BURGOS GÓRĄ, PEREZ SPRAWIA NIESPODZIANKĘ
Na gali Friday Night Fights transmitowanej przez telewizję ESPN notowany w czołówkach wszystkich prestiżowych federacji Juan Carlos Burgos (29-1, 19 KO) pokonał jednogłośnie na punkty po dziesięciu rundach Cristobala Cruza (39-13-3, 23 KO). Sędziowie punktowali 96:92, 98:90, 96:92. Z werdyktem nie zgadzał się ekspert i komentator stacji Teddy Atlas, który jako minimalnego zwycięzcę wskazał byłego mistrza świata IBF.
24-letni Burgos pomimo znacznej przewagi w warunkach fizycznych za mało pracował ciosami prostymi. W 3. rundzie ustrzelił rywala prawym podbródkowym, ale skończyło się na małym wstrząsie. Na większe grzmoty nie musieliśmy długo czekać - w 6. starciu Burgos krótkim lewym sierpowym posłał bardziej doświadczonego rodaka na deski. "Lacandon" odpowiedział w 9. rundzie szybkim lewym, po którym młokos wylądował na deskach.
Statystyki ciosów przemawiają za Burgosem, który według fachowców z magazynu The Ring zajmuje 10. miejsce w kategorii junior lekkiej. Faworyt wyprowadził 516 ciosów, 178 doszło celu. Z kolei Cruz trafił 123 razy przy 386 próbach. "Miniburgos" nie zachwycił, ale wydawał się pięściarzem lepszym. Latynos jest w posiadaniu pasa WBC Silver. Walkę wieczoru z bliska oglądał Riddick Bowe. Były mistrz świata w królewskiej kategorii powinien raczej odstawić marzenia o powrocie na ring, ponieważ jego sylwetka pozostawiała wiele do życzenia.
Na tej samej gali niespodziankę sprawił Manuel Perez (17-7-1, 4 KO), który na dystansie 10 rund wypunktował Edgara Santanę (26-4, 17 KO). Goszczący w studio Timothy Bradley był pod wrażeniem występu journeymana. – Perez pokazał serce, pokonał zawodnika większego od siebie. Udowodnił, że jest gotowy wejść na wyższy poziom – komentował najbliższy rywal Manny’ego Pacquaio.