojedynek zakończył się nokautem w czternastej rundzie.
Dla mnie to najwspanialsi wojownicy, jakich miałem kiedykolwiek okazję oglądać (co prawda nie na żywo, ale zawsze). Początek lat 80 był dla niższych kategorii wagowych niesamowitym okresem. Przydałoby się więcej materiałów, zwłaszcza własnych, na ten temat.