NADCHODZI ZMIANA WARTY (cz. 2)
Na przełomie roku niewiele dzieje się w bokserskim świecie, więc w oczekiwaniu na wielkie emocje, jakich pięściarze będą nam dostarczać od początku lutego, pozwólmy sobie na podsumowanie ostatnich miesięcy.
NADCHODZI ZMIANA WARTY (cz.1) >>
Trudno nie zauważyć zmian, jakie zaszły w hierarchii najlepszych szkoleniowców. Roku 2011 do udanych na pewno nie zaliczy słynny Freddie Roach. Niewiele powodów do radości miał także ceniony Naazim Richardson. W kratkę spisywali się podopieczni braci Mayweatherów. Lśni za to gwiazda "Bad Boya" Roberta Garcii, którego dwaj podopieczni rywalizują o miano Najlepszego Pięściarza Roku.
MAGIA PRZEMIJA
W ostatnich miesiącach nie wiodło się tym, którzy w poprzednich latach zdominowali kategorię Trener Roku. Trwa kiepska passa Freddiego Roacha uważanego powszechnie za najlepszego aktywnego szkoleniowca. Nie spełniły się przepowiednie o nokaucie Manny'ego Pacquiao na Marquezie, a w walce z Mosleyem Filipińczykowi wyraźnie brakło ringowej agresji - atutu, który po części wywindował go do obecnej pozycji. Porażkę (choć kontrowersyjną) zaliczył drugi pupil Roacha - Amir Khan. Kariera Brytyjczyka, który celował w samego Floyda Mayweathera, zatrzyma się teraz na wiele miesięcy. Mimo dobrej postawy, swoją walkę przegrał także Jorge Linares. Jedynym zawodnikiem duetu Roach-Ariza, który w ostatnim czasie prezentował się naprawdę dobrze jest Julio Cesar Chavez Junior, jednak lubujący się w intrygach Bob Arum stara się namówić syna legendy do przejścia pod opiekę Garcii.
Skąd biorą się te niepowodzenia u szkoleniowca-cudotwórcy? Alex Ariza wyznał po ostatniej walce Pacquiao, że w trakcie obozu przygotowawczego Filipińczyk nie chciał wykonywać części ćwiczeń, ale kolumbijski trener nie umiał jednoznacznie wytłumaczyć, skąd biorą się problemy "Pacmana", który w walkach z Mosleyem i Marquezem uskarżał się na powtarzające się skurcze nóg. Porażkę Khana, który uległ skazywanemu na pożarcie Lamontowi Petersonowi i stracił tytuły federacji WBA Super oraz IBF, można usprawiedliwić zlekceważeniem rywala. W rewanżu, jeżeli do niego dojdzie, Amir zapewne powetuje sobie wcześniejsze niepowodzenie. Nieprzypadkowo jednak podopieczni Roacha w tym samym czasie notują gorsze występy. Nagle okazuje się, że Freddie specjalizuje się w trenowaniu stylu in & out, który został w końcu rozgryziony przez innych szkoleniowców lub zwyczajnie nie sprawdza się w starciach z pewnym rodzajem przeciwników. W oczy rzuca się też fakt, że ani Pacquiao, ani Khan nie dysponują mocnym i sztywnym jabem, co przy każdej okazji wytyka im m.in. Floyd Mayweather Senior. Niekonwencjonalne metody Roacha nie zawsze mieszczą się więc w szeroko pojętym "sweet sience", a pomimo tego jego zawodnicy przez dłuższy czas odnosili ogromne sukcesy. Czy powodem gorszej dyspozycji Pacquiao jest w takim razie coraz gorsza forma fizyczna, czy raczej odkrycie skutecznego sposobu na zniwelowanie części jego atutów?
Również Naazim Richardson nie miał w ostatnim czasie zbyt wielu powodów do radości. Zdecydowaną zniżkę formy widać u Shane'a Mosleya i Steve'a Cunninghama, ale z drugiej strony Bernard Hopkins został w minionym roku najstarszym mistrzem świata w historii. Wszyscy trzej podopieczni Naazima jeszcze nie tak dawno byli notowani w czołówce P4P, lecz "Sugar" Shane po fatalnych trzech ostanich walkach na pewno już do niej nie powróci, a i "USS" najwyraźniej najlepsze ma już za sobą i nawet jeśli uda mu się odzyskać mistrzowski tytuł, to wkrótce zapewne straci go w pojedynku z zawodnikiem, który jeszcze kilka lat temu nie miałby z nim większych szans.
Pod znakiem zapytania stoi za to przyszłość legendarnego "Kata". Zakończona skandalem październikowa potyczka nie dała nam odpowiedzi na pytanie o jego obecną dyspozycję. Hopkins w formie z walk z Pascalem powinien okazać się za mocny dla całej czołówki wagi półciężkiej oprócz Dawsona, Clouda i Sillakha, który już teraz prezentuje dojrzały boks i zapewne nie pozwoliłby coraz gorszemu fizycznie B-Hopowi na narzucenie sobie niewygodnego stylu. Czy w wieku 47 lat Hopkins odważy się podjąć ryzyko i wyjdzie do ringu z jednym z wyżej wymienionych? Z jego ostatnich wypowiedzi wynika, że raczej wybierze inną drogę i postara się zunifikować pozostałe pasy, rzucając wyzwanie stosunkowo łatwym do pokonania Cleverly'emu i Szumenowowi.
O ile nie można bagatelizować roli Richardsona w przygotowaniach Mosleya do walki z Margarito, to trudno wskazać, w jakim stopniu to on jest autorem ostatnich sukcesów "Kata". Słuchanie rozmów, jakie w narożniku prowadzą ze sobą Naazim i Bernard nasuwa skojarzenie, że jest to raczej wymiana opinii równorzędnych sobie stopniem naukowym autorytetów z danej dziedziny, niż polecenia trenera dla zawodnika. Czy Hopkins pokonałby Pascala bez pomocy Richardsona? Jestem przekonany, że zrobiłby to dokładnie tak samo.
Gdyby nie zwycięstwo Władimira Kliczki nad Davidem Hayem, zbyt wielu powodów do radości nie miałby w minionym roku także Emanuel Steward. "Mr Kronk" został opuszczony przez jedną z największych gwiazd zawodowego boksu - Miguela Angela Cotto, który zatrudnił w jego miejsce kubańskiego trenera Pedro Diaza i zmiana ta została pozytywnie oceniona przez większość ekspertów, gdy "Junito" rozprawił się z Antonio Margarito. Steward robił dobrą minę, lecz w jednym z wywiadów oświadczył, że Cotto zwolnił go, bo... szukał tańszego specjalisty, któremu można zapłacić kilkadziesiąt tysięcy dolarów mniej. Pod opiekę Stewarda trafił za to Yuriorkis Gamboa (21-0, 16 KO)...
SKY'S THE LIMIT
Nową gwiazdą wśród trenerów jest za to Robert Garcia. Większość jego podopiecznych radzi sobie wybornie, a on sam zdobył zaufanie wszechmogącego Boba Aruma, który już planuje wyrwać Chaveza Juniora spod skrzydeł krnąbrnego duetu Roach-Ariza i podsunąć go 36-letniemu ex-mistrzowi świata, który "lepiej zna meksykański styl walki".
Garcia jest murowanym faworytem do zgarnięcia nagrody Trenera Roku we wszystkich liczących się plebiscytach, a w dodatku wiele wskazuje na to, że w 2012 roku jego zawodnicy dalej będą wygrywać. Trwa fenomenalna passa Brandona Riosa. "Bam Bam" w ciągu ostatnich miesięcy zdobył i obronił (a ostatnio stracił na wadze) tytuł mistrza świata, odniósł trzy imponujące zwycięstwa przed czasem, a swoim niezwykle efektownym stylem zaskarbił sobie miłość tysięcy kibiców. Wkrótce Rios przeniesie się do gwiazorsko obsadzonej dywizji junior półśredniej, a na jego potyczkę z Maidaną, Matthysse, Moralesem lub Marquezem ostrzy sobie zęby cały bokserski świat.
W kategorii piórkowej świetnie poczyna sobie młodszy brat szkoleniowca - Miguel Angel Garcia, który ze swoim chłodnym, ale zabójczym stylem wkrótce może podbić wagę do 126 funtów (zwłaszcza, jeśli opuści ją Gamboa). Nie zapominajmy, że Robert Garcia trenuje także czołowego pięściarza P4P - Nonito Donaire, który brutalnie rozprawił się z Fernando Montielem, a potem wypunktował do zera niepokonanego wcześniej Narvaeza. Za miesiąc "Filipiński Błysk" zapewne dorzuci do rekordu nazwisko Vazqueza Juniora, a potem przyjdzie pora na starcie z Arce lub Nishioką. Do podopiecznych "Dziadka" zalicza się też Antonio Margarito - nieco już wypalony i rozbity, ale wciąż szalenie popularny i wzbudzający skrajne emocje, a więc potrzebny.
Nie tylko Garcia udowodnił w tym roku, że jest fachowcem najwyższej klasy. Spektakularny upadek Jamesa Kirklanda nie przeszedł bez echa, ale jeszcze większe wrażenie zrobił jego powrót, a autorką tego sukcesu jest kobieta - Ann Wolfe. Stosowany przez nią niezwykły reżim treninowy pozwolił Kirklandowi przetrwać kryzys z pierwszej rundy walki z Alfredo Angulo i podkręcić tempo po odzyskaniu władzy w nogach. Po zranieniu twardego Meksykanina, "Mandingo Warrior" już nie odpuścił i przez kilka kolejnych odsłon nieustannie zasypywał go gradem ciosów, by w końcu zmusić sędziego ringowego do poddania "Perro". Natychmiast po powrocie do treningów z Wolfe, Kirkland stwierdził, że jest pod opieką właściwej osoby i żałuje, że zgodził się wcześniej na zmianę szkoleniowca. Szczere wyznanie poparte dowodem w postaci fenomenalnej postawy podczas walki - miła odmiana w zmanierowanym i skrajnie nieszczerym sporcie zawodowym.
Powodów do zmartwień nie mają również Virgil Hunter i Barry Hunter (brak powiązań). Ich podopieczni przez cały rok prezentowali się znakomicie, a w ostatnim czasie każdy z nich odnosił imponujące zwycięstwa. Virgil jest twórcą sukcesów Andre Warda, który kilka tygodni temu w finale Super Six kompletnie zdominował Carla Frocha, choć niemal cały czas walczył z kontuzją, a Barry odkrył i poprowadził do sukcesów braci Peterson (Lamont po pokonaniu Amira Khana został mistrzem świata WBA Super oraz IBF).
Na osobny akapit zasługuje także legendarny Ignacio Beristain - szkoleniowiec surowy i wymagający, ale wręcz wielbiony w Meksyku. Największym tegorocznym sukcesem Nacho było przygotowanie Juana Manuela Marqueza do trzeciej potyczki z "Pacmanem".
Gorszy rok uznanych trenerów może świadczyć o wielu rzeczach, wolałbym jednak nie wysuwać od razu daleko idących wniosków. W najbliższych miesiącach podopieczni Roacha i Richardsona swoimi występami wystawią świadectwo tym szkoleniowcom. Zwykle o sukcesie trenera w dużym stopniu decyduje talent jego zawodnika. Wpadki podopiecznych Roacha można tłumaczyć przecież nienajlepszym match-makingiem, a porażki trenowanych przez Naazima pięściarzy najprościej zrzucić na ich zaawansowany wiek. Jeśli jednak obecne trendy utrzymają się przez najbliższe miesiące, będziemy mogli mówić o zmianie warty wśród czołowych szkoleniowców.
Leszek Dudek
To moje osobiste zdanie każdy ma prawo się z nim nie zgadzać.
http://www.youtube.com/watch?v=G_kFJyA_PBk&feature=youtu.be
Dla mnie ciekawy artykuł.
Po pierwsze wstrzymał bym się z oceną Nazima Richardsona, trudno go winić za szklankę Cunna tym bardziej że mimo knockdownu, w następnych rundach walki z Hernandezem walczył naprawdę dobrze i gdyby nie wałek pewnie skończyło by się na TKO na Kubańczyku, Mosley jest stary i już całkowicie wypalony, nie ma co winić trenera że jego zawodnik wychodzi tylko po wypłatę, słabej dyspozycji Nazima przeczy też niezwykła forma i laury zbierane przez Hopkinsa.
Co do Freddiego to po prostu miał przez ostatnie parę lat za dużo sukcesów i przez to zlekceważył ostatnich rywali swoich zawodników. Mam nadzieję że kubeł zimnej wody jaki dostał da mu do myślenia. Warto również zastanowić się czy czasem Arum nie rzucał mu ostatnio kłód pod nogi. Pozycja i sukcesy duetu Roach-Ariza mogły być za dużym zagrożeniem dla starego żydka który ostatnio chce się ich pozbyć. Do tego Freddy trenuje zawodnika promowanego przez znienawidzonego przez Aruma De La Hoye.
Muszę się za to zgodzić co do Stewarda. Gościowi zależy ostatnio chyba tylko na kasie, nie chce trenować żądnych młodych prospektów którzy nie dali by mu na start dużych zarobków, do tego jest schematyczny i skostniały, wszystkich trenuje na jedno kopyto i nie widać u niego za grosz nowoczesnego i elastycznego podejścia, gościu zatrzymał się w czasie. O ile metoda trzymania na dystans i napieprzania do znudzenia jabem pasuje do Włada to już w przypadku Cotto i Dawsona potrzeba znacznie więcej świeżej myśli technicznej. Manny próbował robić dobrą minę do złej gry i tłumaczyć odejścia swoich zawodników jakimiś bzdetami jak miejsce zamieszkania ale o ile Cotto jest w miarę kurtuazyjny to już Chad powiedział wprost że współpraca z Stewardem się nie układała. Ciężko znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla niego, nie miał słabych starych i wypalonych zawodników jak Nazim, Roacha można jakoś tłumaczyć lekkim wałkiem w przypadku Khana i wyjątkowo nie pasującym zawodnikiem w przypadku Mannego, tymczasem zarówno Cotto jak i Chad to stosunkowo młodzi i niezwykle utalentowani zawodnicy a trenowani przez Stewarda walczyli bez polotu, schematycznie i po prostu kiepsko jak na swoje możliwości. Najbardziej boję się że Manny zepsuję niewiarygodnie ogromny talent Gamboy... .
Z resztą teksu się z grubsza zgadzam.
BANDYTYZM NIE MOZE BYĆ USPRAWIEDLIWIANY "KONTROWERSYJNOŚCIĄ". TAKICH LUDZI W BOKSIE NIE POTRZEBUJEMY.
Nie pisz dużymi literami i potrzebny jest bo walczy jest twardy i przyciąga publike.