ZE WSPOMNIEŃ CLINTONA WOODSA
Niezwykle popularny na wyspach, były mistrz świata federacji IBF w wadze półciężkiej, Clinton Woods (42-5-1,24 KO), przebywa obecnie na zasłużonej sportowej emeryturze. Poniżej pięściarz z Sheffield wspomina między innymi najciekawszych przeciwników, najpiękniejsze i najgorsze momenty w swojej karierze, a także kto uderzył go najmocniej.
- Najlepszy pięściarz z jakim walczyłem?
Clinton Woods: Bez wątpienia był to Roy Jones Junior. Gdy z nim walczyłem, był kompletnie innym pięściarzem niż obecnie. Był po prostu niesamowity. Miał wszystko, szybkość, siłę, świetnie się poruszał. To był po prostu zawodnik doskonały. Oczywiście pojawiały się plotki, że używał sterydów. W czasach gdy razem walczyliśmy nikt nas nie kontrolował przed, czy po walkach, dlatego już nigdy nie dowiemy się prawdy. W każdym bądź razie i tak uważam go za najwspanialszego zawodnika z jakim było mi dane się zmierzyć.
- Moje najlepsze walki?
CW: To pojedynek z Ole Klemetsenem i trzecie starcie z Glenem Johnsonem. Te dwie walki ciągle oglądam, do znudzenia. Pojedynek z Klemetsenem był o mistrzostwo Europy. Natomiast trzecie starcie z Johnsonem to była nieustanna akcja, cios za cios. Odbył się w Boltonie i pamiętam, że jako szatnie przydzielono mi taki malutki pokoik. Ledwo się w nim mieściłem (śmiech), ale to mnie nie zdeprymowało.
- Najlepszy pięściarz z którym sparowałem?
CW: Steve Cunningham, z którym sparowałem bardzo dużo podczas mojego pobytu w Filadelfii. Atakowałem go cały czas, ale bardzo ciężko było go trafić. Biorąc pod uwagę jego gabaryty, rusza się błyskawicznie. To wspaniały technik i utalentowany bokser. Gdy byłem młody sparowałem także z Terrym Dunstanem, który wówczas był u szczytu formy. To był również niezwykle twardy przeciwnik.
- Moja najgorsza walka?
CW: Jeden jedyny raz w swojej karierze wchodząc do ringu wiedziałem, że przegram. Tak było przed starciem z Antonio Tarverem. Mój obóz treningowy i przygotowania, były najgorsze jakie miałem. Wszystko szło źle. Tamtej nocy nie byłem sobą, mentalnie i fizycznie byłem kompletnie nieprzygotowany, aby z nim walczyć. Wcześniej miałem poważny uraz pleców, pokłóciłem się z trenerem, a moi sparingpartnerzy byli gorsi od amatorów.
- Najcięższy cios, który przyjąłem?
CW: Najsilniej bijącym przeciwnikiem, był Ole Klemetsen. On kopał jak koń! Jeszcze zanim walczyliśmy w oficjalnym pojedynku, bardzo dużo razem sparowaliśmy, dlatego wiedziałem, że potrafi przywalić. To był pierwszy facet, który posłał mnie na deski. Pierwszy, który zrobił to pojedynczym ciosem. Jason DeLisle również mnie położył, ale to było tylko ‘pacnięcie’, w ogóle go nie poczułem i szybko wstałem na nogi. Po ciosie Klemtesena nie było to takie proste.
- Najtrudniejszy moment po przejściu na emeryturę?
CW: Najgorsze były pierwsze dwa, trzy miesiące. Zupełnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zawsze byłem niezwykle zajęty, dlatego brakowało mi tej codziennej rutyny. Oczywiście zaraz pojawiło się mnóstwo ludzi, którzy zaczęli mnie namawiać do powrotu i organizować pojedynki, ale ja chciałem tej emerytury. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że mógłbym jeszcze długo walczyć i to na wysokim poziomie. Jeżeli tylko bym chciał, ale ja nie chciałem. Do powrotu skusiłby mnie tylko Glen Johnson i czwarte stracie z nim. Tym razem u niego w Ameryce, bo te trzy wcześniejsze odbyły się w Anglii.