UPADKI I WZLOTY MINIONEGO TYGODNIA
Czyli komu się powiodło w bokserskiej dżungli i został drapieżnikiem, a komu raczej nie i przyjął rolę ofiary. Tradycyjnie zaczniemy od dobrych wiadomości.
1. Kirkland zabijaka.
Po dwuletnim pobycie w więzieniu i dosyć nieoczekiwanej porażce przed czasem z nikomu nieznanym Japończykiem, który dynamitu w rękawicach bynajmniej nie posiadał, James Kirkland (30-1, 27 KO) wrócił w końcu do gry. Dokonał tego w sposób iście imponujący, stwarzając razem z Alfredo Angulo (20-2, 17 KO) thriller, który z pewnością będzie kandydatem do walki roku. Po niezwykłej pierwszej rundzie 27-letni Amerykanin zdołał ujarzmić starszego o dwa lata wściekłego ‘Psa’ i ostatecznie zastopować go w 6. odsłonie. Palce lizać.
2. Szkocki triumf.
Ricky Burns (33-2, 9 KO) dokonał tego, czego bez powodzenia próbowali wcześniej dokonać jego dwaj rodacy Kevin Mitchell i Graham Earl. Waleczny Szkot po zaciętym pojedynku zwyciężył australijskiego bombardiera Michaela Katsidisa (28-5, 23 KO). Czyli potwierdziły się słowa angielskich dziennikarzy sportowych, którzy nazywali Rickyego "najgłębiej skrywaną brytyjską tajemnicą bokserską". W zeszłą sobotę tajemnica ujrzała światło dzienne.
3. Święty Grzegorz na fali.
Pod koniec pierwszej rundy pojedynku rozgrywanego na londyńskim Wembley, George Groves (14-0, 11 KO) się zagapił i przyjął potężną bombę od Paula Smitha (31-3, 17 KO). Po przerwie jednakże zrewanżował mu się precyzyjnym prawym na szczękę, który prawie wysłał pięściarza z Liverpoolu w zaświaty. Ambitny ‘Smigga’ jakimś cudem wstał, ale ‘Saint George’ poczuwszy krew swojej rannej ofiary rzucił się do ataku, co zaowocowało kolejną wizytą na macie 29-letniego Paula, a w konsekwencji końcem walki. Czy teraz Święty Grzegorz zmierzy się z którymś z amerykańskich smoków zza oceanu?
4. Bute poza zasięgiem.
Twardy ringowy weteran Glen Johnson (51-16-2, 35 KO) nie miał zbyt wiele do powiedzenia podczas pojedynku z mistrzem świata wagi super średniej IBF, Lucianem Bute (30-0, 24 KO). 42-letni Jamajczyk zebrał srogie lanie od młodszego o 11 lat Rumuna. Chociaż za sukces można uznać to, iż doczekał gongu kończącego 12. starcie, czego 24 wcześniejszym oponentom ‘Le Tombeura’ nie było dane usłyszeć.
Teraz pora na wiadomości złe.
1. Stary człowiek jednak nie może.
Czy to koniec długiej i pięknej kariery utalentowanego i niezwykle wygadanego Jamesa Toneya (73-7-3, 44 KO)? Wszystko na to wskazuje. W starciu z radziecką maszyną do bicia, czyli Denisem Lebiediewem (23-1, 17 KO) zawsze optymistyczny 43-latek przyjął bierną rolę worka bokserskiego. Posługując się słowami utworu grupy ‘Perfect’- "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym". Pan Toney, podobnie jak pan Roy Jones, tego kawałka najwyraźniej nie słyszeli.
2. Kolejny raz za wcześnie.
Sędzia ringowy Manolo Alcocer zdecydowanie zbyt pochopnie przerwał rywalizację pomiędzy Craigiem McEwanem (19-2, 10 KO), a wschodzącą gwiazdą kategorii średniej Peterem Quillinem (26-0, 20 KO). Co prawda ‘Kid Chocolate’ dominował, ale waleczny Szkot z pewnością nie był na skraju nokautu. Innego zdania był pan Alcocer. Cóż nie łatwo być ringowym. Albo się zagapi, zareaguje za późno i zbiera cięgi od społeczeństwa (Mayweather-Ortiz), to znowu się pospieszy i zarówno zawodnicy jak i społeczeństwo znowu chcą go zlinczować (Brook-Jackiewicz). Całe życie między młotem, a kowadłem…