DEGALE I WARREN POD WRAŻENIEM 'WILKA'
Werdykt sędziów punktowych po walce Piotra Wilczewskiego (29-2, 10 KO) z Jamesem DeGale'em (11-1, 8 KO) część publiczności w Echo Arenie przyjęła z niezadowoleniem. W Liverpoolu polski pięściarz przegrał niejednogłośnie na punkty i stracił tytuł mistrza Europy w wadze super średniej. Pod wrażeniem występu polskiego pięściarza byli nie tylko kibice, ale i DeGale oraz jego promotor Frank Warren.
- Wilczewski to twardziel, zaprawiony w bojach bokser. Przyjechał tu walczyć i stworzyć dobre widowisko. Jego rekord mówi sam za siebie. Ze swojego występu jestem zadowolony, choć czasami w ringu podejmuję niekorzystne dla siebie decyzje. W narożniku trener mówił mi: "James, masz szczelną gardę, boksuj więc na wstecznym i będzie ci łatwiej. Używaj prawego prostego". Jednak ja lubię się bić i to właśnie robiłem - mówił DeGale na konferencji prasowej po walce.
25-letniemu bokserowi wtórował jego promotor. - Wilczewski to bardzo solidny bokser. Zaliczył dzisiaj naprawdę dobry występ. Kiedy kilka miesięcy temu przyleciał na konferencję prasową, po jego zachowaniu wywnioskowałem, że postawi bardzo trudne warunki i nie pomyliłem się - powiedział Warren.
Dla mistrza olimpijskiego z 2008 roku sobotni pojedynek nie był spacerkiem. W piątej rundzie Wilczewski był bliski zakończenia walki przed czasem. DeGale przyznał się, że po uderzeniu, które trafiło w jego ucho, przez dłuższą chwilę nic nie słyszał.
- Pierwsze dwie, trzy rundy były dość łatwe. Później Wilczewski wrócił do gry. W piątej trafił mnie bardzo mocno, ale pokazałem, że mam dobrą szczękę i umiałem go przytrzymać. Po tym uderzeniu nic nie słyszałem! Czułem się naprawdę dziwnie. Kiedy wróciłem do narożnika, powiedziałem trenerowi: "Nic nie słyszę". Odpowiedział tylko, żebym się nie przejmował. Wróciłem więc na ring i jakoś sobie poradziłem - wspominał przebieg walki DeGale.
Wynik walki niektórzy z obserwatorów uznali za niesprawiedliwy. Nowy mistrz Europy jest przekonany, że na tytuł w pełni zasłużył. - Po końcowym gongu przekonany, że wygrałem. Dwóch sędziów dało mi dwie rundy więcej, trzeci wskazał na remis. Z tym remisem niespecjalnie się zgadzam. Sądzę, że rację mieli raczej dwaj pierwsi sędziowie. Gdyby walka odbyła się na neutralnym gruncie, to i tak bym wygrał. Sędziowie reprezentowali trzy różne kraje, także nie może być wątpliwości - przekonywał DeGale.
Leworęczny pięściarz z Londynu na ring ma wrócić jeszcze w tym roku. Pojedynek w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego federacji EBU z pewnością stoczy na terenie Wielkiej Brytanii.