CUDOWNE ANTIDOTUM CZY GWÓŹDŹ DO TRUMNY?
Po ponad dwóch latach w końcu doczekaliśmy się ostatecznych rozstrzygnięć w organizowanym przez Showtime turnieju Super Six. Oprócz wyłonienia najlepszego boksera kategorii super średniej, miał on być swoistym kierunkowskazem wyznaczającym drogę współczesnemu boksowi zawodowemu, lekiem na całe zło, którego w dzisiejszej szermierce na pięści jest mnóstwo. Czy jednak tak właśnie było?
Na pewno turniej pomógł w ustaleniu hierarchii w kategorii. Pokazał którzy zawodnicy się liczą i mogą liczyć na wielkie walki w przyszłości (Andre Ward, Carl Froch, Mikkel Kessler, Andre Dirrell), którzy powinni już chyba zawiesić rękawice na kołku bądź przynajmniej wyznaczać sobie realistyczniejsze cele i ostrożniej prowadzić swoją karierę (Jermain Taylor) a którzy zwyczajnie do kategorii superśredniej się nie nadają (Arthur Abraham).
Z pewnością sama inicjatywa skonfrontowania ze sobą najlepszych bokserów kategorii była znakomita, jednak po drodze pojawiło się wiele przeszkód. Po pierwsze, wielu twierdzi, że turniej zbyt rozciągnął się w czasie. Podczas dwóch lat wiele walk było przekładanych, czasem nawet kilka razy. Organizatorzy nie potrafili się dogadać co do miejsca toczenia walk (walka Frocha z Abrahamem, podczas organizacji której organizatorzy długo nie potrafili się porozumieć co do miejsca stoczenia walki, podobne lecz mniejsze problemy w kilku innych przypadkach), a przecież w takim turnieju sprawiedliwość werdyktów powinna być sprawą najważniejszą. Tak jednak nie zawsze było – jak na przykład w walce Dirrella z Frochem, w której Amerykanin niewysoko, ale wyraźnie wypunktował Anglika, jednak to Froch, walczący w swoim ojczystym Nottingham, uznany został za zwycięzcę.
Z początkowego składu, tylko trzech zawodników dotrwało końca turnieju. Reszta wycofywała się z powodu kontuzji i obawy o zdrowie. Tak było np. w przypadku Jermaina Taylora, który podjął taką decyzję po nokaucie w ostatniej rundzie z rąk Arthura Abrahama. Amerykanin przystępował do turnieju po walce z Carlem Frochem, który również zadał mu bolesną porażkę na kilka sekund przed zakończeniem walki, którą wysoko wygrywał. Należy wspomnieć, że 'Bad Intentions' przystępował do turnieju z najlepszymi po dwóch porażkach przed czasem w przeciągu kilkunastu miesięcy, a gdyby nie zdecydował się na zaniechanie dalszych walk, w kolejnej walce zmierzyłby się o pas mistrza świata z Andre Wardem – mimo dwóch kolejnych porażek przez nokaut! Warto wspomnieć tutaj o słowach Kelly'ego Pavlika, którego udziału w turnieju wielu chciało, jednak przez kontrakt z HBO nie udało się go zorganizować. Powiedział on, że turniej może złamać karierę zawodnikom. Było tak rzeczywiście nie tylko w przypadku Taylora, ale też jego turniejowego pogromcy - Abrahama. 'Król', pomimo początkowego sukcesu, odniósł w turnieju trzy porażki z rzędu, które zmusiły go do powrotu z podkulonym ogonem do kategorii średniej. Biorąc pod uwagę dawne kłopoty z uzyskaniem limitu tej kategorii, powracającemu na tarczy bokserowi będzie niezwykle trudno odbudować dawną pozycję.
Wielu zarzuca też turniejowi forowanie jego zwycięzcy. Po przyjrzeniu się ścieżkom, jaką musieli przebyć finaliści wyraźnie widać, że S.O.G. miał najłatwiejszą drogę do finału turnieju. Reszta bokserów mierzyła się z trudniejszymi przeciwnikami. Oczywiście można winą obarczyć wycofanie się niektórych zawodników w trakcie turnieju, jednak gdy dodać fakt, że przepisy ustalone na turnieju mówiły, że każdy zawodnik stoczy przynajmniej jedną walkę u siebie i jedną na wyjeździe, trudno nie zauważyć niesprawiedliwości. Wszyscy zawodnicy stoczyli co najmniej jedną walkę poza swoim krajem, tymczasem Ward wszystkie turniejowe pojedynki stoczył w Stanach Zjednoczonych, w tym trzy w rodzinnym Oakland, a cztery w stanie Kalifornia. Bokserzy jak Allan Green, zaczynali turniej z zaliczonymi porażkami swoich poprzedników, przez co już na początku udziału w turnieju mieli nierówne szanse.
Turniej pozwolił na unifikację dwóch tytułów i ustalił choć częściową hierarchię w kategorii, wprowadził też jednak nieco zamętu i chaosu co do tego, jak dalej powinny wyglądać losy wagi superśredniej. Największa część fanów chciałaby zapewne walki Warda z mistrzem IBF Lucianem Bute. Rumun nie mógł wystąpić w turnieju, gdyż podobnie jak Pavlik był związany kontraktem z HBO. W trakcie turnieju kontrakt jednak wygasł, a 'Le Tombeur' podpisał kontrakt z Showtime, która obiecała mu natychmiastową walkę ze zwycięzcą turnieju po jego zakończeniu. Problem w tym, że podobne obietnice uzyskało kilku innych bokserów. Po 'przegranej' Andre Dirrella w walce z Frochem, federacja WBC zarządziła rewanż w przypadku, gdy Anglik utrzyma swój pas, czyniąc jednocześnie z Amerykanina obowiązkowego pretendenta. Mikkel Kessler, który pierwszy odebrał zielony pas Kobrze i po problemach z okiem musiał się wycofać, został przez WBC uznany za mistrza emerytowanego, dostał też obietnicę walki z posiadaczem pasa WBC i zwycięzcą turnieju.
W międzyczasie do stawki dołączył brat brązowego medalisty olimpijskiego Andre Dirrella – Anthony. 'The Dog' wywalczył całkiem niedawno miano obowiązkowego pretendenta do walki z posiadaczem WBC. Sytuacja stała się więc dość skomplikowana, jednak najprawdopodobniej wybrana zostanie najbardziej dochodowa opcja walki z Bute, o której organizacji za duże pieniądze na Stadionie Narodowym w Bukareszcie mówiło się już jakiś czas temu. Nie jest to jednak wcale tak pewne, biorąc pod uwagę ostatnie słowa mistrza IBF, który mówił o tym że chętnie zmierzyłby się w pierwszej kolejności z Carlem Frochem i ukarał za nieprzychylne słowa wypowiedziane pod jego adresem.
Ciężko jest wydać ostateczny wyrok o turnieju. Na pewno udowodnił on że warto konfrontować ze sobą najlepszych zamiast bawić się w kunktatorstwo i że może to być decyzja dobra nie tylko ze sportowego, ale i finansowego punktu widzenia. Z drugiej Super Six ukazuje, że takie przedsięwzięcie wymaga perfekcyjnej organizacji i przygotowania odpowiednich alternatyw, bowiem każdy tak wielki i długi turniej napotka prędzej czy później przeszkody. Ostateczny wyrok należy więc do fanów boksu, w zależności od tego, jakie wartości w swoim ulubionym sporcie cenią oni najbardziej. Czy stanowi on cudowne antidotum świadczące o tym, że warto organizować walki najlepszych i przywrócić dawną chwałę boksowi, czy też przysłowiowym gwoździem do trumny, ukazującym wszystkie najciemniejsze strony tego sportu - oceńcie sami.
spory postep w stosunku do czytanych tu tekstów redakcyjnych kolegów Laury którzy bezkrytycznie lali hektolitry wazeliny na ten event
jesli chodzi o kompaktowosc, płynnosc i czytelnosc to o niebo lepiej wypadł super 4 w koguciej chociaz zastrzegam że pisze z głowy czyli z niczego, moze i tam były jakies zgrzyty o których nie wiem a nie mam czasu sprawdzic
średnie wykonanie ma już mniejsze znaczenie!
Po pierwsze za dużo jest federacji. Po drugie nie ma żadnego planu rozgrywek, czym możnaby pokrzyżować plany działaczom. Po trzecie zamieszanych w business jest wiele stacji tv- a nie jedna.
Turniej fatalny, a walka finałowa, to już w ogóle koszmar.
Co do samego zdobywcy trofeum nie będę się wypowiadał- zrobiłem to w temacie niżej na tej stronie.
Jak to ma odbudować popularność pięściarstwa, to ja jestem Dalajlama.
Zresztą czas pokaże ile ten turniej był warty.
Gdy pomysł jest świetny- jest kopiowany, bo dobrze się sprzedaje.
Zobaczymy czy będą jeszcze takie turnieje i jaką osiągną popularność?
Ja nie wróżę im sukcesu.
Jeśli chodzi o pas WBC, to w tej chwili obowiązkowym jest Anthony Dirrell. Kessler stracił status "emeritusa", kiedy został obowiązkowym pretendentem do pasa WBO.
Wątpię, czy Dirrell będzie chciał od razu mierzyć się z najlepszym kumplem swojego brata, a przy tym o kilka klas lepszym bokserem, raczej poczeka, aż ten pas zwakuje.
"Nieudana próba ożywienia zawodowego boksu, który przeżywa coraz większy kryzys. Niestety system walk jest tak stworzony przez liczące się organizacje, ze zawodnicy nie są w stanie wystapić z czymś w stylu lockuotu na podobieństwo koszykówki.
Po pierwsze za dużo jest federacji. Po drugie nie ma żadnego planu rozgrywek, czym możnaby pokrzyżować plany działaczom. Po trzecie zamieszanych w business jest wiele stacji tv- a nie jedna."
Zauważyłem, że czasem piszesz do rzeczy, a czasem nie. To jest niestety przykład pisania zupełnie od rzeczy. Strajk nie jest rozwiązaniem żadnego problemu, bo każdy strajk jest z definicji nielegalny. Jeśli podpisujesz umowę z pracodawcą, a następnie się z niej nie wywiązujesz, to jesteś oszustem i powinna cię spotkać kara. Zerwanie umowy jest niczym wobec strajku, czyli przymusowej ( opartej na szantażu ) próby jej renegocjowania.
Druga sprawa, federacyj czy telewizyj nie jest za dużo, lecz za mało - bo gusta są różne. Problemem boksu jest to, że federacje się między sobą nie różnią. Jeśli w jednej federacji zasady jakiemuś bokserowi nie pasują, to powinien iść do innej. A jeśli w żadnej mu nie pasują, powinien założyć własną. Potrzebna jest wolność i różnorodność. Potrzebny jest kapitalizm, a jego nie ma, bo federacje są tworami politycznymi ( federacje nie podpisują umów z bokserami, jako osobami, lecz jako obywatelami danego państwa - innymi słowy, jeśli państwo, "w którym" żyjesz nie współpracuje z daną federacją nie możesz dla niej walczyć - tak to przynajmniej wygląda z informacyj, do których dotarłem ).
Turniej, o którym powstał ten artykuł nie jest ani porażką, ani sukcesem. To się dopiero okaże za jakiś czas - czyli wówczas, gdy poznamy wnioski, jakie z niego wyciągnięto. Może się okazać sukcesem, jeśli organizatorzy wyciągną następujące wnioski:
- każdy uczestnik turnieju musi walczyć z każdym innym w takich samych odstępach czasu, a data każdego pojedynku od pierwszego do ostatniego musi bydź znana przed rozpoczęciem turnieju.
- turniej nie może trwać więcej niż półtora roku;
- finał może mieć miejsce tylko wówczas, gdy dwóch bokserów zdobędzie identyczną ilość punktów ( a jeśli identyczną ilość punktów zdobędzie więcej niż dwóch bokserów, nagrodę otrzymuje faworyt publiczności );
- wycofanie się z turnieju oznacza dla każdego utratę przynajmniej 90% gaży;
- wycofanie się z turnieju zawodnika wymazuje z klasyfikacji turnieju cały jego wkład ( turniej jest punktowany tak, jakby od początku walczyło pięciu czy czterech zawodników );
- organizator turnieju dobiera sędziów.
Strajk nie jest z żadnej definicji nielegalny. To jak najbardziej legalne działanie obwarowane jednakowoż przepisami, których dopiero przekroczenie jest nielegalne.
Z zasady strajk jest nielegalny w dyktaturach i systemach totalitarnych. Tak było m. in. w "komunie".
Nie jest tak natomiast obecnie w Polsce- zachęcam Cię do zapoznania się z prawem pracy, a unikniesz wtedy tak irracjonalnych omyłek.
Cała reszta o turnieju to twoje zdanie. Nie komentuję go, bo to nie miałoby to sensu.
Ja swoje zdanie o turnieju wyraziłem i nie zamierzam go zmienić.
P.S.
Co do walki z Bute uważam, że Ward wygra. Będzie prowadził walkę w stylu Hopkinsa. Sędziowie nie będą interweniować i ... wygra. Amerykański styl walki weźmie górę u sędziów punktowych.
Tylko, czy to jest jeszcze boks?
"@beniaminGT
Strajk nie jest z żadnej definicji nielegalny. To jak najbardziej legalne działanie obwarowane jednakowoż przepisami, których dopiero przekroczenie jest nielegalne.
Z zasady strajk jest nielegalny w dyktaturach i systemach totalitarnych. Tak było m. in. w "komunie".
Nie jest tak natomiast obecnie w Polsce- zachęcam Cię do zapoznania się z prawem pracy, a unikniesz wtedy tak irracjonalnych omyłek."
Strajk może bydź legalny w świetle obowiązujących przepisów, ale jest nielegalny z definicji - czyli miałem na myśli, że jest prawnym absurdem. To tak, jak z brakiem kary śmierci. Teraz takie coś obowiązuje i mamy sytuację, że ktoś, kto dostał dożywocie staje się do końca życia bezkarny - może zabić, na przykład, współwięźnia i nic mu nie grozi. Ze strajkami jest podobnie. Z jednej strony mamy umowę pomiędzy pracobiorcą i pracodawcą, która podlega "ochronie prawnej", a z drugiej jakieś wyjątki od reguły, które nie mają odniesienia do niczego poza zwykłą przemocą. Jeśli pracujesz dla prywaciarza i zastrajkujesz, to zostajesz zwolniony i nic z tym nie możesz zrobić. Jeśli jesteś górnikiem i uda ci się przekonać dużą ilość kolegów do strajku, to pracodawca nie może cię zwolnić, a państwo nawet ci pozwala na pospolite akty wandalizmu ( na przykład obrzucanie Urzędu Rady Ministrów kamieniami ). Innymi słowy, jeśli mamy dwie rzeczy sprzeczne ze sobą, a jednocześnie legalne - to coś jest z tym "prawem" nie tak. Ale to oczywiście zależy od definicji prawa. Jeśli prawo to jest tylko to, co posłowie ustalą w sejmie - to rzeczywiście strajk może bydź legalny.