JOANNA JĘDRZEJCZYK: W TYM ROKU ZNOWU ZNAJDĘ CZAS NA BOKS
Olsztynianka Joanna Jędrzejczyk jest absolutną gwiazdą kobiecego MuayThai. Amatorska i zawodowa Mistrzyni Świata i Europy w boksie tajskim, która przez prawie 2 lata trenowała w Holandii pod okiem legendy K-1 Ernesto Hoosta, kilkanaście miesięcy temu udanie rozpoczęła karierę w boksie amatorskim, zdobywając w lutym 2011 r. srebrny medal Mistrzostw Polski. BOKSER.ORG doceniając poziom sportowy zawodniczki klubu bokserskiego PIRS Olsztyn (na co dzień związanej z teamem Arrachion MMA Olsztyn) sklasyfikował ją na 2. miejscu wśród najlepszych polskich pięściarek wagi piórkowej (57 kg). W tym roku, mimo napiętego kalendarza startów, Asia zastanawia się nad kontynuacją swojej przygody z boksem, licząc, że startem na kwietniowych Mistrzostwach Polski w Grudziądzu, poprawi ubiegłoroczny wynik.
Jarosław Drozd: Po raz pierwszy na łamach serwisu BOKSER.ORG gościmy gwiazdę MuayThai, jakkolwiek nie ukrywam, że chciałbym dzisiaj dowiedzieć się także nieco o Twoich bokserskich startach. Asiu, jak to jest możliwe, że mając w rekordzie zaledwie kilka walk bokserskich pewnie wywalczyłaś srebrny medal Mistrzostw Polski, przegrywając dopiero w finale i to niejednogłośnie na punkty z utytułowaną kadrowiczką Sandrą Kruk? Wiem, że podczas walki finałowej zmagałaś się z silnym przeziębieniem. Czy będąc w pełni zdrowia stać Cię było na zdobycie złotego medalu?
Joanna Jędrzejczyk: Podczas turniejów organizm zawodnika jest wystawiany na bardzo duże obciążenia i mój zbuntował się podczas zeszłorocznych Mistrzostw Polski na noc przed finałową walką. Nie mam tutaj nic do tłumaczenia - Sandra była po prostu lepsza w tym pojedynku, jednak znając swoje możliwości i swój organizm czułam, że było coś nie tak. W nocy przed walką miałam problemy ze snem związane z warunkami panującymi w bursie szkolnej (zimnicą oraz licznymi imprezami na około) i organizm miał prawo się zbuntować. Do walki nie mogłam się w ogóle rozgrzać, nie byłam należycie skupiona oraz ciągle czułam przechodzące ciarki po całym ciele. Jak wspomniałam powyżej nie ma tu tłumaczenia, bo w sporcie są lepsze i gorsze dni i ten drugi przytrafił mi się akurat w dni finałów. Nie wykluczam, że walka potoczyć mogłaby się znacznie lepiej i przeważyłoby to szale zwycięstwa na moją stronę.
- Po raz pierwszy pojawiłaś się w bokserskim ringu podczas turnieju o Puchar Polski w Grudziądzu w listopadzie 2010 roku. Jak długo przygotowywałaś się do pięściarskiego debiutu?
JJ: Trenowałam do zawodów bardzo solidnie. Starałam się jak najszybciej wyeliminować pewne nawyki stójki stosowanej w sportach "kopanych", które są nieskuteczne w boksie klasycznym.
- Skąd w ogóle wziął się pomysł na bokserskie starty? Twoim udziałem jest piękna kariera w MuayThai, masz za sobą ponad 60 walk amatorskich i zawodowych, liczne medale, puchary, wyróżnienia...
JJ: Moja kariera MuayThai stanęła pod wielkim znakiem zapytania po nagłej śmierci mojego holenderskiego menedżera i sponsora. Miałam jakiś czas przestoju i pomyślałam, że spróbuję wystartować w amatorskim boksie, o którym myślałam już parę lat wcześniej, lecz ciągłe wyjazdy i treningi poza granicami Polski uniemożliwiały mi takie starty. Byłam pozytywnie zaskoczona poziomem zawodniczek, pracą trenerów jak i całą otoczką zawodów. Czułam się swojsko, pomimo iż gościłam tam pierwszy raz i wszystko z drugiej strony wydawało się obce. Ale ja szybko nawiązuję kontakty z nowymi grupami.
- Przestawienie się na boks sprawiało Ci jakieś większe problemy? Na ile pomocny był tutaj atut wynikający z wieloletniego ringowego doświadczenia?
JJ: Na pewno przydało się doświadczenie ringowe. MuayThai z początkowej pasji przerodziło się w pracę i sposób na życie, dlatego w ringu czuję się swobodnie i nie mam stresów związanych ze startami. Przed pierwszym startem w boksie była to jedna, wielka ciekawość... Problemem, jak już wspomniałam, są pewne nawyki ze sportów kopanych no i stójka. Chociaż można oba style połączyć i stworzyć jedną ciekawą całość. Przecież nie ma dwóch takich samych bokserek czy bokserów, każdy ma swój styl w którym czuje się najlepiej i chyba to pomaga w odnoszeniu sukcesów.
- Twoje rywalki podczas Mistrzostw Polski wiedziały o Twoich sukcesach boksie tajskim? Dostrzegałaś jakiś respekt z ich strony?
JJ: Czy wiedziały?! Tego nie wiem, chociaż w drugi dzień zawodów któraś z dziewczyn zapytała czy to ja jestem tą Jędrzejczyk z MuayThai, a słyszała o mnie z opowieści swojego chłopaka, który zajmował się właśnie MuayThai. Później były pytania od innych osób, ale dość często ludzie zamykają się na swoje dyscypliny i tworzą okrojone kręgi zainteresowań
- Wspominałaś podczas jednej z naszych rozmów, że podczas pobytu w Holandii wstępne zainteresowanie Twoją osobą wykazywała niemiecka grupa promotorska Universum z Hamburga. W jaki sposób zwróciłaś na siebie ich uwagę? Sparowałaś z zawodowymi pięściarkami?
JJ: Może nie było to jakieś super zainteresowanie, które miało od razu zakończyć się kontraktem, gdyż zdaję sobie sprawę, że przede mną długa droga do bokserskiej perfekcji. Trenując w Team Mister Perfect spotykałam wielu znanych sportowców i między innymi gościli u nas parokrotnie zawodnicy z grupy Unversum. Jeden z niemieckich trenerów po analizie paru moich treningów pozytywnie ocenił mnie jako zawodniczkę i dość często zapraszał na treningi do Niemiec, jednak ciągłe przygotowania do walk w MuayThai odsunęły ten wyjazd na dalszy plan. Miałam okazję sparować z Esther Shouten, Holenderką mieszkającą w Niemczech i trenującą w Universum, tę samą, którą swego czasu oglądałam w walce z Iwoną Guzowską. Byłam z tego bardzo zadowolona i moja kadra trenerska również.
- Wywołaliśmy temat Holandii i Twojego w niej pobytu. Wielu sportowców marzy choćby o chwili rozmowy z wielkim Ernesto Hoostem. Tymczasem Tobie udało się przez długi czas trenować pod jego okiem w słynnym Team Mister Perfekt. Brzmi jak piękna bajka, a to przecież rzeczywistość. Jak do tego doszło?
JJ: Pod skrzydła Ernesto Hoosta i drugiego ważnego trenera, Orlando Gemertsa, trafiłam dzięki Pawłowi Słowińskiemu, który również był zawodnikiem Team Mister Perfect. Paweł był gwiazdą K-1 i jest wielokrotnym mistrzem świata MuayThai. To Polak mieszkąjący od 15 lat w Australii, którego poznałam podczas pobytu na Mistrzostwach Świata w Tajlandii. Bardzo wiele mu zawdzięczam, gdyż to on zawierzając mojej osobie i mojemu talentowi umożliwił mi wielomiesięczny pobyt na campie w Tajlandii oraz "wejście" do holenderskiego teamu. Teraz zarówno z Pawłem jak i Ernesto, mimo dzielących nas kilometrów mam bardzo bliski kontakt.
- Jakie to uczucie mieć w swoim narożniku takiego człowieka jak Hoost?
JJ: Wielkie wyróżnienie. Chociaż spędzając z nim wiele godzin na treningach i wyjazdach nie traktowałam go jak kogoś "innego", bo jest człowiekiem bardzo skromnym i normalnym, a zarazem wielkim profesjonalistą. W teamie ufaliśmy sobie na 100%, gdyż trenowało nas zaledwie 4-5 osób. Team Perfect nie jest klubem dla każdego więc byliśmy jak rodzina.
- Zanim zapracowałaś sobie na nagrodę w postaci pracy z takim mistrzem jak Holender, stoczyłaś wiele walk. Mnie interesuje Twój pierwszy sukces. Pamiętasz cóż to było i jak smakowało?
JJ: Po ponad 7 miesiącach treningów pojechałam na pierwsze zawody i tak załapałam bakcyla. Później walczyłam coraz częściej i więcej. Nie pamiętam dokładnie uczuć z tamtego dnia, chociaż wiem, że byłam szczęśliwa, że właśnie znalazłam coś, co naprawdę kocham.
- Możliwe jest coś takiego jak trening mentalny? Czy można wyćwiczyć siłę psychiczną, wolę walki? A może trzeba się po prostu urodzić wojownikiem i zwycięzcą?
JJ: Jest coś takiego jak trening mentalny. Zostałam od niedawna ambasadorką firmy The Winners zajmującą się właśnie treningiem mentalnym i polecam każdemu stosowanie takiego rodzaju treningu. Wojownikiem się rodzi chyba każdy a jaką drogą pójdzie, to już każdego indywidualny wybór. Wojownicy muszą być silni na każdy sposób, bo sztuki walk to sport indywidualny i wymaga od nas wiele więcej sił i poświęcenia.
- A ból? Jest wpisany w takie sporty, jak MuayThai czy boks. Nie boisz się skutków ringowej rywalizacji? Sukces drogo tutaj kosztuje a ciało cierpi długimi tygodniami...
JJ: Były walki, po których byłam mocno obita i ledwo czasami chodziłam. W walce ciało jest poddawane pod wielkie napięcia i obicia, a później odreagowuje chociaż wiem wtedy, że żyję i że jest to elementem mojej pracy i pasji (śmiech). Mam nadzieję, że nigdy nie będę miała złamanego nosa, który i tak już jest poddawany ciężkim próbom na treningach, ale będę uważała.
- Niestety w sporcie doświadczamy także innego cierpienia niż ból fizyczny. Mam tu na myśli krzywdzące werdykty sędziowskie. Wiem, że dosięgło Cię to ostatnio w Białorusi i wcześniej w Turcji... Jak sobie z tym poradziłaś?
JJ: W swojej karierze MuayThai stoczyłam ponad 60 pojedynków i tak słusznie przegrałam może ze 2-3. Potrafię przegrywać, mimo że tych porażek nie było wiele. Motywują mnie one jeszcze bardziej do pracy. Ciężko jest się pogodzić jednak z niesłuszną przegraną, tym bardziej jeśli stawką jest tytuł mistrzowski. Po takich walkach jest dużo analizy, czy można było walczyć lepiej, co tak naprawdę było źle itp. Jest smutek i kolejna blizna na sercu, jednak po tygodniu przychodzi pozytywna złość, która powoduje, że psychicznie jak i fizycznie staję się silniejsza i w rewanżu postaram się o to, aby nie pozostawić nikomu złudzeń do tego kto ten pojedynek powinien wygrać!
- Kilka lat temu Karolina Łukasik, wspominając swoje pierwsze bokserskie treningi wspominała, że jej trener mówił jej wprost: "pracuję z Tobą, ale z racji tego, że jesteś kobietą, nie akceptuję tego". Trenując pod okiem różnej maści fachowców doświadczyłaś kiedykolwiek - jako kobieta - czegoś podobnego?
JJ: Jak wcześniej wspomniałam Ernesto miał obawy co do mojej obecności w jego teamie, jednak zmieniło się to szybko. Kobiety potrafią być czasami bardziej zdyscyplinowane od mężczyzn na treningach. Jesteśmy bardziej charakterne i odporniejsze na ból. Zazwyczaj spotykałam się z dobrą opinią i chęcią współpracy z kobietami.
- Podczas treningów w Amsterdamie bardzo rozwinęłaś się sportowo. Poznałaś dalekie kraje, w tym także Azję - Japonię i Tajlandię, gdzie przez pewien czas mieszkałaś. Spotykałaś zawodniczki z różnych części świata, wywodzące się z różnych kultur. Na ile te sportowe podróże były dla Ciebie inspirujące i rozwijające?
JJ: Podróże zawsze kształcą. Jestem osobą, która lubi poznawać nowe miejsca, ludzi, odległe kultury i lubię nowinki. Moim zdaniem każdy zawodnik MuayThai powinien poznać dwie najlepsze szkoły - holenderską i tajską. Dwie bardzo skuteczne, a zarazem różne. Z ludźmi pochodzącymi z różnych stron świata, których poznałam na campie w Tajlandii, mam kontakt do dziś i są to prawdziwe przyjaźnie, mimo dzielących nas dużych odległości.
- Nikt w między czasie nie proponował Ci kariery filmowej? Przy Twojej urodzie i umiejętnościach nie wydaje się to wcale nierealne...
JJ: Nie otrzymałam nigdy takiej oferty, ale gdyby była to nie wykluczam, że bym z niej skorzystała.
- W plebiscycie na Najpopularniejszego Sportowca Olsztyna rywalizujesz m.in. z klubowym kolegą Mamedem Khalidowem. Możliwe, że zobaczymy Cię również w zawodach MMA?
JJ: Nie rywalizujemy (śmiech). Oboje bierzemy udział w plebiscycie i będzie świetnie, jak któreś z nas wygra. Będzie to kolejne świadectwo jak doskonałych mamy trenerów - Pawła Derlacza i Szymona Bońkowskiego. Nie wykluczam startów w MMA. Na razie uczę się powoli ale systematycznie parteru i możliwe, że w maju spróbuje pierwszego amatorskiego występu.
- Po sukcesie na bokserskim ringu, wróciłaś do boksu tajskiego. Pod koniec ub. roku wywalczyłaś w Taszkiencie tytuł mistrzyni świata seniorek w wadze 57 kg. Nie wydaje Ci się, że w MuayThai osiągnęłaś wszystko, co było do zdobycia? Może czas na nowe wyzwania?
JJ: Zawsze jest coś do zdobycia i chętnie będę broniła swoich tytułów zawodowych. Są jeszcze trofea, które chciałabym zdobyć i czekam na propozycje od promotorów.
- Wróćmy jednak do boksu... Byłaś już na zgrupowaniu kadry narodowej kobiet, mimo skromnego bagażu pięściarskiego doświadczenia. Mówiłaś mi, że nie masz czasu na długotrwałe budowanie swojej pozycji w nowej dyscyplinie. Ale jeśli teraz dostałabyś szansę w kadrze, skorzystałabyś z niej?
JJ: Czas by się znalazł, o ile bym wiedziała, że o budowaniu pozycji w polskim boksie decyduje talent i umiejętności, a nie znajomości. Niczego tu nie sugeruję, chociaż wiem, że moja osoba nie jest znana w boksie i nie mam czego wymagać. Z chęcią bym powalczyła w boksie i wielkim wyróżnieniem byłby dla mnie start w Mistrzostwach Europy czy Świata. Mam już ponad 24 lata i choć dla niektórych wyda się, że to niedużo, jednak poświęciłam już bardzo wiele czasu sportom uderzanym i inaczej analizuję pewne występy, czy działania. Wracając do mojego epizodu z kadrą bokserską, dodam, że bardzo dziękuję za szansę, którą dał mi w ub. roku trener Piotrowski powołując na konsultacje i zgrupowania kadry. Wiele się tam nauczyłam.
- Imponujesz nie tylko sportowymi umiejętnościami, ale także znakomitą szybkością, dynamiką, motoryką, sprawnością ogólną. Jak wyglądają Twoje treningi, jaka jest ich intensywność, charakter, na co zwracasz w nich szczególna uwagę?
JJ: Kobiety nie są super silne i nie mają zawsze nokautujących ciosów, dlatego musimy nadrabiać techniką i szybkością. W MuayThai jestem bardzo wszechstronna - dużo boksuję i kopię na wielu płaszczyznach, a jeśli mam zawodniczkę chcącą walczyć więcej w klinczu, to też doskonale potrafię się w nim odnaleźć i efektywnie uderzać kolanami i łokciami. Moi trenerzy dbają o każdy detal treningu i moje mikro cykle są bardzo dobrze dobrane pod konkretne starty. Do najbliższej walki trenuję praktycznie dwa razy dziennie, a moje treningi to tajemnica sukcesu (śmiech). Trenuję intensywnie i zazwyczaj utrzymujemy warunki panujące na walkach. Bardzo istotny jest dobór osób, z którymi się trenuje, sparuje.
- Sport pochłania całe Twoje życie, czy masz jeszcze czas na jakieś hobby, przyjemności, słabości (śmiech). Poza treningiem jesteś jeszcze od czegoś uzależniona?
JJ: Uzależniona jestem od M&M's, a tak na co dzień jestem osobą bardzo zajętą. Pracuję, trenuję i studiuję zaocznie Wychowanie Fizyczne i jednocześnie "robię" studia podyplomowe z Gimnastyki Korekcyjno Kompensacyjnej. Uczestniczę w wielu kursach związanych ze sportem i rekreacją, gdyż planuję otwarcie własnego klubu. Na co dzień jestem normalną dziewczyną z wielką pasją.
- Czego możemy Ci życzyć w 2012 roku? Jakie są Twoje główne plany i oczekiwania?
JJ: Zdrowia, bo w życiu zawodnika zdrowie, dobre samopoczucie fizyczne i psychiczne są najważniejsze, a wszystko inne się ułoży. Mam nadzieję, że ten rok będzie pomyślny dla wszystkich polskich sportowców, a przede wszystkim dla tych startujących na Igrzyskach Olimpijskich. Kciuki trzymam za nasze Bokserki-Olimpijki! Mam oferty paru walk - najbliższa ma się odbyć 8 marca w Rosji i czekamy na potwierdzenie walki we Włoszech, która miałaby się odbyć już niedługo.
a osoba Joanny zaciekawiła mnie kiedy przeczytałem gdzieś że będzie trenowała właśnie z Ernesto Hoostem i Pawłem Słowińskim którego jestem wielkim fanem i którego karierę sledze od paru lat ;)Samej Joannie życzę udanego roku wielu sukcesów i wspomnianego zdrowia ;) Pozdrawiam!