KLICZKO: 'ZMUSIŁEM LEWISA DO EMERYTURY'

Dmitrij Łukaszow, Sportbox.ru

2012-02-10

Przygotowując się do pojedynku z Dereckiem Chisorą (15-2, 9 KO), który odbędzie się 18 lutego w Monachium, mistrz świata federacji WBC w wadze ciężkiej Witalij Kliczko (43-3, 40 KO) opowiedział o zadaniach na walkę z Brytyjczykiem, a także o wkładzie swojej rodziny w historię światowego boksu.

- W lipcu skończył pan 40 lat, to ważna granica wieku. Z jakimi przemyśleniami przywitał pan 40. urodziny?
Witalij Kliczko:
Nie czuję żadnej granicy. Tak naprawdę czuję się dzisiaj lepiej niż w wieku 25 lat. Mogę robić dokładnie to, czego chcę ja sam. Jestem w znakomitej formie. Przyznaję jednak, że jeśli wówczas usłyszałbym od kogoś, że w wieku 40 lat będę jeszcze walczył, to bym nie uwierzył.

- Myśli o zakończeniu kariery często przychodzą do głowy?
WK:
Miewam je. Trzeba być realistą. Właściwie wszystkie cele, które stawialiśmy sobie z bratem, już wypełniliśmy. Wspólnie napisaliśmy nową historię boksu. Przed nami nikt nie zebrał wszystkich mistrzowskich tytułów. Mamy jednak jeszcze jedno marzenie, o której w tej chwili nie chcę mówić. Jestem przesądny i nie chcę, żeby szczęście się do nas nie uśmiechnęło. Wszystko powinno być jasne w najbliższym czasie.

- Marzenie o wygranej z Lennoksem Lewisem już na zawsze pozostanie jednak niezrealizowane...
WK:
Jestem mu wdzięczny. Dał mi możliwość sprawdzenia się w walce z jednym z najlepszych bokserów w historii. To był najtrudniejszy pojedynek w mojej karierze. Wiem, że go nie wygrałem, ale również nie przegrałem. Wynik walki był i jest sprawą otwartą. Nieistone jest w tej chwili, kto wygrywał na punkty. Możliwości kontynuowania walki pozbawiła mnie poważna kontuzja. Lewis pozostał mistrzem świata, ale sądzę, że to właśnie ja, tym pojedynkiem zmusiłem go do odejścia na emeryturę. Odpowiedziałem wszystkim tym, którzy mieli wątpliwości, czy Kliczko może być najlepszy w wadze ciężkiej. Osiągnąłem to. A z Lennoksem jesteśmy dzisiaj dobrymi znajomymi. Mamy częste okazje do spotkań, rozmawiamy na najróżniejsze tematy. Od wspomnień z przeszłości po aktualne wydarzenia.

- Po 2004 roku miał pan czteroletnią przerwę w karierze. Nie żałował pan, że wycofał się na pewien czas z boksu?
WK:
Miałem wówczas czarną serię kontuzji - musiałem walczyć z nie z rywalami, ale z urazami. Jeden za drugim, dosłownie nie mogłem nadążyć z ich leczeniem. Przyszło mi odwoływać walki, w których miałem bronić tytułu. W końcu musiałem dobrowolnie z niego zrezygnować. Nie było najmniejszego sensu, aby blokować wszystko w wadze ciężkiej. Ogłosiłem więc zakończenie kariery.

- Powrotna droga była z pewnością bardzo ciężka?
WK:
Przedyskutowałem sprawę z całym zespołem i przeszedłem dokładne badania. Na podstawie wyników podjąłem decyzję o powrocie, nie zrażając się wątpliwościami rodziny - mamy, żony i brata. Zacząłem boksować nawet lepiej niż wcześniej. Posługując się jeżykiem mechaników, czasem taki techniczny przegląd jest niezbędny.

- Przed walką z Chisorą po raz pierwszy od ośmiu lat spotkaliście się z Władimirem na jednym obozie treningowym.
WK
: Niestety, rzadko mamy okazje do spotkań, ale teraz nasze okresy przygotowawcze się pokrywają. Możemy razem trenować, a jednocześnie częściej rozmawiać. Bardzo się z tego cieszę. Rodzina jest w życiu najważniejsza, a Władimir jest nie tylko moim bratem, ale i najbliższym przyjacielem. Nawiasem mówiąc, przenosząc się do obozu treningowego po okresie zajmowania się polityką, czuję się teraz jak w sanatorium. Nie chodzi tu nawet o obciążenia fizyczne. Odpoczywam mentalnie.

- Jakie zadania stawia pan przed sobą w walce z Chisorą?
WK:
Tylko wygrana. Muszę całkowicie skupić się na pojedynku. Tygodnie, miesiące, lata przygotowań mają odzwierciedlenie w tych kilku minutach na ringu. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Chcę jeszcze raz udowodnić, że jestem godnym posiadaczem tytułu niegdyś należącego do Muhammada Alego.

Rozmawiał w Austrii Dmitrij Łukaszow, Sportbox.ru