17 LAT TEMU ŻEGNALIŚMY PIERWSZEGO AFRYKAŃSKIEGO MISTRZA OLIMPIJSKIEGO
Niemal dokładnie 17 lat temu, 24 lipca 1994 roku, bokserski świat obiegła tragiczna wiadomość, że niespełna 27-letni Robert "Kidd" Wangila Napunyi (ur. 3 września 1967 roku), pierwszy w historii boksu złoty medalista olimpijski rodem z Afryki, w wyniku ciężkich obrażeń głowy, których doznał w trakcie walki z Amerykaninem Davidem Gonzalezem, zmarł rano w szpitalu w Las Vegas. Przypominamy, że Kenijczyk, który w 1988 roku w Seulu sensacyjnie wywalczył złoty medal olimpijski, został znokautowany w dziewiątej rundzie pojedynku z Gonzalezem, zajmującym wówczas 10. miejsce w rankingu WBC wagi półśredniej.
Śmierć Wangili był kolejnym wielkim dramatem, jaki wydarzył się w bokserskiej rodzinie. Trzy miesiące wcześniej środowisko nie mogło pogodzić się z tragedią brytyjskiego pięściarza Bradleya Stone`a, zmarłego 28 kwietnia w Londynie po przegranym pojedynku z Richie Wentonem. Zgon - tak jak w przypadku Wangili - miał miejsce dwie doby po walce.
Zdaniem niemal wszystkich obserwatorów, Kenijczyk mimo porażki przez nokaut, schodził z ringu bez widocznych problemów, ale 30-45 minut później rozpoczął wymiotować, a następnie upadł i stracił przytomność. Robert Voy, lekarz zawodów, stwierdził, że po walce pięściarz zachowywał się bardzo przytomnie i odpowiadał w sposób logiczny na zadawane pytania. Nie uskarżał się również na żadne bóle głowy. W szpitalu lekarze zdiagnozowali duży skrzep krwi z prawej strony głowy Roberta. Na polecenie dr Alberta Capanny, który przeprowadził operację, poszkodowanego natychmiast po zabiegu umieszczono w podtrzymującej życie aparaturze. Mimo to były mistrz olimpijski zmarł rano o godz. 10.30. Jego zawodowy rekord zatrzymał się na liczbach 22-5, 16 KO, a po śmierci na konto rodziny trafiło honorarium w wysokości 2500 dolarów na stoczoną walkę...
Rok po olimpijskim triumfie (niewiele brakowało, by skrzyżował rękawice z Janem Dydakiem, który z powodu kontuzji nie stanął do walki półfinałowej) , Robert Wangila Napunyi został zawodowym pięściarzem. Był bohaterem całej Afryki, jednym z najbardziej od lat wyczekiwanych "półśrednich". Jego przejściu na zawodowstwo towarzyszyła legenda wielkiego amatorskiego panczera. W rekordzie miał bowiem 180 walk z których wygrał - rzekomo - aż 175, w tym 165 przed czasem! Niestety młody Kenijczyk nie był tytanem pracy, bez której nie zawojuje się zawodowych ringów. Zaczął karierę wspaniale od kolejnych 12. zwycięstw, ale w 13. walce, w 1990 roku, niespodziewanie przegrał przez TKO w 6. starciu z Erikiem Hernandezem. Tamta porażka zachwiała pewnością siebie Afrykańczyka, który w pewnym momencie nawet był skłonny do powrotu do ojczyzny. Pozostał ostatecznie w USA, ale nie czynił spodziewanych postępów.
Drugim wielkim ciosem jaki trafił w jego karierę była bolesna porażka przez TKO w 2. rundzie z Amerykaninem Buck`em Smith`em. Później było jeszcze gorzej (porażki przed czasem z Williamem Hernandezem i Troyem Watersem), aż do nieszczęsnej potyczki z Gonzalezem. Śmerć Wangili, poniesiona w wyniku obrażeń doznanych w trakcie walki bokserskiej, była tragedią porównywalną ze śmiertelnym zejściem 23-letniego Koreańczyka Deuk-Koo Kima, który 17 listopada 1982 roku zmarł w wyniku urazów głowy poniesionych 4 dni wcześniej w pojedynku z mistrzem świata WBA wagi lekkiej, Ray`em "Boom Boom" Mancinim. To głównie z powodu śmierci Kima zmniejszono ilość rund w pojedynkach mistrzowskich z 15 do 12...
odpoczywaj w pokoju. amen
Wyścigi Kolarskie czy Samochodowe też mają swe ofiary.Boks nie jest wyjątkiem!
Niech spoczywają w pokoju!
Z Foe to była bardzo "ciekawa" sytuacja,bo grał wtedy w Man City i właśnie od nowego sezonu miał grać w Lyonie.Co ciekawe ten feralny mecz którego końca nie doczekał był rozgrywany właśnie na Stade Gerland czyli stadionie Lyonu.Był jeszcze Feher z Benficy,Puerta z Sevilli,więc to byli gracze na poziomie i trochę dziwne że nie wykryto u nich problemów.
W boksie też był słynny przypadek Watson-Eubank(choć on przeżył,ale ledwo ledwo)czy Leavander Johnson który zmarł niestety.
Cholernie szkoda wspomnianego przez ciebie Ike Ibeabuchi, to był prawdziwy materiał na przyszłego wielkiego mistrza świata wagi ciężkiej.