RIOS ROZBIŁ MURRAYA
Z powodu nie utrzymania wymaganego limitu Brandon Rios (29-0-1, 22 KO) już przed walką z Johnem Murrayem (31-2, 18 KO) stracił tytuł mistrza świata wagi lekkiej według federacji WBA. Chciał jednak pokazać się z jak najlepszej strony aby zamazać ten zły obraz - i udało się.
Pierwsze trzy rundy to walka w najbliższym półdystansie. Obaj zawodnicy stanęli czoło w czoło i próbowali przełamać się nawzajem. Lepiej z tego wychodził silniejszy Rios, który szczególnie prawym podbródkowym przebijał się przez gardę rywala. Po dziewięciu minutach jednak zupełnie stanął, oddając czwartą i piątą rundę Murrayowi. Dopiero w szóstej powrócił to gry, ale za to w wielkim stylu. Obijał przeciwnika seriami z obu rąk, bił na zmianę po dole i na głowę, a schodząc na przerwę Anglik bardzo mocno krwawił z nosa i ust. W siódmej odsłonie Brytyjczyk dodatkowo zarobił ostrzeżenie za cios poniżej pasa i dopiero w końcówce ósmej ładnie finiszował. Na tym etapie był już jednak mocno pokiereszowany.
Po dwóch wyrównanych rundach, w jedenastej Rios przeprowadził ostatni, skomasowany atak. Trafił prawym sierpowym, zmienił pozycję na mańkuta i bił na zmianę lewym podbródkowym i krótkim prawym sierpem za gardę, w okolice ucha. Zasypał taką serią swojego przeciwnika i gdy ten już nie odpowiadał na ciosy, sędzia wkroczył do akcji przerywając ten krwawy pojedynek.
Co do walki z Gamboą - to Rios ma moim zdaniem niewielkie szanse. Kubańczyk jest szybszy, jest obecnie najbardziej uzdolnionym ruchowo bokserem do tego kopie jak koń.