VARGAS NIE ZACHWYCA, LATIMORE ROZCZAROWUJE
Przy każdej możliwej okazji Floyd Mayweather (42-0, 26 KO) zapewnia, że jego własna grupa Mayweather Promotions jest przyszłością zawodowego boksu i za jakiś czas będzie dominować na rynku, ale na swoje szczęście "Money" może jeszcze zarabiać na własnych występach.
Ubiegłej nocy w Hard Rock Hotel & Casino w Las Vegas zaprezentowali się dwaj pięściarze, w których Floyd widzi przyszłych mistrzów świata. W walce wieczoru Jessie Vargas (18-0, 9 KO), który zdaniem Mayweathera już teraz znokautowałby Amira Khana, po nudnym i wypełnionym faulami pojedynku pokonał wyraźnie na punkty weterana Lanardo Tynera (25-7-2, 15 KO).
Znacznie gorzej zaprezentował się dawny pretendent do tytułu IBF i jeden z ulubionych sparing partnerów Floyda - Deandre Latimore (23-3, 17 KO), który nie tylko zgubił gdzieś siłę ciosu, z jakiej słynął na początku swej kariery, ale nie jest już nawet pięściarzem, którego walki dobrze się ogląda. "Byk" wygrał najwyżej sześć lub siedem z pierwszych ośmiu starć, ale w dziewiątej odsłonie zakontraktowany w ostatniej chwili Milton Nunez (23-4-1, 21 KO) jednym ze swoich dyskotekowych cepów zranił go i rzucił na deski.
Mocno zamroczony Latimore został wyratowany przez gong, ale w kolejnej rundzie znów był liczony w ostatnich sekundach. Odrobina szczęścia pozwoliła Amerykaninowi dotrwać do końca walki, lecz występ pozostawił wiele do życzenia. Sędziowie wypunktowali jego zwycięstwo dwa do remisu (96-92, 95-94 i 94 i 94), nie należy jednak zapominać, że wcześniejsze trzy porażki (z rąk Gołowkina, Kasperskiego i Tapii) Nunez ponosił zawsze w pierwszej odsłonie...