KATSIDIS: CO CIĘ NIE ZABIJE...
5 listopada w hali Wembley Arena Australijczyk Michael Katsidis (28-4, 23 KO) zmierzy się ze Szkotem Rickym Burnsem (32-2, 9 KO). Stawką będzie wakujący tytuł WBO 'interim' wagi lekkiej. Katsidis twierdzi, że problemy związane ze śmiercią brata (który odszedł niemal rok temu) ma już za sobą.
- To był dla mnie bardzo trudny rok, ale co cię nie zabije, to cię wzmocni. Miałem wiele czasu, by smucić się po śmierci brata, teraz nadszedł czas, by ponownie zabłysnąć. Śmierć brata miała na mnie wpływ nie tylko w walce z Marquezem, ale także w starciu z Guerrero. Do walki z Burnsem przygotowywałem się w Tajlandii przez osiem tygodni. Odbyłem tam wiele sparingów i żyłem w spartańskich warunkach. Ludzie mogą myśleć, że najlepsze walki mam już za sobą, ale ja lepiej wiem, na co mnie stać - powiedział Australijczyk.
dzejmsblant
Ciekawa kwestia, sam nie wiem co o tym napisać. Katsidis to prawdziwy kozak, kocha ringową wojnę, walczy do tego z absolutnym topem, a jednak nie ma takiego wsparcia jak Green.
Nie wiem czemu tak jest, może dlatego że walczy głównie poza Australią? Albo dlatego, że mocno akcentuje swoje greckie pochodzenie?
coś w tym jest że akcentuje swoje pochodzenie pewnie masz racje że dlatego Australijczycy uwielbiają Greena a nie Katsidisa dla mnie też jest jednym z ulubionych bokserów żeby chociaż połowa bokserów miała charyzmę Katsidisa to o ile było by ciekawiej w boksie nikt nikogo by nie unikał ale niestety ten sport stał się biznesem a zrywalizacją sportową ma coraz mniej wspólnego
To, żeby boks nie stawał się biznesem mogą uratować tylko kibice. U większości prawdziwych sympatyków boksu największe emocje wzbudzają właśnie tacy zawodnicy jak Katsidis, który nie kalkuluje czy mu się opłaca wyjść na ring z tym, czy z innym zawodnikiem. Tacy zawodnicy są solą boksu i takich powinno się wspierać, dopingować i przede wszystkim- oglądać.
Katsidis tak naprawdę ma mało wspólnego z Australią - żona Japonka, na co dzień mieszka w Tajlandii i sam bardziej czuje się Grekiem.