ARTYŚCI RINGU: KIRKLAND LAING
Czwartego września 1982 roku w Detroit miała miejsce walka, która wprawiła w osłupienie niemal cały pięściarski świat. Roberto Duran, kamiennoręki morderca z Panamy został pokonany przez pochodzącego z Jamajki Brytyjczyka, Kirklanda Lainga. ''El Cholo'' przystąpił do tej walki jako jedna z największych gwiazd boksu, powracająca po porażce z Wilfredem Benitezem. Oczekiwano Durana wściekłego i żądnego krwi, o Laingu właściwie się nie mówiło i niewielu wierzyło, że zdoła dotrwać do końca pojedynku, natomiast w jego zwycięstwo - oprócz ludzi, którzy znali historię szalonego boksera - nie wierzył nikt. Dla miażdżącej większości widzów Laing był przeciwnikiem anonimowym, również Duran niezbyt się nim interesował, przygotowania do walki spędzając w barze Larry'ego Holmesa. Zlekceważenie Lainga okazało się fatalnym w skutkach błędem. W pierwszych dwóch rundach uwidoczniła się przewaga szybkości Brytyjczyka, który nie wdawał się w wymiany ciosów i tańczył wokół Durana. Przed trzecią rundą trener Lainga nakazał swojemu zawodnikowi większą aktywność i podjęcie ryzyka. Wiedział, że aby zaimponować sędziom, Laing będzie musiał wstrząsnąć Duranem. Od trzeciej rundy Kirkland przejął inicjatywę i nie oddał jej do końca walki, demonstrując wspaniały refleks, wyczucie dystansu i celność ciosów. Technika mieszkańca Nottingham ośmieszała próby ataków Durana. Laing nie sygnalizował swoich uderzeń, mieszając błyskawiczne proste z krótkimi, soczystymi sierpowymi najwyższej próby. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 94-96 i dwa razy 96-94 - nawet oni nie byli w stanie całkiem zaprzeczyć tamtego dnia faktom, choć całkiem mocno próbowali...
Laing pokazał w walce z Duranem boks o tak wysokiej jakości, że dziennikarze magazynu ''The Ring'' pisali o ''niezwykle ciekawym i dojrzałym talencie'' Brytyjczyka i jego ''dużych szansach na zwycięstwo również w starciu z najlepszą wersją pięściarza z Panamy''. Do takiego starcia nigdy jednak nie doszło. Po walce z Duranem Kirkland Laing zniknął i przez prawie rok nikt nie wiedział, co się z nim dzieje, podczas gdy Panamczyk po raz kolejny został mistrzem świata. - Zwycięstwo z Duranem niewiele dla mnie znaczy - powiedział po latach Laing i wcale nie przesadzał. Boks był dla niego zawsze formą dziecięcej zabawy, wynik sportowy schodził na dalszy plan. Kirklanda nie obchodzą przeszłość i przyszłość, liczy się tu i teraz. Od najmłodszych, spędzonych na ''Jamrock Island'' lat Kirk codziennie pali marihuanę, niestety obecnie zmaga się także z uzależnieniem od alkoholu i - prawdopodobnie - heroiny. Według kilku bliskich pięściarzowi źródeł, Laing do wszystkich swoich walk przystępował upalony świętym dla Rastafarian ziołem. Trenował bardzo rzadko, właściwie jedyną walką, do której nieźle się przygotował, był pojedynek z Duranem. Podobno zmusili go do tego trener i promotor, strasząc przesądnego Lainga opowieściami o zabójczej, magicznej sile kamiennorękiego. Kirkland podejmował duży wysiłek tylko wtedy, kiedy się czegoś bał.
Steve Bunce, jeden z najbardziej szanowanych brytyjskich ekspertów (zwany również ''true boxing guru'') twierdzi, że Laing był jednym z największych talentów w historii brytyjskiego boksu, jedynym zawodnikiem z Wysp dysponującym potencjałem porównywalnym do Sugara Raya Leonarda czy Roya Jonesa Juniora. Z Buncem zgadza się wielu innych komentatorów, trenerów i pięściarzy. I choć Kirk nigdy nie zdobył mistrzostwa świata (jedyne jego poważne tytuły to mistrzostwo Wielkiej Brytanii i mistrzostwo Europy), pozostaje klejnotem ''sweet science'', enigmatycznym fenomenem, któremu wszystko przychodziło w życiu łatwo - od sportu przez romanse z setkami kobiet do bezinteresownych gestów szacunku wobec swoich przyjaciół i ringowych przeciwników. ''The Gifted One'' uważa swój ''ziemski pobyt'' za przeznaczenie i według Olivera Jarratta, autora fantastycznej biografii Kirka, ''nie ma w tym krzty fałszu''. Kirkland Laing niczego nie żałuje.
Pamiętasz, kiedy byłeś młody, świeciłeś niczym słońce. Świeć, szalony diamencie! Teraz masz spojrzenie w oczach, jak czarne dziury w niebie. Świeć, szalony diamencie! Zostałeś złapany w krzyżowy ogień dzieciństwa i gwiazdorstwa, przewiany stalową bryzą. Dalej, celu odległego śmiechu, dalej, obcy, legendo, męczenniku, świeć! Sięgnąłeś po tajemnicę zbyt wcześnie, krzyknąłeś w stronę Księżyca. Świeć, szalony diamencie! Zagrożony cieniem w nocy, odsłonięty w świetle; świeć, szalony diamencie! Cóż, zużyłeś swoje zadowolenie z przypadkową dokładnością, jechałeś na stalowej bryzie. Dalej, imprezowiczu, jasnowidzu, dalej, malarzu, kobziarzu, więźniu, świeć! Nikt nie wie, gdzie jesteś, jak blisko lub jak daleko. Świeć, szalony diamencie! Rzuć na stos o wiele więcej, a dołączę tam do ciebie. Świeć, szalony diamencie! I wygrzejemy się w cieniu wczorajszego triumfu, i pożeglujemy na stalowej bryzie. Dalej, chłopcze-dzieciaku, zwycięzco i przegrany, dalej, marynarzu za prawdę i złudzenie, świeć!
Wykorzystano fragment wiadomego tekstu w tłumaczeniu Tomasza Tokiego.