TWARDY JAK SKAŁA ROCKY MARCIANO
O Rockym Marciano (49-0, 43 KO) słyszał chyba każdy, kto choć trochę interesuje się boksem. Ten syn włoskich emigrantów po dziś dzień kojarzony jest z brutalną siłą, uporem i ambicją. Jest doskonałym przykładem pięściarza, który mimo braku predyspozycji fizycznych i olśniewającego talentu, zdołał sięgnąć po najwyższe trofeum w boksie zawodowym - królewski tron wagi ciężkiej.
Rocco Francis Marchegiano, gdyż tak brzmi pełne imię i nazwisko Rocky’ego, urodził się w rodzinie włoskich emigrantów 1 września 1923 roku, w Brockton w stanie Massachussets. Jego ojciec był szewcem, który zapewniał środki utrzymania ubogiej rodzinie, a matka opiekowała się 6 dzieci.
Od najmłodszych lat Rocky, podobnie jak inni rówieśnicy z jego ulicy, uprawiał różne sporty, w tym oczywiście baseball. Z boksem zetknął się w wojsku i tak spodobała mu się ta dyscyplina, że po zakończeniu służby wziął się ostro za treningi i zaczął walczyć amatorsko. Jego oficjalny rekord nie jest zbyt imponujący - z 12 pojedynków 8 wygrał, a 4 przegrał. Jako zawodowiec debiutował 17 marca 1947 roku, nokautując Lee Eppersona. Następnie, co ciekawe, ponownie powrócił w szeregi amatorów i wywalczył mistrzostwo Nowej Anglii. Po straceniu szansy na występy w kadrze olimpijskiej z powodu kontuzji ręki, postanowił skupić się tylko i wyłącznie na zawodowstwie.
Po znokautowaniu Eppersona wykończył przed czasem piętnastu kolejnych rywali, z których aż dziewięciu nie dotrwało do końca 1. rundy. O młodym bombardierze zaczęło robić się głośno, ale nie brakowało też krytyków, którzy wytykali Rocky’emu niski wzrost, wagę, zasięg ramion i prymitywny styl. Przypomnijmy, że chłopak, który zmiótł całą późniejszą czołówkę wagi ciężkiej, miał tylko 180 cm i ważył około 85 kilogramów. W stosunku do swoich przeciwników był niski, mocno zbudowany, o krótkich, ale bijących z siłą parowego młota ramionach, których zasięg nie przekraczał 172 cm.
Jego recepta na sukces była prosta. Atak i lawina ciosów, którymi zasypywał rywali. W jego arsenale przeważały ciosy sierpowe, którymi ścinał przeciwników niczym drwal drzewa. Był także odporny na uderzenia i nieustępliwy, wielokrotnie też udowadniał w ringu, że uporem i determinacją można złamać każdego.
Zwycięstwami nad Rexem Lane (50-17-3, 34 KO), podstarzałym Joe Louisem (66-3, 52 KO), Lee Savoldem (96-38-3, 71 KO) i Harrym Matthewsem (90-7-6, 61 KO) zapewnił sobie 23 września 1952 roku pojedynek z mistrzem świata wszechwag Jersey Joe Walcottem (51-18-2, 32 KO). Starszy i doświadczony mistrz już w pierwszej rundzie postarał się o nie lada sensację, posyłając młodego siłacza na deski. Wcześniej nikomu się to nie udało, a ponownie sztuki tej dokonał dopiero Archie Moore (185-23-10, 131 KO). Po tym niespodziewanym knockdownie zadanym precyzyjnym lewym sierpowym, Walcott przez 12. rund radził sobie całkiem nieźle, prowadząc u wszystkich sędziów na punkty. Niestety w 13. Rocky wyprowadził potężny prawy sierp, który z niszczycielską siłą eksplodował na szczęce mistrza. Wielu ekspertów do dzisiaj uznaje go za najsilniejszy cios jaki kiedykolwiek wyprowadzono w ringu. Liczenie do ’10’ przez sędziego Charleya Daggerta było tylko formalnością. Nowym królem na tronie najcięższej kategorii został Rocky Marciano!
W rewanżu, który nastąpił w 1953 roku, syn włoskich emigrantów poradził sobie z Walcottem jeszcze szybciej. Tym razem znokautował go już w 1. rundzie. Następnie zmierzył się z groźnym Rolandem LaStarzą (57-9, 27 KO), którego zastopował w rundzie 11. Co ciekawe obaj panowie spotkali się ze sobą w roku 1950 i wtedy po niejednogłośnej decyzji sędziów niespodziewanie lepszy był Rocky. Roland był wówczas faworytem, przystępując do walki z Marciano był niepokonany i miał na koncie 37 zwycięstw. Prezentował ładny dla oka, techniczny boks i eksperci uważali, że łatwo poradzi sobie z nieco prymitywnym Włochem. Jednakże w ringu wszystko toczyło się pod dyktando przyszłego mistrza wszechwag. Mimo, że kilka początkowych rund bezapelacyjnie wygrał LaStarza, to jednak wraz z upływem czasu do głosu zaczął dochodzić twardy jak skała i starszy o 4 lata Marciano. Ostatecznie kibice zgodnie stwierdzili, że to jemu należała się wygrana. Do ich drugiego starcia doszło trzy i pół roku później, a przegraną mieszkającego w Bronksie Rolanda, obserwowało 45 tysięcy widzów, zgromadzonych na nowojorskim stadionie Polo Grounds.
Kolejne wspaniałe bitwy w swojej karierze stoczył Rocky z byłym mistrzem świata Ezzardem Charlesem (93-25-1, 52 KO). Najpierw 17 czerwca 1954 roku po 15 zaciętych rundach pokonał go na punkty, by 3 miesiące później znokautować w 8. odsłonie. Do czasu nokautu Charles zwany ‘Kobrą z Cincinnati’ wyraźnie przeważał i tak rozbił nos mistrzowi, że sędzia w przerwie pomiędzy 7 i 8 rundą zagroził, że przerwie pojedynek. Groźba podziałała na Rocky’ego, który zaraz po gongu rzucił się do huraganowego ataku i zastopował pretendenta, ratując w ten sposób mistrzowski pas.
W kolejnym roku pięściarz z Brockton sprawił straszne lanie Donowi Cockellowi (66-14-1, 38 KO), którego od prawdopodobnie ciężkiego nokautu uratował sędzia ringowy, zatrzymując pojedynek w 9. odsłonie. Ostatnim pojedynkiem w karierze Rocky’ego, był pojedynek z Archie Moorem do którego doszło 21 września 1955 roku. Tego dnia na nowojorskim stadionie Jankesów zasiadło ponad 60 tysięcy widzów. Zdecydowanym faworytem był oczywiście panujący mistrz, na którego bukmacherzy przyjmowali zakłady 4:1. Za tą walkę Rocky miał ponoć otrzymać pół miliona dolarów, natomiast jego starszy aż o 10 lat przeciwnik, 250 tysięcy.
W drugiej rundzie twardy Włoch po raz drugi w ciągu całej kariery, po celnym prawym sierpowym, który trafił idealnie w szczękę, wylądował na deskach. Mimo iż podniósł się szybko na nogi, był wyraźnie zamroczony. Tej wspaniałej okazji do zakończenia walki niestety Archie nie wykorzystał i nie zaatakował zdecydowanie, pozwalając Marciano dotrwać do gongu. W kolejnych odsłonach Rocky stale atakował i w 6. rundzie Moore był dwukrotnie liczony, w 8. rundzie ponownie wylądował na deskach i z opresji wyratował go zbawienny gong. Dzieła zniszczenia dokończył w następnej odsłonie, aplikując ambitnemu pretendentowi całą serię potężnych sierpów, po których ten nie był w stanie stanąć na nogi.
Więcej w ringu nie wystąpił, wieszając rękawice na kołku w wieku zaledwie 33 lat, tłumacząc się kontuzjami. Wielu jednak uważało, iż Rocky nie chciał ryzykować starcia ze wschodzącą gwiazdą Floydem Pattersonem (55-8-1, 40 KO). Nie brakowało również i takich, którzy przyczyn powyższej decyzji doszukiwali się w kłopotach finansowych z menadżerem pięściarza Alem Weillem oraz opromienioną złą sławą, słynną włoską mafią.
Rocky jako jedyny mistrz świata odszedł z ringu niepokonany, zwyciężając 49 rywali z rzędu. Blisko wyrównania jego rekordu był w 1985 roku Larry Holmes, który jednakże w swojej 49. walce uległ Michaelowi Spinksowi. Dla uczczenia zasług, Marciano został włączony do ‘International Hall of Fame’, najwięksi eksperci boksu zawodowego zawsze umieszczają go na swoich listach najlepszych pięściarzy wszechczasów.
Zginął w wypadku lotniczym 31 sierpnia 1969 roku koło Newton w stanie Iowa, zaledwie dzień przed swoimi 46. urodzinami. Kierowana przez niedoświadczonego pilota Cessna podchodząc do lądowania, uderzyła w drzewo. Rocky pozostawił żonę Barbarę oraz 16-letnią córkę Mary i kilkunastomiesięcznego synka Rocco. Wielkiego i uwielbianego przez kibiców czempiona, pochowano na cmentarzu Forest Lawn Memorial Garden na Florydzie.
Wczoraj długa była dyskusja na temat Marciano :)
sam jestem fanem Marciano okrutnie cenie jego siłę,odporność,szczękę z kamienia,serce do walki jego styl nieustane ataki ale znakomity Marciano nie był nie dysponował żądna obroną i technika jego styl to był przysiad i bicie sierpami trochę tak na oślep
http://boxrec.com/list_bouts.php?human_id=24129&cat=boxer
To jest chyba oficjalny rekordzista z tego co się orientuję.
Len Wickwar - 466 zarejestrowanych walk zawodowych.
Hehe 7 stron walk ;p. Coś mało ten Len miał wygranych przez nokaut jak na tyle walk. Ciekawe ile by miał przewalczonych rund w sumie :D przeliczyć to na minuty i pewnie wyszło by kilka lat spędzonych w ringu.
I znów te same bzdety, co wczoraj. Jak mógł wyraźnie przeważać, skoro sędziowie punktowali 6-1, 6-1, 5-1 dla Marciano po 7 rundach? Widzę, że redakcja konsekwentnie stosuje metodę, że jeśli będzie się dostatecznie długo powtarzać banialuki, to "ciemny lud to kupi". Na szczęście obszerne fragmenty walki można obejrzeć na Youtube. Każdy może sobie wyrobić własne zdanie. Moje jest takie, że była to jednostronna walka z przewagą Marciano, a punktacja sędziów jak najbardziej prawidłowa.
to się nazywa jazda
prawie jak w grupie wasyla ;)
Wiesz Larry nie miał tak sławnych emerytów do obijania , to po 1 , a po 2 trafił mu się okres między Krzyczącym Alim a Nokautującym Mike'iem , osobiście uważam ,że przecież Mike też jest przeceniony a ludzie pytani o boks mówią Mike Tyson
Patterson byl podobneych rozmiarow jak Marciano,posiadal bardzo technike do tego dysponowal swietnym lewym sierpowym,ale skad pewnosc ze pokonalby on Rockiego skoro byl chyba najbardziej szklanym mistrzem w hisorii hevy.Do tego lubil wchodzic w poldsystans i nie bal sie wymian.Dlatego przegral z Johanssonem.Jedna wymiana z Marciano i Floyd skonczylby walke w pozycji horyzontalnej.
A co trafiania na wlasciwy okres w dziejach,to gdyby Joe Louis trafil na lata 70 90 albo teraz to tez raczej nie zostalby taka legenda.Podobnie mozna powiedziec o Dempseyu czy o wielu innych piesciarzach z dawnej epoki
Co do legendy Rockiego to rzeczywicie jest ona nieco przejaskrawiona,ale czy to jego wina
Uważasz, że Joe Louis, Dempsey i spółka byliby niczym we współczesnym boksie? Pewnie tak...
Ale tego nie można porównywać dosłownie. Lepiej sobie snuć dywagacje kim byliby w czasach dzisiejszego treningu, diet i suplementacji, bo to chyba oczywiste, że mistrzowie z tamtych lat zostaliby zmasakrowani. Tak samo jak Deyna grałby w jakiejś II lidze, a Bill Russell wycierałby parkiet mopem zamiast zdobywać 11 mistrzostw NBA.
znajdź mi w czasach prime'u Tysona jakiegoś porządnego mistrza .
@Kronk
tak był widowiskowy ale w starciu z kimś kto się go nie przestraszył ( jak choćby Tony Tucker)walczył tylko poprawnie, Spinks już na konferencji się trząsł .
@andrewsky
Bo Patterson był myślącym bokserem i jak trzeba było to punktował , nie szedł bezmyślnie do przodu ,szklanki to on nie miał , zawodnicy tacy jak Liston czy Johansson mieli czym przyłożyć
Uwazam ze byliby jednymi z wielu jednorazowych mistrzow jak McCall albo Rahman
Zasluzyli jednak na miejsce w historii i miano najwiekszych mistrzow,poniewaz byli najlepsi w swoich czasach podobnie jak Marciano
Tak jak Spitfire zasluzyl na miano jednego z najlepszych mysliwcow swiata chociaz F16 stroncilby go w 10 sekund:)
Nie bylo porzadnych mistrzow w czasach Tysona bo on wszystkich zbil,a reszta srala w gacie na jego widok:)
Pattersson lezal na dechach w swojej karierze z 15 razy,kilka razy przegral przez nokautrazy wiec mowienie ze nie mial szklanki jest zaklamywaniem rzeczywistosci
Rocky tez mial czym przylozyc:)
Floyd bez watpienia mial swoje niezaprzeczalne atutu,ale ja nie widze w nim faworyta walce z Marciano.Przy podobnych warunkach fizycznych styl robi walke,a Rocky nie bardzo pasowalby Floydowi.
szansepromotions Tucker miał dobre tylko pierwsze trzy może cztery rundy potem został zdeklasowany trzymajmy się faktów. Co do Floyda to miał szklankę jak nikt był świetny póki nie został dobrze trafiony z Ingemarem to leżał w jednej rundzie siedem razy!!!
http://www.youtube.com/watch?v=npz7kFB4Vo4
mówisz masz, dzięki
ja trzymam się słów Stewarda z pewnego wywiadu , w latach 80'tych byli mistrzowie z dużymi umiejętnościami ale za to z małym sercem .
Frazier w walce (pierwszej)z Foremanem leżał bodajże 5 razy , czy to oznacza ,że miał szklankę ? ,każdy dobrze trafiony leży , zdarzają się wyjątki oczywiście , ale Floyd na pewno nie padał po muśnięciach , przegrał przez KO tylko z Listonem i przez TKO (po knockdown'ach) z Johannson'em , porażki z Alim nie liczę bo już był stary , ci zawodnicy mieli jednak czym przyłożyć
Oglądałem kiedyś inny film o Schmelingu - http://www.imdb.com/title/tt0281938/
To akurat całkiem przyjemne, przyzwoita rola Tila Schweigera jak Schmeling, pojawia się Richard Roundtree - Shaft ;) Jeśli możecie to gdzieś dostać, to w sumie polecam, bo jak na telewizyjną produkcję to przyjemnie się ogląda.
Ja nie bronię tezy ,że miał mocną szczękę , ja bronie tezy ,że miał ją normalną , nie był wymiataczem ale też nie padał po zwykłych ciosach :)
byl mistrzem i koniec!
Len przeboksował w sumie 3974 rundy , co daje 11 922 minut = 198 godzin.
Przewalczył ogółem coś ponad 8 dni , jeśli się nigdzie nie pomyliłem :D