NOSIŁ WILK RAZY KILKA...
Już za kilka godzin na ringu w Echo Arena w Liverpoolu do swojej pierwszej obrony tytułu czempiona starego kontynentu w wadze super średniej stanie Piotr Wilczewski (29-1, 10 KO). Jego przeciwnikiem będzie nie byle kto, bo złoty medalista olimpijski z Pekinu i były mistrz Wielkiej Brytanii, 25-letni James DeGale (10-1, 8 KO). Dla pochodzącego z Londynu utalentowanego ‘Czarodzieja z Harlesden’, walka z Polakiem będzie próbą powrotu na szczyt po bolesnej przegranej ze śmiertelnym wrogiem George'em Grovesem (13-0, 10 KO).
21 maja 2011 roku kreowany na wielką gwiazdę światowych ringów i niezwykle pewny siebie DeGale, po raz pierwszy w karierze zawodowej schodził z ringu pokonany. Porażka była tym dotkliwsza, że Groves zadał ją swojemu dawnemu koledze, a obecnie wielkiemu rywalowi po raz drugi. Za pierwszym razem zwyciężył go w 2006 roku podczas amatorskich mistrzostw Anglii. Dumny medalista olimpijski nigdy nie pogodził się z tamtą przegraną i uznał ją za oszustwo. Nie inaczej było po ogłoszeniu werdyktu na ringu w hali O2 Arena. Szeroko komentowany wynik owej potyczki zdecydowana większość ekspertów i kibiców uznała jednak za sprawiedliwy, a kolejną wiktorię 23-letniego Grovesa za jak najbardziej zasłużoną.
Od tamtego momentu minęło 5 miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że kubeł zimnej wody wylany na głowę walczącego z odwrotnej pozycji Jamesa, podziałał na niego mobilizująco. Odpowiednio spisał się także jego promotor Frank Warren, kontraktując mu pojedynek, w którym stawką będzie pas EBU.
- To fantastyczne, że dostałem szansę rywalizacji o mistrzostwo Europy w mojej pierwszej walce od czasu bitwy z Grovesem. Zamierzam to wykorzystać i zdobyć ten tytuł -oświadcza skoncentrowany DeGale.
Do pojedynku z Wilczewskim James przygotowywał się sparując między innymi z Darrenem Barkerem (23-1, 14 KO), który tak dobrze zaprezentował się podczas walki z mistrzem świata, Argentyńczykiem Sergio Martinezem (48-2-2, 27 KO). Jak przyznaje, przygotowania potraktował niezwykle poważnie, bo przeciwnik, a także okoliczności, w jakich przyszło mu powrócić między liny ringu, są szczególne.
- Piotr to bardzo dobry i trudny do pokonania mistrz. To będzie trudna walka dla mnie, bo pierwsza od czasu przegranej. Oczekuję także, że Piotr podniesie poprzeczkę bardzo wysoko i zmusi mnie do maksymalnego wysiłku - tłumaczy z powagą w głosie Brytyjczyk.
Najprawdopodobniej tak właśnie będzie. ‘Wilk’ ma 33 lata, 29 zwycięstw i tylko 1 porażkę w karierze. Jej sprawcą był w lipcu 2009 roku twardo bijący Nowojorczyk Curtis Stevens (21-3, 15 KO), który zastopował Polaka w 3. rundzie. Od tego czasu pięściarz z Dzierżoniowa pokonał siedmiu rywali, a najcenniejszym skalpem był oczywiście ten zdobyty na Aminie Asikainenie (28-4, 19 KO). Faworyzowany Fin niespodziewanie przegrał przed czasem w 11. rundzie, a Piotr powrócił do kraju z pasem EBU.
Dużym atutem Wilczewskiego będzie także jego doświadczenie amatorskie. W 1996 roku boksował na mistrzostwach świata juniorów, w 2000 roku wystąpił na mistrzostwach Europy seniorów, gdzie pokonał Ukraińca Wiaczesława Użełkowa (24-1, 15 KO), obecnie cenionego zawodowca. Oprócz tego kilka razy zdobywał mistrzostwo Polski, a na swoim rozkładzie ma między innymi ostatnią ofiarę Nathana Cleverly’ego (22-0, 11 KO), czyli Aleksego Kuziemskiego (22-3, 6 KO).
Polski pięściarz oprócz doskonałej techniki i wielkiego serca do walki nie dysponuje nokautującym ciosem, chociaż potrafi ranić, co udowodnił chociażby walcząc o wakujący pas EBU. Z pewnością będzie próbował utrzymywać na dystans i punktować swojego dzisiejszego rywala. Czy to jednak wystarczy na niewygodnego Londyńczyka?
Za zdecydowanego faworyta uważany jest DeGale. Walcząc z Polakiem Anglik będzie chciał pokazać, że porażka z Grovesem była tylko wypadkiem przy pracy, a wielkie sukcesy są tylko kwestią czasu. Dlatego zapewne zmobilizuje wszystkie swoje siły, aby efektownie zwyciężyć przed czasem i wysłać w świat wiadomość, że wraca do gry.
Czy przysłowie ‘Nosił wilk razy kilka- ponieśli i wilka’, sprawdzi się dzisiaj w odniesieniu do naszego Mistrza Europy z Dzierżoniowa? Oby nie. Niech Wilczewski bez żadnych kompleksów kąsa brytyjskiego lwa. Miejmy również nadzieję, że wszystkiego nie zepsuje nadgorliwy sędzia, tak jak w przypadku pojedynku Jackiewicz - Brook. Piotr do ataku!!