ARUM: DiBELLA NIEWŁAŚCIWIE PROMUJE MARTINEZA
Sergio Gabriel Martinez (47-2-2, 26 KO) ma wszystko, by osiągnąć status wielkiej gwiazdy nie tylko w boksie zawodowym, ale światowym sporcie. Dziwi więc, dlaczego 36-letni już Argentyńczyk wciąż nie osiągnął należnej mu sławy oraz pozycji, a co za tym idzie - nie zarobił jeszcze ogromnych pieniędzy, których z pewnością wart jest nie mniej, niż Cotto, Hopkins, Marquez i Khan, a może nawet bracia Kliczko, Pacquiao i wreszcie Mayweather.
Bob Arum, blisko 80-letni szef grupy Top Rank, zauważył brak odpowiedniej promocji wspaniałego 'Maravilli' i udzielił swemu koledze po fachu i zarazem konkurentowi, Lou DiBelli, kilku cennych wskazówek. Zapraszamy do przeczytania rad Wujka Boba.
- Martinez to materiał na wielką gwiazdę, ale przed nimi dużo pracy - ocenia Arum. - Po pierwsze, to naprawdę znakomity zawodnik, a wyniki potrafą się obronić. Po drugie, Sergio to prawdziwy przystojniak, a w dodatku wydaje się być miłym gościem. Byłoby łatwiej, gdyby był Portorykańczykiem albo Meksykaninem, bo ci z miejsca zyskują sławę w Stanach. Osiem lat temu ludzie mówili nam, że Manny Pacquiao nigdy nie zostanie gwiazdą, bo żaden Filipińczyk nie przebije się w Ameryce i nie osiągnie statusu super gwiazdy. W tym czasie Manny wyprowadził ich z błędu i pokazał, że można wejść na sam szczyt niezależnie od pochodzenia.
- Lubię Lou, choć czasem zdarza mu się powiedzieć za dużo. Powinien zainwestować trochę pieniędzy z tego, co wypłaca mu HBO. Martineza trzeba reklamować. Weźcie $50,000 albo $75,000 i wytłumaczcie Sergio i Sampsonowi, na co idą te pieniądze. Wykupiłbym reklamę reklamę w strategicznych punktach Nowego Jorku i dałbym zdjęcie Martineza w towarzystwie Carlosa Monzona i Jorge Galindeza. Trzeba zrobić trochę szumu wokół jego osoby, niech ludzie wiedzą, że Sergio walczy w Atlantic City. Niech czekają na kolejne występy.
- Martinez jest bystry, zrozumiałby taki ruch. Można zrobić dobrą robotę już za 50,000 dolarów. Nie można po prostu krytykować mediów, jak robi to Lou. Martinez ma potencjał, ale trzeba go wykorzystać - kończy Arum.