MÓC SPOJRZEĆ SOBIE W TWARZ
Będę robił swoje. Jeśli wygram, a zostanę oszukany, ludzie sami się zorientują - mówi "Przeglądowi Sportowemu" Rafał Jackiewicz (38-9-1, 19 KO) przed dzisiejszą walką z Kellem Brookiem (24-0, 16 KO). Transmisja walki w Polsacie Sport od 21:30.
- W sobotę w Sheffield zmierzy się pan z niepokonanym dotąd Kellem Brookiem. Stawką będzie prawo do walki o pas mistrza świata federacji WBA w kategorii półśredniej.
Rafał Jackiewicz: W czwartek wyruszyłem do Anglii. Jest dobrze, chociaż przez te ostatnie dwa dni przed ważeniem jestem głodny. Poza tym nie mam żadnych wymówek. Treningi, sparingi, życie, żona, dzieci, dom – wszystko jest poukładane. Przed walką z Janem Zaveckiem o pas IBF, którą przegrałem, też było bardzo dobrze, ale tam mi nie wyszło, po prostu. Teraz mam trochę inne podejście przed samym wejściem do ringu.
- Czuje pan, że to może być walka ostatniej szansy?
RJ: Dokładnie tak jest. Nie oszukujmy się, mam zepsuty bilans walk i już swoje lata. Co prawda ciągle się rozwijam i uczę, ale wiem jak jest. Albo wygram i walczę o mistrzostwo świata, albo przegram po świetnym pojedynku, ale udowodnię, że stać mnie na wielkie rzeczy. Tylko, żeby było jasne – nie godzę się z porażką.
- A jeśli przegra pan w słabym stylu?
RJ: Nie. Wychodzę i daję z siebie wszystko. Chcę móc spojrzeć sobie w twarz.
- Ale nie jest pan faworytem.
RJ: Wiem i dlatego wspomniałem, że po świetnej walce mogę przegrać. W wyrównanym starciu nie będę górą. Takie niepisane prawo gospodarza. Żeby wygrać, muszę go sponiewierać. Stać mnie na to, ale nie będę robił z siebie twardziela i przekonywał, że nie mam obaw, bo wiem, że to biznes. Będę u niego w domu, na jego ringu, przy jego kibicach i jego sędziach. Będę robił swoje. Jeśli wygram, a zostanę oszukany, ludzie sami się zorientują.
- W ostatni weekend w Niemczech świetnie spisał się Grzegorz Proksa.
RJ: To, co pokazał Grzesiek, daje mi pozytywnego kopniaka. Patrzyłem na to i myślałem, że też tak chcę. Chcę, żeby powiedzieli: „Rafcio nie pojechał jako faworyt, a wrócił jako zwycięzca!".
- Jakieś zakłady przed walką?
RJ: Szczerze? Stawiam na remis. Jestem realistą i wydaje mi się, że w wyrównanej walce przegram. Wierzę, że go zleję, a sędziowie dadzą jednak remis.
- Jak pan ocenia Brooka? Brytyjczycy bardzo mocno go promują.
RJ: Ma talent i zadatki, ale dużo się wyjaśni po walce ze mną, bo to ja będę jego najtrudniejszym rywalem. Na razie ostrożnie go prowadzili. Jest naprawdę dobry technicznie i silny. Ciekawe, co pokaże kiedy spotka gościa, który przyjechał wygrać, a nie tylko powalczyć.
- Mówił, że będzie pan mu idealnie pasował.
RJ: Skoro tak twierdzi, to będzie miał łatwiej. Ja się nie poddaję. Zamierzam go naciskać dwanaście rund, bo myślę, że tyle potrwa ten pojedynek. Nie liczę też na jeden cios, bo takiego nie mam. Najważniejsze jest to, co zobaczą kibice i obserwatorzy.
- Zarobi pan chociaż dobrze?
RJ: A skąd! Nie jestem zadowolony. Szkoda gadać... Motywuję się tym, że jeśli wygram, to w pół roku wejdę do ringu w walce o pas mistrza świata z Wiaczesławem Senczenką. Wierzę w ten pas. Ukrainiec i Brook są w moim zasięgu. Na razie chcę wykorzystać swoją ostatnią szansę. Opcje są dwie: wygram i będzie po prostu świetnie albo nie dadzą mi zwycięstwa, ale pokażę się z bardzo dobrej strony. Tak czy inaczej będę walczył dalej. Taki jestem, taki mam sposób na życie i dobrze to robię.