PROKSA: MIŁO POBIĆ NIEMCA W JEGO WŁASNYM KRAJU
- Sam się nie spodziewałem, że tak szybko zniszczę Sylvestra, a on będzie taki bierny i bezradny. Pobić Niemca w jego kraju zawsze jest miło - powiedział Grzegorz Proksa.
- Po tym, jak zdeklasował pan Sebastiana Sylvestra na jego terenie w walce o pas mistrza Europy telefony zaczęły się urywać?
Grzegorz Proksa: Dokładnie tak było. Praktycznie bez przerwy ładuję telefon. Ciągle ktoś dzwoni i co chwilę zaczynam rozmowę z żoną od... tego samego wątku. Ale nie wypada nie odbierać telefonów.
- Nieźle pan namieszał. Zagraniczne portale piszą o narodzinach nowej gwiazdy...
GP: Dla mnie to wielkie wyróżnienie. Nie chcę jednak, żeby tych pochwał było za dużo. Nie lubię też, kiedy zbyt wiele oczekuje się ode mnie.
- Nie ma ryzyka, że uderzy panu do głowy „sodówka"?
GP: Mam 27 lat, trójkę dzieci, trzynastoletni staż z moją obecną żoną. Nie ma takiej opcji.
- Zwycięstwem nad Sylvestrem poprzeczkę zawiesił pan sobie wysoko.
GP: To prawda. Powoli zaczynam sobie zdawać z tego sprawę. W samo zwycięstwo nie wątpiłem ani chwilę. Nie myślałem jednak o innych okolicznościach. Co mogę powiedzieć? Cieszę się z triumfu, ale nie jestem prorokiem, żeby przewidywać przyszłość.
- Możliwe, że mało kto będzie chciał z panem walczyć?
GP: Mówiłem Zbarskiemu, że nie wiem czy za bardzo nie namieszałem. Sam się nie spodziewałem, że tak szybko zniszczę Sylvestra, a on będzie taki bierny i bezradny. Ośmieszałem go, a coś takiego nawet mi się nie śniło! Pobić Niemca w jego kraju zawsze jest miło.
Więcej we wtorkowym "Przeglądzie Sportowym".
tak i co jeszcze haha
pewnie milosc szkolna przetrwala i zakonczyla sie slubem